Skierniewicka Gazeta Podziemna nie uznaje tematów tabu, nie uczestniczy w towarzystwach wzajemnej adoracji, nie uznaje zobowiązań wobec żadnych koterii i lobby. SKCGP za cel stawia sobie pracę organiczną w interesie dobra wspólnego w skali lokalnej. Gazeta opiera się na uczciwości, bezinteresowności i dążeniu do prawdy siłami obywateli zwanych dziennikarzami społecznymi. Dziennikarzem takim może zostać każdy, kto potrafi napisać rzeczowy, zwięzły artykuł na poziomie przedwojennego maturzysty. Artykuł wystarczy wysłać e-mailem na adres redakcji: skcgp małpa op.pl Tekst musi być oryginalny i podpisany co najmniej nickiem, lub adresem e-mail. Redakcja nie ingeruje w teksty, nie koryguje błędów ortograficznych, nie uznaje zaświadczeń o dysleksji ani dysortografii. Warunek publikacji jest jeden. Piszemy o konkretnych sprawach lokalnych. Inaczej mówiąc nie interesują nas dywagacje ogólnoludzkie, ogólnoświatowe, ani nawet krajowe.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Świąteczne dziadostwo - czyli konserwa na wigilijnym stole


1. „Paczki te mają wspomóc świąteczne stoły najbardziej potrzebujących wsparcia rodzin skierniewickich – tłumaczy Sylwester Kardialik, wicedyrektor MOPR – Wcześniej zbieraliśmy od naszych podopiecznych podania o przyznanie pomocy świątecznej, następnie pracownicy robili wywiad środowiskowy”

2. „MOPR zapewnił [...] 200 paczek po 150 zł każda. Zamówienie na artykuły spożywcze zostało złożone w jednej ze skierniewickich hurtowni”

3. „Podopieczni otrzymali [...] cukier, mąkę, herbatę, konserwy rybne i mięsne... [...]słodycze.”

4. „Z pomocy przedświątecznej mógł skorzystać każdy potrzebujący, spełniający kryteria”

5. „są też tacy podopieczni których trzeba kontrolować”

                Artykuł pt: „MOPR wsparł podopiecznych” autorstwa Romana Bednarka - ITS z 13.12.2013.r.

Kiedy urzędnicy, nie tylko z MOPR-u, za coś się wezmą, na pewno to spieprzą. Ci jednak potrafią zwulgaryzować nawet święta Bożego Narodzenia, tak przecież głęboko i zdawałoby się trwale w naszej tradycji nasycone duchowością, niepowtarzalnym smakiem i aromatem polskiej kuchni, wartościami rodzinnymi, a przede wszystkim prawdziwie ludzkim pięknem.
Dowiadujemy się o tym dzięki uprzejmości Romana Bednarka, który w ITS-ie z 13 grudnia, opublikował artykuł pod wiele mówiącym tytułem „MOPR wsparł podopiecznych”. Bohaterami artykułu są tajemniczy „podopieczni”, oraz niejaki Sylwester Kardialik, wicedyrektor skierniewickiego MOPR-u, który na jego łamach wdzięczy się  do opinii publicznej przechwałkami, jakąż to doskonałą receptę posiada na sparodiowanie samego świętego Mikołaja, KGB, a nawet urządzenie innym Bożego Narodzenia według tradycji, wyobrażeń i przyzwyczajeń własnych.



Szkoda, że jego recepta jest taka konserwatywna

piątek, 20 grudnia 2013

Skierniewice - miasto bez kręgosłupa

Aby miasto mogło sprawnie funkcjonować i się rozwijać jego tkanka urbanistyczna potrzebuje kręgosłupa strukturalnego. Żeby jednak w mieście rósł dobrobyt potrzebny jest też kręgosłup moralny. O jednym i drugim będziemy pisać w następnych felietonach. Dziś zamieszczamy jedynie ilustrację do dyskusji o tym pierwszym.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Zmarnowana Dekada?



1. „Wiem, że przedstawiciele Dekady mają ogromne pieniądze i mogą przez to wpływać na opinię publiczną. Nie ulegnę naciskom.”

2. „Nie chcę doprowadzić do sytuacji jaka ma miejsce na osiedlu Widok. Mieszkańcy mają tam pretensję do władz, że wyraziły zgodę na budowę sklepów wielkopowierzchniowych”

3. „Jeżeli po przeprowadzonej analizie ruchu okaże się, że powstanie obiektu nie spowoduje wzrostu zagrożenia dla ruchu drogowego w tej części miasta a fakt rozbudowy nie będzie stał w konflikcie z ewentualną rozbudową sądu i w końcu – jeśli nie będzie protestów mieszkańców, moja rola ograniczy się do jednego: wyrażenie zgody”

Wypowiedzi prezydenta Leszka Trębskiego cytowane z artykułu pt: „Czy prezydent jest skłonny zmienić zdanie w sprawie Dekady?” autorstwa anw - Głos z 05.12.2013.r.

Kiedy w dzisiejszych trudnych czasach normalnemu miastu spada z nieba rzetelny i sprawdzony inwestor, oferujący zainwestowanie w ciągu roku 60 milionów własnych złotych, w rewitalizację pustynniejącego i tonącego w psich kupach centrum, to w ratuszu zazwyczaj strzelają korki od szampana. Zwłaszcza, że kapitały te wygenerują co najmniej 250 nowych, solidnych, społecznie użytecznych miejsc pracy i to bez żadnych kosztownych wysiłków i fikołków marketingowo-promocyjnych ze strony biurokratów. Każdy normalny gospodarz przy takiej okazji stara się przynajmniej nie zrażać tak cennych przybyszów, likwidować w miare możliwości biurokratyczne przeszkody i szkodliwe stereotypy, o uwodzeniu partycypacją w modernizacji otaczającej infrastruktury już nie wspominając. Jest to bowiem świetna sposobność do poprawy jakości życia mieszkańców poprzez likwidację „wąskich gardeł” komunikacyjnych w strategicznych miejscach. Każdy zdrowo myślący polityk rozumie też, że łatwo można zyskać przy tej okazji popularności, tak przecież cenioną w obliczu zbliżających się wyborów. A co ważniejsze można swoje nazwisko na trwałe wpisać się w historię rozwoju miasta, obok takich znakomitości jak Benedykt Herbst, prymas Antoni Ostrowski, prymas Michał Poniatowski, Władysław Strakacz czy Szczepan Pieniążek... 

Skierniewice normalne nie są

poniedziałek, 25 listopada 2013

O jubileuszu w „Niedzieli” i materacu



1. „Dom dziennego pobytu „Niedziela” w Skierniewicach świętował 20-lecie działalności”

2. „To placówka służąca przede wszystkim osobom samotnym, które potrzebują kontaktu z drugą osobą – mówi Sylwester Kardialik, zastępca dyrektora w MOPR w Skierniewicach, do niedawna kierownik Niedzieli - Obecnie skupia 30 podopiecznych”

3. „Koszt uczęszczania to jedynie koszt posiłków (śniadania oraz 2-daniowego obiadu) i uzależniony jest od wysokości otrzymywanego świadczenia emerytalnego ”

Głos z 24.10.2013.r. artykuł pt: „Jubileuszowo w Niedzieli”autorstwa Joanny Młynarczyk

„Skierniewicka „Niedziela” to miejsce, w którym starsi ludzie znajdują spokój, bezpieczny azyl, opiekę, mogą powierzyć swoje troski i podzielić się tajemnicami. Niedziela gromadzi osoby, które nie chcą być samotne, spędzać dzień w swoich czterech ścianach podczas gdy młodsi członkowie rodziny pracują”  – poinformowała nas dyrektorka Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie - Janina Wawrzyniak - za pośrednictwem dziennikarzy z lokalnej prasy: Romana Bednarka z ITS-u i Joanny Młynarczyk z Głosu Skierniewic. Ci zaś gorliwie zgodzili się zupełnie za darmo wypromować na łamach swoich tygodników to najwybitniejsze osiągnięcie miejscowych liderów z dziedziny niesienia pomocy  ubogim, chromym, starym lub pokrzywdzonym przez los. Jubileusz 20-lecia ośrodka „Niedziela” stanowił ku temu idealną okazję – trzeba przyznać. Pod względem marketingowym pomysł też był bez zarzutu i nie dziwota, że zaszczycił go swoim udziałem sam prezydent Leszek Trębski. Nawet podarował materac do masowania.



poniedziałek, 18 listopada 2013

Konserwatorskie ćwiartowanie przy obskurnym parkanie


-->


1. „Obelisk jest samowolką i jego rozbiórka nie podlega dyskusji – mówi Marian Rożej, Wojwódzki Konserwator Zabytków, oddział w Skierniewicach”

2. „Myśliwi nie złożyli jednak broni i od decyzji Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków odwołali się do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego”

3. „Zarząd który podejmował decyzję o budowie i lokalizacji obelisku działał w dobrej wierze. Ja wiem, że nieznajomość prawa nie usprawiedliwia, ale każdy ma chyba prawo popełnić błąd”

4. „Myśliwi w swoim piśmie do ministra wyrazili chęć zmiany aranżacji obelisku [...] Możemy zubożyć tę inwestycję za własne pieniądze – deklaruje przewodniczący – Chodzi o to by obelisk nie raził tak bardzo w oczy, gdy wchodzi się na cmentarz”

5. „Ze względu na konieczność przeprowadzenia postępowania wyjaśniającego, rozpatrzenie odwołania nastąpi do końca tego roku. - informuje biuro prasowe resortu”.

ITS z 25.10.2013.r. artykuł pt: „Los jelenia jest w rękach ministra kultury”autorstwa Agnieszki Kubik

Żyjemy w piramidalnej paranoi. Kto się z tym poglądem nie zgadza niech łaskawie wyciągnie naukę z historii skromnego drewnianego nagrobka przedstawiającego mężczyznę z jelonkiem, umieszczonego na obskurnych i zapomnianych przez Boga, oraz ludzi peryferiach średniozabytkowego cmentarzyka, gdzieś w prowincjonalnych Skierniewicach. Dlaczego tak mało istotną bzdurą osobiście zajmuje się Minister Kultury czterdziestomilionowego państwa? Nie ma ważniejszych spraw na głowie? Dlaczego na Miłość Boską, Bogdan Zdrojewski - nasz narodowy bohater skutecznej walki z „Powodzią Anno Domini 1997” brnie w kontynuację takiej paranoi?

Nic na-praw-dę nic nie pomoże...

wtorek, 12 listopada 2013

Zalew pseudorewitalizacji II



W poprzednim odcinku odniosłem się do trzech najważniejszych przesłanek, które zdaniem OSiR-u uzasadniają tak zwaną „rewitalizację zalewu”. Myślę że dowiodłem tam, że są to przesłanki fikcyjne, wynikające z błędnej oceny stanu faktycznego, albo wręcz z celowej manipulacji. W związku z powyższym nacisk na uruchomienie tak potężnej inwestycji planowanej na terenie zalewu „Zadębie” jest co najmniej zastanawiający. Tym nie mniej nie da się już ukryć, że pomysł na „rewitalizację zalewu” wymaga wypracowania lepszego uzasadnienia. W innym wypadku znów sfinansujemy przerzucenie tysięcy metrów sześciennych gruntów i materiałów budowlanych ku chwale bezproduktywnego przerobu. Dla firm budowlanych oczywiście każdy przerób jest uzasadniony – daje zajęcie. Dla urzędników jest uzasadniony, bo uzasadnia przepływ strumienia milionowych kwot przez ich ręce. Oprócz przyjemnego poczucia władzy i prestiżu stąd wynikającego, stwarza to zawsze okazję (pokusę) do „prywatyzacji” jakiegoś niewielkiego wycieku. A wszyscy dobrze wiemy, że tego typu „prywatyzacje” nie są w naszych realiach żadnym wyjątkiem - raczej regułą. Potrzebna jest więc czujność, zwłaszcza wśród radnych odpowiedzialnych za nadzór finasów gminy, oraz wśród wyborców nadzorujących uczciwość swoich demokratycznie wybranych przedstawicieli. W poprzednim felietonie pt: „Zalew rewitalizacji” wykazałem, że pomimo milionowych kosztów, tak planowana inwestycja niewiele zmieni w kondycji zalewu, i zupełnie nic nie zmieni z punktu widzenia korzyści dla mieszkańców.



Problemy których OSiR nie widzi

piątek, 8 listopada 2013

Zalew pseudorewitalizacji



1. „W przyszłym roku ma ruszyć rewitalizacja skierniewickiego zalewu; już teraz w kilku miejscach nabrzeżne skarpy grożą osunięciem”
2. „Kilka milionów złotych to według ostrożnych, wstępnych szacunków koszt rewitalizacji zalewu Zadębie w Skierniewicach - [...] Informuje Tomasz Przybysz, prezes OSiR „Nawa” Skierniewice, zarządca akwenu. A inwestycja wydaje się konieczna m.in. z uwagi na groźbę osunięcia się nabrzeżnych skarp.”
3. „Ale prace, oprócz umocnienia brzegów, miałyby objąć również zaporę i wyczyszczenie (odmulenie) dna całego zalewu, oraz wymianę desek pomostów na plastikowe (obecne drewniane wymagają wymiany co rok)”
4. „W miejscu gdzie Łupia wpada do zalewu miałby powstać specjalny próg, zatrzymujący muł nanoszony nurtem rzeki” 
5. „Sama inwestycja miałaby ruszyć w przyszłym roku. Jednak ze względu na skalę koniecznych do wykonania prac, nie da się jej ukończyć w rok”

Głos z 31.10.2013.r. artykuł kogoś kto się podpisuje „mar” pt: „Zalew do remontu”

Ostatnimi czasy Skierniewice przeżywają zalew rewitalizacji. I to przeprowadzanych systemem „Najpierw zrób potem myśl” (pisałem szerzej o tym oryginalnym wynalazku skierniewickim w felietonie pt: Skierniewice pięknieją dzięki systemowi „Buduj i Projektuj”). Ratusz właśnie w tym systemie rewitalizuje park. Wcześniej zrobił „rewitalizację” targowiska i już czyni przygotowania do rewitalizacji uzdrowiska. Wygląda na to, że w te modne trendy postanowił wpisać się również OSiR i też utłuc (ad.2) parę budżetowych groszy na jakiejś rewitalizacji - na przykład zalewu „Zadębie”. Wszystkie te inwestycje mają charakterystyczne cechy wspólne. Po pierwsze: oficjalnie przemawiają za nimi przesłanki demagogiczne – to znaczy takie w które ich głosiciele raczej sami nie wierzą. Po drugie: zakres inwestycji zazwyczaj jest mało korzystny dla interesu społecznego i zwykle ogranicza się do prac mających charakter doraźny, koniecznie kapitało i materiałochłonny. Po trzecie: preferuje się tzw. „przerób” i to ten najprymitywniejszy, z natury najbardziej nadający się do zawyżania kosztów. Po czwarte: tego typu rewitalizacje przeważnie nie rozwiązują żadnego społecznego problemu. Po piąte: za to generują nowe, jak na przykład likwidacja ruchu rowerowego z Widoku, przez park do centrum i likwidacja skrótu komunikacyjnego po godzinie 20-tej w ogóle. Po szóste: preferowane są koszty, po zakończeniu robót prawie niemożliwe do rzetelnego oszacowania, zwłaszcza dla kogoś komu na tym w ogóle nie zależy. Na przykład tzw: „odmulanie dna”. Po siódme: nie poszukuje się nowych pomysłów, twórczych rozwiązań tworzących nową jakość i poszerzających istniejące możliwości. Na przykład: kładka dla pieszych i rowerów w najwęższym miejscu zalewu, jako skrót komunikacyjny z miasta do kąpieliska i jednocześnie nowy pomost (molo). Po ósme: unika się jak ognia udziału opinii publicznej na etapie poszukiwania pomysłów, oceny koncepcji, porównywania kosztów poszczególnych rozwiązań itd.

Problemy które OSiR widzi

czwartek, 31 października 2013

Schwytali „seryjnego” w Skierniewicach



„Śledczy zabezpieczyli ślady i przesłuchali świadków. Już w niedzielę (20.10) wspólna praca kryminalnych i funkcjonariuszy dochodzeniowych doprowadziła do zatrzymania drugiego podejrzewanego. Okazał się nim 16-letni mieszkaniec Skierniewic, który był też poszukiwany celem doprowadzenia do placówki opiekuńczo wychowawczej w województwie podkarpackim.”

„Włamywacz został przewieziony do Policyjnej izby dziecka. Sprawą dalej zajmie się sąd dla nieletnich”

„16-latek usiłował także włamać się do jednego ze sklepów z sukniami ślubnymi”

Głos z 24.10.2013.r. artykuł pt: „Seryjny włamywacz zatrzymany”autorstwa kogoś kto się podpisuje „Mar”

Kiedy dziecko ucieka z domu rodziców, rodzice są źli, patologiczni, godni potępienia w telewizyjnym serialu paranaturalistycznym i napiętnowania na całe życie przed sąsiadami. Zabiera się im prawa rodzicielskie, a dziecko umieszcza w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Kiedy dziecko ucieka z państwowej placówki opiekuńczo-wychowawczej, ściga się je listem gończym, tropi jak zwierzę „wspólnym wysiłkiem kryminalnych i dochodzeniowych”, stawia przed sądy, a na koniec kreuje w mediach nieomal na seryjnego mordercę. A potem wszyscy idą spać z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Nikt się nawet nie zastanawia nad tym, co takiego zrobili pedagodzy z podkarpackiego poprawczaka szesnastolatkowi, że zdecydował się na ucieczkę i kilkuset-kilometrowy surwiwal bez pieniędzy, bez jedzenia, bez odpowiedniego odzienia, środków higieny, schronienia i bez nadziei na lepsze życie u celu.
A może chłopak po prostu przeczytał akurat „Don Kichota” autorstwa Cervantesa i ubzdurał sobie, że musi za wszelką cenę uratować, a potem poślubić ukochaną Dulcyneę? W wieku szesnastu lat jeszcze zdarzają się takie porywy romantyczne.



Jak przykleić łatkę

wtorek, 29 października 2013

Psy wychodzą na ulicę



„W gminie nie ukrywają, że taka decyzja policji jest krzywdząca, a z pewnością nie wynika z konieczności oszczędzania - Zrobiliśmy wszystko aby policja miała u nas jak najlepsze warunki, aby za nic nie płaciła, ale najwyraźniej to nie wystarczyło – mówi Jerzy Stankiewicz, wójt gminy Maków”

„Gmina Maków dotychczas była jedną z dwóch w powiecie skierniewickim, w których zostały terenowe posterunki policji”

„W Komendzie Miejskiej Policji w Skierniewicach, której działanie obejmuje teren miasta oraz powiatu skierniewickiego służy 142 policjantów” 

Głos z 24.10.2013.r. artykuł autorstwa „wk” pt: „Znikający policjanci”

„...grupa wolontariuszy spotka się przy Rondzie Solidarności. Towarzyszyć im będą psy ze schroniska czekający na adopcję. Wyruszą wyznaczoną trasą na 2-godzinny spacer [...]wyłącznie po chodnikach.”
Głos z 24.10.2013.r. artykuł autorstwa „bea” pt: „Psy Wychodzą na Ulice Miasta”

Kiedy w Głosie z 24.10.2013.r. zobaczyłem informację zamieszczoną w kolorowej ramce i do tego podkreśloną wytłuszczonym drukiem, od razu poczułem, że chodzi o coś ważnego dla czytelników. Zwłaszcza, że wzmianka była podpisana przez samą panią redaktor naczelną i miała krzyczący tytuł: „Psy wychodzą na ulice miasta”. W pierwszej chwili przyszło mi do głowy, że to pewnie żartobliwe wywołanie, tradycyjnego o tej porze roku tematu polegającego na kolejnym poszukiwaniu pomysłów na odciążenie policjantów od pracy papierkowej i skierowania ich na świeże powietrze do częstszego patrolowania ulic. Powszechnie wiadomo, że w mowie potocznej, od czasu sukcesu serii filmów pt: „Psy (1,2,3...)” to określenie policji zdobyło sobie powszechną popularność. Coraz bardziej wypiera ono z użycia archaizm: „Gliny”.
Zaś temat potrzeby polepszenia patrolowania miejsc publicznych przez policję wraca na łamy prasy cyklicznie, nawet kilka razy w roku. Zwłaszcza jesienią, kiedy dzień robi się krótszy, a w ludziach narastają depresyjne nastroje i poczucie zagrożenia. Dodatkowo wzmacniane przez wysyp alarmistycznych pseudo-reportaży telewizyjnych więcej mających wspólnego z pornografią niż rzeczywistością.  

Spacerkiem po Skierniewicach

piątek, 18 października 2013

Szumi las – Czyli uczyła Marcina Krystyna



„Rozpętano w mediach kampanię, pod nazwą „Ratujmy maluchy”. Przed czym? Przed szybszym rozwojem inteligencji dziecka? Hasło, że dzieciom chce się skrócić szczęśliwe dzieciństwo jest tyleż głośne, co nie uzasadnione. W świadomości społecznej funkcjonuje stereotyp, że dzieciństwo to szczęśliwy czas, z powodu braku obowiązków i wymagań. W takim rozumieniu szkoła, która nakłada na dzieci obowiązki, staje się przykrą koniecznością.”

Felieton pani Alicji Cyrańskiej z 14.10.2013 pt: „Sześciolatki do szkoły”  - source.skierniewickie.pl

„Rozpętano w mediach kampanię pod nazwą „Ratujmy maluchy” – szumi skierniewicka radna Alicja Cyrańska w  felietonie pod tytułem: „Sześciolatki do szkoły”. Domyślam się, że trochę bez zastanowienia szumi... Pewnie dała się porwać powiewom autorytetu minister edukacji Krystyny Szumilas? Niestety zapomniała, że im dalej w las tym więcej szumi drzew.


Kogo tak naprawdę pani Alicja oskarża?

A no rodziców. Bo to właśnie rodzice dali wyraz nieufności wobec systemu i troski o najgłębiej pojęte dobro własnych dzieci.

wtorek, 15 października 2013

Radnej Cyrańskiej gorące imisje o lichwie



Nazwisko Radnej Cyrańskiej kilkakrotnie przewinęło się w moich felietonach. Od tej pory stała się ona jedną z ich najwierniejszych czytelniczek i najodważniejszych komentatorek. Trzeba przyznać że pani Alicja ma dość odwagi cywilnej by się nie bać głosić swoich poglądów pod własnym nazwiskiem. Za co szczerze ją podziwiam i szanuję. Szkoda, że jej komentarze są niezbyt przemyślane, a jej „sprostowania” niestety nie prostują niczego. Nieścisłości zawsze prostowało się przestrzegając trzech zasad. Pisząc na temat, podając fakty i logicznie wnioskując na ich podstawie. Gdyby radna Cyrańska skupiła się ściśle nad tym co wyczytała w moim felietonie, pewnie zauważyłaby, że nigdzie nie napisałem, iż ze skierniewicką emisją obligacji coś jest nie tak akurat dlatego, że nie lubiana przez nią radna Violetta Felczak otrzymała tylko 3 godziny na zapoznanie się z przemyśleniami prezydenta Trębskiego, zamiast obiektywnych faktów. Kluczem do właściwego zrozumienia jest tu sformułowanie: „nie tylko”. Nie tylko z obligacjami coś jest nie tak - napisałem. Zasugerowałem, że podobnie jak z obligacjami, coś złego dzieje się również ze standardami obiegu informacji w ratuszu. Może to przez słynne gameboye prezydenta? (niedawno wspominałem o nich w felietonie pt: „Skierniewickie Święto Krzaków 2013”)

środa, 9 października 2013

Jak ze skierniewickich dzieci zrobić niewolników



„Mariusz Gołaszewski, ekspert [...] osoba odpowiedzialna za wprowadzenie skierniewickiej emisji mówi: Mówienie, że kredyty zaciągane przez samorządy są przejadane jest nieścisłością. [...]Samorząd nie może zaciągnąć kredytu na potrzeby bieżące a jedynie potrzeby inwestycyjne”

„Z 60 mln zł zadłużenia miasto w tym roku chce przedpłacić 9 mln. [...] Żeby te 9 mln spłacić trzeba zaciągnąć dług[...] Ekspert wskazuje: kredyty przeznaczone do konsolidacji to te z najwyższymi marżami (miasto przedpłacić chce kredyty najdroższe) [...] zostają 4 mln. Te z kolei przeznaczone zostaną na spłatę zaciąganych w tym roku kredytów. ”

„Alicja Cyrańska PO [...] ...podwyżki pensji dla nauczycieli i to spowodowało, że obecnie wydatki z budżetu na oświatę stanowią 48%”

„Violetta Felczak [...] Na podjęcie decyzji, zapoznanie się z materiałem mieliśmy niewiele czasu – jakieś 3 godziny w przerwie między prezentację ekspercką a debatą podczas sesji. Mało tego, otrzymaliśmy wnioski końcowe nie wiedzę, która pozwoliła prezydentowi podjąć decyzję” 

Głos z 3.10.2013.r. artykuł Anny Wójcik-Brzezińskiej pt: „Emisja obligacji”





Prezydent Skierniewic zdecydował się wyemitować obligacje na sumę 20 milionów złotych pod zastaw naszych głów i mieszkań. Żeby tego dokonać musiał załatwić zgodę Rady Miejskiej. Żeby tę zgodę uzyskać prezydent miał obowiązek dostarczyć każdemu z radnych niezbędne i rzetelne dane o planowanym przedsięwzięciu, oraz zapewnić dość czasu żeby się z nimi zapoznali. Zamiast tego udostępnił im własne przemyślenia podparte opiniami wynajętego eksperta free-lancera i trzy godziny na zapoznanie się z materiałem podczas przerwy na konsumpcję obiadu. Przynajmniej tak twierdzi radna Violetta Felczak. Widocznie inni radni dużo wcześniej otrzymali informacje niezbędne do podjęcia decyzji, gdyż nie zgłosili podobnych obiekcji. Tym niemniej sytuacja, w której jedni członkowie Rady Miasta odpowiedzialnej za zadłużanie mieszkańców są lepiej informowani od innych i dostają więcej czasu na zastanowienie się, dowodzi że nie tylko z emisją obligacji coś jest tu nie tak.

Inwestycja w konsumpcję czy konsumpcja inwestycji?

piątek, 27 września 2013

Dlaczego w skierniewickich przedszkolach nie uczą chińskiego?



„Od września rodzice płacą za pobyt malucha w przedszkolach złotówkę za każdą dodatkową godzinę (powyżej pierwszych pięciu godzin bezpłatnych)”

„Mamy pięć ofert z języka angielskiego oraz po jednej z rytmiki i szachów – mówi Teresa Swaczyna, dyrektor jedynki – W ubiegłym roku rada wybierała oferty, ale to dyrekcja podpisywała umowy. Teraz nie możemy tego robić. Rada rodziców też nie, bo nie ma osobowości prawnej. Jak z tego wybrniemy?”

„Dobrej myśli jest Krystyna Dziąg z czwórki – Zajęcia dodatkowe to decyzja rodziców, jeśli będzie to zgrana grupa ludzi to na pewno się porozumie – mówi – My w każdej grupie [...] realizujemy własne programy, a jedna z nauczycielek mająca wysokie kompetencje w nauczaniu języka niemieckiego, uczy maluchy tego języka nieodpłatnie”

„'Żałuję natomiast, że żadne z przedszkoli nie ma w ofercie języka chińskiego. W tym przypadku pieniędzy bym nie pożałowała'” 

ITS z 13.09.2013 artykuł Agnieszki Kubik pt: „Czego Jaś się nauczy... za złotówkę”





Nareszcie udało mi się trafić w skierniewickiej prasie na ciekawy artykuł dotyczący sytuacji w przedszkolach. Mam na myśli tekst pani Agnieszki Kubik w ITS-ie z 13.09.2013 pod tytułem: „Czego Jaś się nauczy... za złotówkę”. Tytuł ten co prawda, brzmi dość pokrętnie; problem też jest niezbyt zrozumiale wyłożony, ale to i tak postęp. Do tej pory w lokalnych gazetach nadziewałem się na jakieś bzdety o sukcesach w zbieraniu kapsli, nakrętek i innych śmieci, lub temu podobnych osiągnięciach. Ewentualnie o wizytacjach przedszkoli przez policjantów i lokalnych kacyków pragnących podbotoksować trochę swój publiczny wizerunek publikacją fotografi na tle kwintesencji młodości, dziecięcej szczerości i zaufania. Jakby większych problemów w przedszkolach nie było. A że były i nadal są, tylko się wstydliwie ukryły, możemy wydedukować dzięki niedawno wprowadzonej w życie bzdurnej poprawce, durnej ustawy o oświacie.
Nie ma więc tego złego...

Tajemnica dodatkowości „zajęć dodatkowych”

środa, 18 września 2013

Skierniewickie Święto Krzaków 2013



Zbliża się pierwsza rocznica istnienia Skierniewickiej Gazety Podziemnej. Bezpośrednim impulsem do jej stworzenia było rozczarowanie organizacyjną niekompetencją, marnotrawstwem szans, brakiem wyobraźni i pogłębiającą się pazernością władz miasta w ogóle, a w szczególności kondensacja wymienionych cech w czasie Skierniewickiego Święta Kwiatów, Owoców i Warzyw 2012. Skromny to jubileusz i gorzki, albowiem wszystkie zarzuty podnoszone przez SKCGP dotyczące błędów w organizacji tego święta w ubiegłym roku można dziś powtórzyć. Ergo – tutejsi Polacy nie uczą się nawet na własnych błędach. Niektóre z negatywnych skutków tych błędów, które przewidywałem, stały się już rzeczywistością, reszta nie może się doczekać, by się sprawdzić.

Święto marnieje – Borynowy kur już nie zapieje
W roku 2013 na skierniewickim „Święcie Kwiatów” zabrakło niepozornego pana od lat handlującego tradycyjnymi, glinianymi gwizdawkami w kształcie kogucików, o wzorach pamiętających jeszcze czasy, kiedy to W. S. Reymont pisał „Chłopów”. Było coś magicznego w fakcie, że mimo upływu stuleci, na skierniewickim jarmarku wciąż udawało się sprawić dziecku zabawkę identyczną z tymi, jakimi radowali się  jego prapradziadowie, kiedy byli w tym samym wieku. W zeszłym roku w felietonie pt: „Skierniewicki Jarmark” pisałem o ponurych przygodach wytwórcy kogucików z ratuszową pazernością. W tym roku opłaty za możliwość ustawienia straganu znów wzrosły. Widać pan od glinianych gwizdawek już tego nie wytrzymał i dał sobie spokój ze Skierniewicami i ich tradycją. Tym samym zadając kłam popularnemu wśród lokalnych włodarzy powiedzonku autorstwa Józefa Stalina iż „nie ma ludzi niezastąpionych”. Ludowego producenta glinianych kogucików nikt nie zastąpił. Być może gdyby ów spadkobierca całej dynastii wytwórców glinianych gwizdawek dla dzieci, załatwił sobie europejski certyfikat na kogucika w łowickie, czy tam lipieckie pasiaki malowanego, jako produkt regionalnej kultury i zlecił biurokratom z urzędu pracy napisanie unijnego biznesplanu, dumnie zwanego „projektem”, uprawniającego do otrzymania dofinansowania do swojej „misji”, to by przetrwał, a nawet otrzymał od samego prezydenta amnestię od opłat targowych, ale niestety on okazał się za mało postępowy, zbyt tradycyjny. Podobnie jak właścicielka znanej galerii obrazów naprzeciwko ratusza, przez prezydenta Trębskiego i jego zastępczynię Jabłońską zlikwidowanej w zeszłym roku.
A propos czy smakowała wam w tym roku najnowsza odmiana „skierlotki” zwana „jabłonnikiem z miętką”? Na mój gust nieco przesłodzona była, ale poza tym paluszki lizusować!

Baca już nie wraca
W tym roku udało mi się po raz ostatni spotkać autentycznego górala z Podhala, sprzedającego certyfikowane oscypki z owczego mleka. Pożalił się biedaczyna, że w porównaniu z zeszłym rokiem opłaty straganowe wzrosły w Skierniewicach dwukrotnie i że w tym roku po raz pierwszy nie udało mu się zarobić nawet na wydatki. Miał on wielki żal do Skierniewiczan o to, że o podwyżce stawek placowego powiedzieli mu dopiero na miejscu, kiedy już poniósł koszty przyjazdu i zakwaterowania. W internecie ostrzeżenia żadnego nie było, a do telefonicznego udzielania informacji nikt w ratuszu nie miał upoważnienia. Nawet rzecznik prasowy. Wyprzedawał się więc góral z ostatnich „łoscypków” tylko po to, żeby zminimalizować straty i mieć na bilet powrotny. To przykre kiedy organizatorzy stosują nieuczciwe pułapki ofsajdowe wobec ludzi tworzących pozytywną atmosferę ich święta. Kiedy władze prowadzą gospodarkę rabunkową - niszczącą delikatną sieć infrastruktury organizacyjnej budowaną i wypraktykowaną przez dziesięciolecia - tracą dobre imię i wiarygodność. Kiedy nie mają ani tego ani tego wydaje się im, że nic nie tracą.
W przyszłym roku Skierniewice już nie zobaczą prawdziwego bacy z Podhala. Może zastąpi go jakaś miejscowa „przedsiębiorcza baba z twarogiem” co się jej jeszcze chce pod Biedronką, albo Tesco bawić w chowanego ze strażą miejską? Tak czy siak, za rok nie będziemy mogli poznawać (przypomnieć sobie) smaku oryginalnych oscypków i odkrywać różnic z tymi podrabianymi z mleka UHT z przeterminowanego kartonika. Dla niektórych to niewielka strata.
Aż dziw, że się potem Skierniewiczanie dziwują, iż wszystkie sery w mieście smakują korniszonem, wszystkie wędliny parówką, wszystkie parówki kiełbasą wyborczą, a dziczyzny z „jelenia” można skosztować wyłącznie  na rykowisku w okolicy cmentarza przy kościele świętego Stanisława.

Na rany Jezusa z laserem w serduszku.
Najbardziej jednak boli to, że z uczestnictwa w imprezie całkowicie wycofali się prawdziwi artyści wystawiający malarstwo sztalugowe, szkicujący na żywo portreciści, uliczni grajkowie, a nawet wytwórcy szkła artystycznego. Ostało się zaledwie paru producentów ceramiki użytkowej i drewnianego sprzętu AGD, ale ich oferta zmalała co najmniej dwukrotnie w porównaniu z rokiem ubiegłym. Wtedy pisałem, że niebezpiecznym trendem w ewolucji ( „rozwoju”- niezbyt tu pasuje) Skierniewickiego Jarmarku jest zmniejszająca się z roku na rok liczba wystawiających swoje prace, oryginalnych artystów i twórców rękodzieła. W tym roku nie było ich prawie w ogóle. Naliczyłem wszystkiego może z 5 stanowisk. Szkoda, bo bez nich niemożliwe jest zbudowanie atmosfery barwnej różnorodności i tak pożądanego bogactwa dóbr wszelakich... Migający światełkami lunapark ich nie zastąpi. Zresztą i w lunaparkach nie działo się najlepiej. Jeden o mało się nie zawalił, dzieciom prosto na głowę. Ciekawe czy gazety lokalne coś więcej o tym napiszą? 
Jedynym straganem, który oparł się kryzysowi w gospodarce i niekorzystnym trendom związanym z podwyżkami placowego był biznes pewnego rumuńskiego cygana, który sprzedawał seryjnej produkcji lanszafty o tęczowej  kolorystyce zatytułowane: „Jelenie na rykowisku” i „Rykowisko bez jelenia”, oraz ikony w stylu „Jezus Maria z laserem w serduszku”, „Matka Boska Częstochowska z lampkami”, albo „Uśmiechnięty JP2 na łąckiej łączce pod sosenką”, ale i do niego przyjdzie w końcu bieda, bo już większego kiczu nie sprzeda.

Gameboy dla radnego
Chyba, żeby nasz genialny prezydent znów coś wymyślił, z czymś wyskoczył? Ale ten to raczej ma skłonność do kiczu kupowania... Oczywiście za nasze, podatników pieniądze. Żeby nie być gołosłownym i nie czepiać się wiąż tego samego „projektu rewitalizacji parku” już przysłowiowego, ostatnio na przykład prezydent zakupił tak zwane „tablety dla radnego” jako wyraz wdzięczności wobec komunalnych parlamentariuszy, którzy uchwalili mu w tym roku absolutorium. Ci co głosowali przeciw absolutorium – honorowo, trzeba przyznać - ogłosili, że dowodu wdzięczności nie przyjmują. Sobie podobno zakupił nasz prezydent świecące rogi i czarodziejską różdżkę błyskającą światłowodowym blaskiem. Przydadzą się w nadchodzącej kampanii wyborczej do samorządu. Żeby tylko ich baterie wytrzymały.
Co z tego, że użyteczność zakupionych przez prezydenta tableto-gadżetów jak i ich wartość są na poziomie gameboy'a? Ważne żeby migotało dużo kolorowych światełek i wypiskiwały się skoczne melodyjki. To na prawdę genialny prezent dla rajców zagubionych w tonach papieru, znużonych ciągłą troską o grosz publiczny  - w sam raz na niekończące się miejskiej rady posiedzenia.


piątek, 13 września 2013

Zatrudnimy praktykanta-wolontariusza

Skierniewicka Gazeta Podziemna wyszkoli dziennikarza - Zatrudni praktykanta-wolontariusza


Chcesz coś zmienić na lepsze w swoim otoczeniu? Pragniesz nauczyć się rzadkiego i cenionego na rynku rzemiosła? Nie wiesz jak stać się osobą znaną i rozpoznawalną nawet przez najbardziej wpływowych ludzi w twoim mieście? Już dziś wyślij do nas swoje CV na adres: skcgp@op.pl, dołączy do niego list motywacyjny i trzy próbki swojego talentu literackiego. 

piątek, 6 września 2013

Galerią w tyłek skierniewickiego ratusza



„Formalnie wnioskodawcą, by na tyłach ratusza stworzyć galerię handlową jest prezydent miasta, Informację potwierdza Mariusz Dziuda, przewodniczący rady miasta”

artykuł Anny Wójcik Brzezińskiej pt: „Prezydent blokuje inwestycję na prywatnych gruntach?” Głos z 29.08.2013

Skoro jest prezydent wnioskodawca to musi istnieć wniosek (?). Żaden wniosek prezydenta nie może być tajemniczy. Niespodzianki to można urządzać dla żony lub kochanki. Kuse majtki jej kupować, perfumy lub inne lubrykanty. W sprawach publicznych standardem jest transparentność. Jak pojawiają się tajemnice za naszymi, wyborców plecami, znaczy że prezydent coś kombinuje brzydkiego. W najlepszym razie z publicznymi pieniędzmi, a to nieładnie. Należy wniosek prezydencki obowiązkowo opublikować, ponieważ dotyczy on gmerania przy zagospodarowaniu terenu, a nie majtek; którego to my obywatele jesteśmy właścicielami, a nie kochanka.

wtorek, 3 września 2013

Dlaczego Jażdżyk musi, a Fernandez odwrotnie?



„Z plakatów na słupach informacyjnych w mieście spogląda pogodna twarz Skierniewiczanina o kubańskiej urodzie”

                artykuł pt: „Tajemnicze szkolenie z reklamy” Głos z 29.08.2013 autorstwa pani Joanny Młynarczyk

Nie tak dawno temu w felietonie pt: „Dlaczego Jażdżyk musi za to płacić?” pisałem o bulwersującej i budzącej mój niesmak kompromitacji „Głosu Skierniewic i Okolicy” jako gazety poważnej, wiarygodnej dla czytelników i bezstronnej. Bowiem okazało się, że najlepszy artykuł w numerze z 18 lipca 2013.r, do tego na najważniejszy dla kieszeni obywateli Skierniewic temat - nie w danym tygodniu, a w całym nadchodzącym dziesięcioleciu - mógł się ukazać w niej dopiero jako płatne ogłoszenie.
            Czyli, że za sensacyjny news powiadamiający lokalną społeczność, jak jest okradana z dziesiątków, a będzie z setek milionów złotych - redakcja policzyła sobie od radnego Jażdżyka opłatę jak za prywatny anons.
            Dziś zbulwersowała mnie inna wpadka Głosu, będąca jakby przeciwieństwem tamtej. A właściwie jego wpadki dwie. Chodzi mi o artykuł pt: „Tajemnicze szkolenie z reklamy” autorstwa pani Joanny Młynarczyk  (Głos z 29.08.2013) i ten drugi nad nim o prywatce w Mirbudzie.
            Ten pierwszy właściwie nie wiadomo o czym jest. Pani Młynarczyk wielce się natrudziła żeby zapisać pół strony i nic nie napisać, poza tym że facet jest przystojnym Kubańczykiem pół krwi, lubi uczyć ojca robić dzieci i pod kryptonimem „wydarzenie X”organizuje tajemnicze schadzki dla młodych, pięknych i dobrze sytuowanych biznesmenów. Z początku sądziłem, że mamy do czynienia z płatnym ogłoszeniem będącym fragmentem jakiejś wielce infantylnej kampanii reklamowej, „wydarzenia” niewiele znaczącego dla dobrobytu mieszkańców. Takiego w stylu: „Healer Martin Aping znów w Skierniewicach!”.  Cóż - klient bawi się za własne pieniądze - redakcja nie ponosi odpowiedzialności... Ku mojemu zdziwieniu nie znalazłem jednak nigdzie notki, iż jest to ogłoszenie płatne! Czyli jednak ponosi... Zapomnieli dopisać? Czy może redakcja „Głosu” w swej naiwności uznała piarowskie feromony (made in Cuba), rozlepiane na płotach i słupach ogłoszeniowych przez niejakiego Marcina Fernandeza, za newsa godnego zainteresowania czytelników?
            Nie wiem czy mam gratulować redakcji „Głosu” i życzyć jej dalszych sukcesów na drodze budowania zaufania i więzi ze stałymi czytelnikami, czy może tylko współczuć psot niechlujnego chochlika drukarskiego?

Przy okazji - jak już jesteśmy...
Stali czytelnicy Skierniewickiej Gazety Podziemnej z pewnością zauważyli, że jak już odnoszę się do informacji sprzedawanych Skierniewiczanom przez „Głos” to zazwyczaj „czepiam się” artykułów autorstwa pani Anny Wójcik-Brzezińskiej. Cóż, nie zaprzeczam, ma dziewczyna pecha. Na swą obronę mogę podać jedynie fakt, że w „Głosie” tylko ta dziennikarka zajmuje się dostarczaniem wartościowych informacji, oczywiście poza anonimowym gościem, który redaguje dział ogłoszeń. Póki jest czego się czepiać, będę się czepiał, zwłaszcza jeśli informacje będzie podawała chaotycznie i w postaci niepełnej. A nawet jak już nie będzie się czego czepiać, zawsze coś w Głosie znajdę. Albowiem banałów, sloganów i nudnej kryptoreklamy, czyli tak zwanego objętościowego wypełniacza, który produkują pozostali autorzy „Głosu”, nigdy nie zabraknie. Ale wówczas gazeta najpewniej zbankrutuje, nawet jeśli będą ją rozdawać za darmo a sponsor-wydawca wreszcie upłynni te sześć mieszkań po okazyjnej cenie na raty bez pośredników i żyrantów, uwalniając cenne miejsce na łamach Głosu od antyreklamy.
            Uważny czytelnik chyba już zauważył, że dziś czepiamy się wypełniacza. Ale nie byle jakiego, tylko takiego co udaje substancję wartościową, czyli czynną. 

Czym różni się Głos od biuletynu wewnętrznego Mirbudu?
Czasami wypełniacz jest niezbędny. Choćby w przypadku większości leków, lub na przykład elektronicznych papierosów, na których temat, akurat w inkryminowanym numerze Głosu, całkiem zgrabnie rozpisała się pani Anna Wójcik-Brzezińska właśnie. Ciekawostką jest że paliwo, którym tankuje się elektroniczne cybuchy, zawiera jedynie od 1- 2,5% nikotyny. Resztę stanowi kombinacja glikolu i glicerolu. Wypełniaczy też trujących, ale mniej niż substancja czynna. Większe stężenie nikotyny groziłoby śmiercią użytkownikom e-papierosów. I to nie za ileś tam lat na raka przełyku, płuc czy języka; ale natychmiastową z powodu chemicznego poparzenia lub zatrucia, co naraziłoby producenta na ryzyko ponoszenia kosztów leczenia snobów.
            Z publiczną gazetą jest odwrotnie, zabija ją nadmiar wypełniacza, a nie tak zwanej substancji czynnej. No chyba że gazeta ma bogatego sponsora – w przypadku Głosu, Mirbud S.A. -  który nie dostrzega związku pomiędzy satysfakcją czytelników, a wynikiem finansowym pisma. Albo wcale mu na tym nie zależy?
            Weźmy na przykład wypełniacz zatytułowany „Budowlańcy będą świętować” autorstwa „bea” zamieszczony na tej samej stronie co wyżej wspomniany „tajemniczy news X”. Adresowany jest on jedynie do gości zaproszonych na prywatkę do Mirbudu. Fajnie, że jakaś prywatna imprezka będzie... Pewnie prywatek z okazji Święta Budowlańca odbędzie się wiele na terenie Skierniewic. Z powodu Święta Wódowlańca zapewne będzie ich jeszcze więcej...  I co z tego? Czy Głos o tym wszystkim będzie się rozpisywał? Tak. Czy w następnym numerze zamieści fotoreportaże na całą rozkładówkę? Oczywiście. Czy zrobi go Anna Wójcik-Brzezińska? Nie – Joanna Młynarczyk, albo „bea”. Czy będzie publikował banalne programy wszystkich prywatek? Tylko tej w Mirbudzie. Czy potrafi to zrobić bez budzenia zazdrości, niesmaku, lub żądania zwrotu 2,30 złotego przez niezaproszonych czytelników? He, he, he... W jakim celu ukazują się te prywatne materiały w publicznej gazecie, kiedy tyle wokół ważniejszych i ciekawszych spraw? Czy nie lepiej, żeby te nudy drukowano tam gdzie ich miejsce - w biuletynie wewnętrznym firmy Mirbud? No chyba, że „Głos” jest jego wewnętrznym biuletynem i na tym polega news?

A no to w takim razie rozumiem dlaczego Jażdżyk musi płacić, a Fernandnez niekoniecznie.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rowery bajery



Niedawno popełniłem felieton przeznaczony na prezentację odkrytego przez panią redaktor Annę Wójcik Brzezińską: „ojca chrzestnego skierniewickich ścieżek rowerowych” - Andrzeja Grudę (art. pt: „ Szło ciężko, ale jest szczęśliwe rozwiązanie” - Głos z 04.07.2013).
Godziłoby się teraz poświęcić trochę uwagi samym ścieżkom. Zwłaszcza tym nie ochrzczonym.
Aż wstyd się przyznać, że jak do tej pory nie udało mi się skreślić na ich temat ani linijki.
A przecież, w skierniewickich realiach to temat ważki. Każdego z nas bezpośrednio dotykający. Do tego wdzięczny, mający w sobie niesamowity potencjał intelektualny. Otwierający wiele twórczych możliwości nie tylko specjalistom od infrastruktury, czy felietonistom, ale nawet satyrykom. Kto miał przyjemność kiedykolwiek pokonać rowerem trasę z centrum w kierunku kąpieliska na Zadębiu, zwłaszcza latem, z pewnością od razu skojarzy o co chodzi. Dziś postanowiłem mój grzech naprawić i kilka spraw dotyczących skierniewickich ścieżek rowerowych przybliżyć naszym czytelnikom, również tym z zagranicznym IP, jak to się mówi „urbi et orbi”.


Przejażdżka ulicą Kilińskiego

Wzdłuż ulicy Kilińskiego mamy do wyboru aż dwie ścieżki rowerowe. Zarówno po lewej jak i prawej jej stronie.

piątek, 2 sierpnia 2013

Po stołek dyrektora szpitala wyścig...



„Służby prasowe marszałka tłumaczą: - błąd formalny nie pozwolił podjąć uchwały w sprawie powołania dyrektora”
„Joanna Blewońska, rzecznik marszałka województwa tłumaczy: - Jak się okazało, pewne sformułowania w ofercie kandydata były niezbyt czytelne. Zostały źle zinterpretowane przez komisję konkursową”

                artykuł Anny Wójcik Brzezińskiej pt: „Konkurs na dyrektora szpitala nieważny?” Głos z 25.07.2013

Wiosną 2013 roku w całej Polsce zrobiło się głośno o tym, że w Skierniewickim Zespolonym Szpitalu zwanym Wojewódzkim, zwolniła się atrakcyjna pod względem dochodowym synekura. A wszystko przez to, że prasa rozdmuchała aferę wokół dwóch zupełnie przypadkowych śmierci - które się na jego terenie zdarzyły między innymi - i niechcący zrobiła reklamę.

Imperatyw kategoryczny
Więc pana ministra zdrowia poniosło trochę i w imię ochrony dobra najwyższego, czyli integralności systemu, uznał, że jest zmuszony natychmiast rzucić kogoś na pożarcie motłochowi. W sytuacjach zagrożenia trwałości tratwy przez kroko-dyle, nie ważne realnej czy urojonej, jest regułą wyrzucanie za burtę jakiegoś murzyńskiego chłopca. A że czasu było mało na myślenie, najbliżej niestety w łodzi siedziała pani  Grażyna Krulik, smacznie sobie spała - do tego mocno opalona była bo akurat z wczasów wróciła zagranicznych... Nie ważne. Było minęło, ale pozostał dość kłopotliwy wakat. Najgorsze, że wciąż pusty i w świetle jupiterów. Mus go teraz obsadzić jakoś sprytnie i w białych rękawiczkach. A czas ucieka! Pół roku ponad mija, szpital funkcjonuje jakby nic się nie stało i... Jeszcze trochę a komuś strzeli do głowy, że ten tak intratny etacik można w ogóle zlikwidować bez uszczerbku dla zdrowia pacjentów. Oj! Wielka strata by była, niedopuszczalna.
A tu w konkursy trzeba się bawić. Bezstronnego udawać. Ogłoszenie zamieszczać w lokalnej i krajowej prasie ukraińskiej,  albo na przykład w kwartalniku „Mówią Wieki”. Utajnić biografie członków komisji... Czy ktoś ma w ogóle pojęcie, jak wielka to sztuka warunki rywalizacji konkurentów sformułować tak, żeby wszystko pasowało do okoliczności, odbywało się legalnie i demokratycznie, wybrano na stołek kogo trzeba i nikt się nie przyczepił? Nic dziwnego, że czasem wróg wytropi jakiś błąd formalny, lapsus starannie ukryty, albo dinks (nie mylić z Dariuszem Diksem! - tymczasowo pełniącym obowiązki) i trzeba wybór unieważniać, znów ogłaszać, znów unieważniać, oczami świecić... A przecież nie wolno (nielizija!) wpuścić „obcego” na pokład.

Rzadka gratka
Bądźmy szczerzy - samej oficjalnej pensji będzie tam brutto co najmniej z pół miliona rocznie! O dodatkowych fuchach już nie wspominając. Szczegółów – już przez wszystkich znanych i z lubością na tysiąc sposobów odmienianych, wałkowanych w rozmowach prywatnych z wypiekami na twarzy, nie tylko wśród uprawnionych lekarzy - wyjaśniać nie muszę. Wystarczy wspomnieć, że chodzi o obsadzenie stołka samego głównego dyrektora - i wszystko jasne. Rzadka to gratka nie tylko dla typowych karierowiczów, certyfikaty i uprawnienia z mozołem ciułających, na co dzień żerujących w przepastnych karidorach biurowców NFZ-tu, ale nawet dla bezpartyjnych przedsiębiorców z sektora prywatnego, kompetentnych i odważnych, którzy się dowiedzieli o okazji przypadkowo. W końcu porównywalne dochody w tym sektorze rzadko są osiągalne przez właścicieli nawet sporych firm i to po wielu latach samych sukcesów na wolnym rynku. A wszystko, jak już wspomniałem, przez nieodpowiedzialną reklamę w prasie. Wróć! Reklamę w prasie nieodpowiedzialnej... Nieodpowiedzialną prasę?

Najważniejsza jest Wiedza
Wiedza o takich okazjach (takich wakatach!) bez szczególnej jakiejś afery w mediach jest niedostępna ogółowi, zazwyczaj. Obsady posadek tego typu są starannie chronione przed „niepowołanymi”i po cichu raczej rozdysponowywane wśród „swoich”. Nawet z użyciem takich narzędzi jak Ustawa o Ochronie Danych Osobowych - jak trzeba. Jeśli się uda, jeżeli ciekawski  uwierzy i da się wpuścić w maliny, na przykład cwaniakowi kryjącemu się pod pseudonimem „służby prasowe urzędu marszałkowskiego”, który spławił naszą ulubioną dziennikarkę plewami typu (cytuję z art. pt: „Spacerkiem do konkursu” - Głos z 25.07.2013): „w tej sytuacji osoba ta jest osobą prywatną, zatem jej dane są chronione”. Przez co chronione? Kogo? Po co? Dlaczego? Konkretnie na jakiej podstawie prawnej?

A tłumu nie ma
Można się było spodziewać, że na tak smaczny i dobrze rozreklamowany w mediach kąsek zleci się tłum amatorów z całej okolicy, całego kraju nawet, świata! Wśród nich prawdziwe sławy naukowe, profesorskie, lub z tytułami szlacheckimi... A tu zaledwie trzynastu żuczków nie znanych nikomu spoza komisji. Komisja też nieznanaaa, na, na, nana, nana, naaa...
A przecież fucha dość prosta, mało odpowiedzialna, więcej reprezentacyjna niż profesjonalna, języków znajomości nie wymagająca, za to dochód dająca pewny, stały (co w dobie kryzysu ważne), atencję mediów i rozgłos godny celebrytów, bez ryzyka żadnego praktycznie – przynajmniej dopóki się na stołku nie zaśnie i samemu z niego nie spadnie wprost w jądro ciemności, i dopóki je ZUS owoc żywota twojego...
Tylko góralem trzeba być grzecznym bo tutaj o wszystkim góra decyduje, przydziela fundusze, wydziela. Cały łańcuszek gór. A pośród nich marszałek województwa wraz z małżonką, sejmik wojewódzki, Kuba Wojewódzki, Tfu, tfu... Znaczy się Jurek Owsiak – chciałem powiedzieć, NFZ wojewódzki i krajowy, minister zdrowia... No i oczywiście karetek pogotowia dyspozytor - jak się okazuje. W tym przypadku skierniewickim akurat się okazało, na jaw wyszło.

Post scriptum

Do odłogujących skierniewickich opozycjonistów. A do radnych Jażdżyka i Felczakowej w szczególności. Tak sobie myślę, że dobrze by państwo zrobili (państwu zrobiło) jakby z okazji korzystając, w imieniu lokalnej społeczności swoje kandydatury na dyrektorowanie Skierniewickiemu Szpitalowi Zespolonemu zgłosili. Nie tam, żeby od razu zostać wybranym – uchowaj panie Boże - choć i to by nie zaszkodziło, ale żeby pokazać się ogółowi jako ludzie czynu, przychylność mediów, popularność i autorytet wśród wyborców zyskać, płatnych ogłoszeń w publicznych sprawach głos zabierając więcej zamieszczać nie musieć; a przy okazji wyedukować się i nas wszystkich obywateli, wyborców i pacjentów, co do istoty (przydatności, potrzeby) konkursowych kryteriów, mechanizmów, jawności doboru kandydatów i interesów członków komisji. Amen.

środa, 31 lipca 2013

Skierniewice robią biznes



„Kierowcy po raz kolejny muszą uzbroić się w cierpliwość, asfalt z ulicy Armi Krajowej zostanie ściągnięty”
„Samorząd w Skierniewicach nigdy nie budował taniej. W całej sytuacji do śmiechu nie jest firmie Eurovia. Już niemal milion złotych wynoszą kary umowne za niedotrzymanie terminów”
„Wartość zadania to 2 miliony 300 tysięcy złotych. Do dziś firma nie dostała za pracę ani złotówki”

                artykuł pt: „Biznes roku?” Głos z 25.07.2013

Kiedy przeczytałem artykuł o tym, jak to władze Skierniewic z pasją i wytrwałością, nieomal De'Sade-styczną, znęcają się nad firmą Eurovia, pułapki ofsajdowe zastawiają, to mi się żal zrobiło nieboraczków. Po ludzku tak zwyczajnie... Wygląda na to, że pechowcom może jeszcze sił wystarczy, żeby zwinąć asfalt z ulicy Armi Krajowej po raz kolejny, a potem to już pewnikiem ogłoszą upadłość. Na szczęście kierowcy skierniewiccy dawno zostali uzbrojeni w cierpliwość, zahartowani, więc pokornie poczekają na asfalt nowy. Nowoczesny.


A wszystko przez partyzantkę


Gdyby firma Eurovia tak się nie przejęła tą Armią Krajową, po nocach nie budowała przy świecach, do tradycji nie nawiązywała niepodległościowej, w deszczu i skwarze słonecznym, ale od razu przeszła na fedrowanie w nowoczesnym systemie „Buduj i Projektuj” wynalezionym przez skierniewickich fiürerów, to z pewnością nikt by jej teraz nie musztrował, do pionu nie ustawiał, rozumu nie uczył. (Szerzej o walorach systemu „Buduj i Projektuj” pisałem w felietonie pt: Skierniewice pięknieją dzięki systemowi „Buduj i Projektuj” - więc nie ma sensu się powtarzać.) Do tego z użyciem jaśnie wielmożnego „Bezstronnego Podmiotu Rozstrzygającego Spór” (w skrócie BPRS). Cokolwiek to znaczy, naprawdę brzmi uroczyście i wytwornie, a zarazem groźnie.
Patrzajcie ludzie. Tyle lat człowiek szwenda się po ziemskim padole, z urzędami użera i mu się wydaje, że już go nic nie zaskoczy, a tu - BPRS! (Healer Martin Aping znów w Skierniewicach!) Początkowo zdawało mi się, że chodzi o BBWR – ale to byłoby się tłumaczyło/wykładało raczej jak: Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem... Chyba?
No, no... „Bezstronny Podmiot...” Szkoda, że autorka artykułu nie podała jakiegoś adresu do nich, niego, kontaktu bezstronnego... CV bym mu wysłał, im, wraz z listem motywacyjnym i załącznikiem zwyczajnym. Zwyczajowym do niego. Ciekawe czy zatrudniają, ZUS płacą - pokrywają?
A ci z Eurovii to oczywiście sami są sobie winni. Zwłaszcza, że się nie słuchali nawet wtedy, kiedy fiürer-ekspert Piotr Łyżeń osobiście, i to na piśmie nakazał im prac zatrzymanie! Chryste Panie! A oni nie posłuchali? Samobójcy! W stanie wojennym taką niesubordynację ukarałoby się kulką w tył głowy, ołowianą. Tym pierwszym stanie. Tak, tak, tak... Za nieposłuszeństwo trzeba płacić. Ci z Eurovii zapłacą. Tak, tak... Zdechną dla przykładu jak pies pod płotem, a potem pójdą do piekła. Laickiego. A przecież można było się dogadać, jak w prymasowskim parku, ogrodzie, z firmą TB INVEST ze Szczecina, Gdańska, czy tam skąd ona naprawdę jest. Dogadać się jak Polak z Polakiem potrafi, pod krzakiem, w cieniu drzew zaznaczonych do wycinki.

Pokorne cielę dwie krowy ssie.


A nawet trzy, jak jest sprytne. Sami zobaczcie, osądźcie: wiadomo wszystkim od lat, że jak się przystępuje do  wykopków ziemnych na terenach chronionych, pod jurysdykcją samego Wielce Czcigodnego Konserwatora Zabytków to się zawsze jakieś rupiecie wykopie. Nawet jak się nie wykopie to podrzucą. W końcu wielu jest takich co z archeologii żyje. Żyć musi, Żryć... Na darmo studiów nie pokończyli. Znam nawet jedną taką małą fabryczkę rozwojową podrzutowo-zabytkowych artefaktów archeologicznych, ekologicznie wypiekanych w podziemiu. Wszystkie profesjonalne firmy wiedzą o tym, się nauczyły i od razu uwzględniają  9,99 % na archeologię w harmonogramach prac, kosztorysach i co najważniejsze ofertach przetargowych. Jak nie wierzycie zapytajcie budowniczych autostrad. A2 na przykład... Należałoby się więc spodziewać, że tak doświadczona i profesjonalna firma jak TB INVEST też tak uczyniła i profesjonalnie koszty archeologicznych prac zabezpieczających uwzględniła w swojej ofercie i dzięki temu przetarg wygrała. Dlaczego więc teraz o tym milczy, jakby wody w gębę nabrała święconej? Za to prezydent (jaki prezydent? Trębski prezydent? prezydent-ekspert?) przed orkiestrę wyskakuje i solennie przyrzeka w imieniu niedorozwiniętych podatników, że już: „pod koniec wakacji przedłoży radnym projekt uchwały, w którym zabezpieczy dodatkowe pieniądze na inwestycję rewaloryzacji parku, precyzyjniej – prace archeologiczne.” (cytuję z art pt: „Archeolog nie zatrzyma prac w parku?” - Głos z 25.07.2013)
Cóż, od przybytku głowa nie boli. Jak dają to brać! A jak biją to uciekać.

To drugie to już do Eurovii.

poniedziałek, 29 lipca 2013

As banalny – bas...


1. „Niby z jakiej racji publiczne pieniądze mają wyręczać prywatnych właścicieli z ich obowiązków - słyszymy”
2. „Mariusz Dziuda publicznie deklaruje – Gdy dom się wali ludziom na głowę, ci mają problem”
3. „Zapewniam, że w kamienicy należącej do właścicielki są wyremontowane mieszkania, gdzie spokojnie można zasiedlić rodzinę [...] Samorząd nie może natomiast wyręczać jej z powinności[...] - usłyszeliśmy w ratuszu”

                               Artykuł autorstwa Anny Wójcik-Brzezińskiej pt: „Mieszkanie pod folią” Głos z 25.07.2013

Czytam artykuł autorstwa Anny Wójcik-Brzezińskiej pt: „Mieszkanie pod folią” w Głosie z 25.07.2013. Próbuję wyłowić z niego jakieś fakty. Na przykład: „Słyszymy”(ad.1), „usłyszeliśmy w ratuszu” (ad.3) itd. Kto słyszy? Od kogo? Ciężko idzie. Gdzieś, ktoś, coś powiedział, nie wiadomo kto. W jakichś urzędach, jakieś urzędasy bez nazwiska załamują ręce, strzelają durnymi konceptami. Kto wpadł na pomysł, że takim newsem da się zachęcić klientów do kupowania gazety? News to będzie jak konkurencja napisze, że Głos zamontował kiepski podsłuch w ratuszu.
Akcent na cieknący dach w bezpańskiej ruderze? Śmiechu warte! Jako hit numeru na pierwszą stronę, to kompromitacja. Sensacja to by może była, gdyby budynek nie mający właściciela, miał dach szczelny i nie popadał w ruinę.
Pokutuje przekonanie, że jak się ma „dobre pióro” to z najmniejszego bączka da się zrobić hit. Szkoda, że autorka swoim piórem nas do tego poglądu nie przekonuje. W ogóle to powinna się zdecydować czy uprawia dziennikarstwo informacyjne, czy opiniotwórcze. Bo jeśli próbuje zmieścić dwa w jednym to zawsze wyjdzie z tego spieniony szampon, co najwyżej z odżywką. Konkretów w artykule jak na lekarstwo, za to niedomówień i interpretacji całe dwie strony. Patchwork. Wyławiam z rozwlekłej opowieści fakty, mozolnie, próbuję złożyć w jakąś sensowną całość. Najbardziej żałuję porzuconych tropów. Układanka zaczyna przedstawiać obraz absurdalnie komiczny. Chociaż w intencji autorki chyba miało być patetycznie, ze współczującą zadumką i łzawym zatroskaniem?

O księżnej Kate i babie co się wali bez zabezpieczeń
No dobrze, sześcioosobowa rodzina Kluczników ma fatalne warunki mieszkaniowe (ad.2). Ło laboga i co teraz z nami (czyli nimi) będzie? Buda, w której bytują wali się jak ta baba co przychodzi do architekta. Chce się pani budować? – pyta architekt. Właśnie, że akurat nie do lekarza! A oni (Klucznikowie) czekają na zmiłowanie pańskie  niczym pegeerowcy na deszcz. Dotacji. Znaczy się, się nie czują właścicielami, choć de facto nimi są. W świetle domniemania Kodeksu Cywilnego. W końcu jako jedyni czerpią z tej nieruchomości pożytki. Między innymi w postaci unikania ponoszenia kosztów amortyzacji. Co z tego, że bez zabezpieczenia? Nominalny właściciel zabezpieczenie ma, jest notarialnie do niej nawet uwiązany jak polski emeryt do ZUS-u i tylko ma z tego garba. Klucznikowie (Klucznicy?) przynoszą mu same straty. Oczywiste, że gdyby przynosili zyski, tańczyłby wokół nich jak paparazzi wokół księżnej Kate. Jedni i drudzy za mądrzy są, żeby w ruderę inwestować więcej środków. A wszystko z powodu Bieruta Ustawy o Szczególnym Trybie Najmu i postbierutowskiego gwałcenia świętych praw własności przez Złodziejską Gminę Miejską. (ad.3) Klątwa Strakacza wciąż żywa. Miasto Skierniewice zamiast uderzyć się w pierś i krzywdę naprawić, zadość uczynić poprzez natychmiastowe przywrócenie normalności w prawach własności, tylko cmoka ustami swych Faryzeuszy, robi zatroskane miny i rozkłada bezradnie ręce (ad.2). Wicie rozumicie... W sumie zachowuje się jakby na zniewoleniu zainteresowanych bzdurnymi przepisami pichciło jakiś tajemniczy półgęsek. Jaki? To by mogło być wielce interesujące dla czytelników, wyborców, obywateli świadomych.

Po co afera?
Ale dziennikarka „Głosu” przezornie nie pyta. Po co jej afera co ma szerszy kontekst? Gdyby zapytała, mogłaby się na przykład przypadkowo dowiedzieć/wyjaśnić dlaczego wszystkie budynki na Starym Mieście w Skierniewicach wyglądają jak rudery szpachlą klejone. Czytelnik niechcący mógłby powziąć wiadomość dlaczego w całym centrum 50-tysięcznego miasta żadna kamienica nie ma nawet dachu pokrytego zgodnie ze sztuką budowlaną. To trudna sprawa, zbyt wiele dająca do myślenia! Przyznacie. Mimo, że w parterze każdej kamienicy od lat rabotajet lokal przynoszący zyski, na dachach nic tylko papa - eternit i papa, bez opierzenia. Ze dwie blaszane podróby dachówki i reszta papa, papą łatana. A wszystko pod czujnym okiem konserwatora zabytków. Jak nic producent papy musi tu dawać większe łapówy od producenta dachówki. Czy właśnie dlatego zbankrutowała skierniewicka cegielnia?

Łzy hipokryzji a NUG i koncesja na kalosze
Wiele ciekawych spraw... Zbyt wiele, zbyt ciekawych.
A tu jeszcze nasz prezydent Trębski twardo szykuje się do czerpania zysków z turystyki. Już w 2070 roku! A może nawet w 2050? Zgodnie z przepowiednią anonimowej bizneswróżki. Tej zakontraktowanej w budżecie Skierniewic na kwotę 700 tysięcy złotych. Dwukrotnie zaniżoną zdaniem Trębskiego. Dwudziestokrotnie zawyżoną moim zdaniem. O ile budżet w ogóle potrzebuje wróżb. Będą wkręcać kuracjuszy „Nizinnego Uzdrowiska Gminnego” (w skrócie NUG) w pamiątkowe zdjęcia na tle „Europejskiego Skansenu Niechlujstwa”? Podatników co za to płacą także? Obowiązkowo w obuwiu zafajdanym świeżą kupą. Psią...
Trzeba jak najprędzej wystąpić do ratusza o koncesję na sklep z kaloszami, bo to najlepszy biznes będzie w Skierniewicach w połowie XXI wieku. Bizneswyrocznia o tym milczy. Najpewniejszy – nawet jeśli z uzdrowiskiem coś pójdzie nie tak.
Wracając do Kluczników. Prawdziwą sensacją jest to, że ci nieszczęśnicy posiadają za wysokie dochody, żeby zakwalifikować się na pomoc z MOPR-u. To akurat też warte byłoby większej, dziennikarskiej uwagi (odwagi). Ale autorka wydaje się programowo pomijać najciekawsze tropy. Boi się ustalić co z MOPR-em jest nie tak? A może ustaliła, że wszystko OK? Ale dostała polecenie służbowe, żeby nad losem niechcianych najemców ronić łzy hipokryzji?

„Kurica nie ptica”, popierduszki nie nawałnica - i znów klątwa Strakacza
 Problem został ujawniony w maju przez tak zwaną „nawałnicę”, która znad Sienkiewicza 24 porwała gdzieś dach. Zrolowała i fiuu... Jeśli ktoś go widział, cokolwiek wie niech koniecznie zadzwoni do redakcji Głosu.
Dziwne. Przebywałem wtedy w Skierniewicach i nie zauważyłem huraganu. Najpewniej rudera uległa naturalnej erozji. No, ale właściwie to po co ci nieszczęśnicy dalej się mordują w  zagrzybiałej kupie gruzu? Niech sobie coś wynajmą w bloku. W kolorze granatowym na przykład. Z windą, na „Widoku”! 
Wtedy prawowity właściciel Sienkiewicza 24 nareszcie odzyska władzę nad swoją własnością i... Ale może chodzi właśnie o to, żeby nie odzyskał? Komu chodzi? Żeby miał już dość serdecznie posiadania. Żeby dokonał tanio rytuału garba odsprzedania? Legalizowanego praw własności przekazania mafii. Jak wcześniej uczynił Strakacz – nasz znamienity obywatel, duma Skierniewic, twórca słynnego browaru, filantrop, przyjaciel Paderewskiego...

ŁOTR CZY MOPR?
Znam rodziny naprawdę pokrzywdzone przez los, kwalifikujące się do pomocy z MOPR-u, które jednak stać na porządne mieszkania z wolnego rynku. W Skierniewicach mieszkań do wynajęcia nie brakuje. Nawet z umeblowaniem. W końcu ostatnimi czasy tysiąc rodzin wyemigrowało z miasta za chlebem. I dobrze zrobili. Aż strach pomyśleć jakie byłoby bezrobocie gdyby zostali. A tak urzędasy z UP mogli przyznać sobie premię za osiągnięcia w jego zmniejszaniu.
Wróćmy jednak do plandeki (dachu) nad głową państwa Kluczników. Zanim strażacy się o nią upomną przejrzyjmy rubrykę ogłoszeń w tym samym „Głosie”. Kto pierwszy znajdzie najprostsze rozwiązanie problemu? Jest! Znalazłem: „trzypokojowe wynajmę”-lokum ze szczelnym dachem, kanalizacją sanitarną, centralnym ogrzewaniem, wodą ciepłą i zimną, prądem oraz gazem, kablówką, a nawet łączem telekomunikacyjnym - kosztuje od 900 do 1500 zł. Wiem, że w Skierniewicach ogłoszeniodawcy cen nie podają. Za łatwo by było. Musiałem obdzwonić wszystkich pajaców, impulsów natracić, natłumaczyć się, że „jak Boga kocham” nie ze skarbówki jestem, tytułu „Przyjazny Biznesowi” nie posiadam, ale w końcu się dowiedziałem. Sondaż zrobiłem. W sprawie cen i jeszcze wielu innych interesujących rzeczy dodatkowo. Również o panu Trębskim i tej całej Radzie... Na worek felietonów wystarczy.
Dla miasta z mojego sondażu wynika jeden ważny wniosek. Komunalka (skrót od „Komunalnaja ghospodarka” - przyp. autora) nigdy tak tanio jak wspomniane „pajace” nie zapewni ludziom mieszkań! Żaden prezes ZGM-u nie będzie przecież stawał na głowie, żeby wszystkie koszty lokalu komunalnego, jak i dodatkowe, zmieściły się w granicach pensji minimalnej. Zawsze wbuduje drugie dno na koszt podatnika. Więc po co w ogóle bawić się w jakąś komunalkę? Żeby jej prezes miał za co posyłać dzieci na zagraniczne studia? No proszę was...
Dla przeciętnie zarabiającej, skierniewickiej rodziny tysiąc złotych za mieszkanie to i tak spory wydatek. Ale przy dochodach wyższych od bieda-standardów MOPR-u, raczej jest w zasięgu możliwości. A przy niższych - MOPR przecież pomoże! A jeśli nie pomoże, to po co nam taki ŁOTR?


środa, 24 lipca 2013

Radny emocjonalnie i społecznie dojrzały



Otrzymałem niedawno list od jednej ze skierniewickich radnych – wielce szanownej pani Alicji Cyrańskiej, w sprawie pedofilii i karmienia kotów. Właściwie jest to dość spontaniczny komentarz do dwóch moich felietonów: „Publiczny gwałt zbiorowy na pięcioletnim  Skierniewiczaninie”, oraz „Ktoś dostał kota? Ktoś się obudzi z ręką w kuwecie”. Zarzuca mi w tym komentarzu... Sam nie wiem... Właściwie to sama nie wie co.  Długo zastanawiałem się czy, a jeśli, to jak jej odpowiedzieć. Żeby nie rozjechać, nie skopać... leżącego, człowieka poczciwego, na daremno. Przecież już nasz noblista znakomity przestrzegał: „Który skrzywdziłeś człowieka prostego, cnotę i mądrość sobie przypisując, złote medale na swoją cześć kując, nie bądź bezpieczny, poeta pamięta, możesz go zabić, narodzi się nowy, spisane będą czyny i rozmowy...”

Kwalifikacje na członka rady nadzorczej
Nie da się ukryć, że Alicja Cyrańska poczciwą jest, spolegliwą i współczulną. Dobrej woli pełną i chęci szczerych. Co prawda takich co to nimi całe piekło jest wybrukowane - ale jednak. Zapewne umie dobrze gotować i dbać o domowników, o domowe zwięrzątka się troszczyć, chorych i cierpiących żałować, nawiedzać a nawet wykorzystywanych seksualnie. Nie wątpię, że ma dobre serduszko... Słowem jednostka wartościowa i godna szacunku jako pracownik, człowiek, sąsiad, rodziny członek, itd. Najlepiej byłoby więc miłosiernie przemilczeć zaczepkę listowną jej autorstwa. Puścić mimo. Ale pani Cyrańska jest też osobą publiczną! Członkinią Rady Nadzorczej pięćdziesięciotysięcznego organizmu miejskiego o wielomilionowym budżecie. Do którego to budżetu, na jej nieszczęście, ja osobiście zmuszony byłem też dołożyć swój grosz! Radna Alicja Cyrańska obdarzona została zaufaniem wyborców w nadziei, że jej uczciwość i obecność w tej instytucji zagwarantuje, iż miejskie fundusze nie zostaną roztrwonione przez bandę idiotów, rozkradzione przez cynicznych kombinatorów i złodziei. Za to otrzymuje dietę i ma prawo oczekiwać społecznego szacunku. O to zabiegała uwodząc wyborców programem! Niestety ze swoich elementarnych obowiązków (zobowiązań) pani Alicja się nie wywiązuje. Zresztą tak samo jak jej koledzy, którzy zapewniali na swoich banerach i afiszach, że będą uczciwi. Ironią losu jest fakt, że najuczciwiej wypadają Ci co przyznawali, że kraść będą. Obiecali i słowa dotrzymują! Kradną! Nic im zarzucić się nie da.




Gdy leżący nie wie nawet, że leży
Najgorsze, że nasza bohaterka nawet nie zdaje sobie sprawy z obowiązków! Z dziecięcą naiwnością żyruje cudze weksle (udziela absolutoriów) i z równie dziecięcą szczerością do tego publicznie się przyznaje. Dla niej finanse miejskie wydają się być rodzajem bankomatu z którego wyskakują łatwe pieniążki, które można wydawać na najfantastyczniejsze cele. Byle tylko zawyżony kosztorys jako tako spełnił wymogi formalne i miał słuszną ideologicznie podbudowę. A większość tych celów psu na budę potrzebna, dzikiemu kotu na karmę... Dowodzi tego fakt, że nie istnieje osoba która chciałaby dobrowolnie przeznaczyć na ich realizację choćby grosz złamany z dochodów własnych. Tych ciężko zarobionych, zapracowanych w pocie czoła. Pani Alicja codziennie widzi, obserwuje, że inni z tego bankomatu przepompowują miliony w nawadnianie podejrzanych ugorów. I co robi? A no chciałaby jak oni tak samo. Chciałaby, chci-a-ła...

Ale sumienie nie pozwala?
W sumie nie. Jednak przecież czuje w prostodusznej swej moralności, że to niezbyt uczciwe, więc ogranicza  apetyt, pasa zaciska do 26 tysięcy zaledwie... Cóż to w końcu jest w porównaniu do milionów, które trwonią inni! Kropelka niewielka! Kieszonkowe wręcz.
Kiedy o tym wszystkim powiedziałem publicznie, chyba całkiem szczerze się obruszyła i mnie zaatakowała (cytuję):  Wie o miejskich przetargach, o wielomilionowych[...] ale nie ma ochoty zająć się tym osobiście. Woli na mnie przerzucić tę robotę, ubolewać, że jej nie wykonuję i jeszcze surowo napiętnować”.
Prawda, że urocze to? Podkreślam, że tak odpowiada członek Rady Miasta. Europejskiego! Swojemu wyborcy,  który wskazał mu miejsca przecieku w budżecie! W normalnym kraju taki radny już dawno załatałby dziurę, cieknącą rurę zaślepił, lub podałby się do dymisji. W Skierniewicach tylko dymi próbami wzbudzenia poczucia winy u innych. Co gorsza bardzo nieudolnie. Na przykład obarczając moje felietony odpowiedzialnością za to, że na skierniewickim osiedlu „Widok” jakiś idiota obdarł ze skóry kota! Co ma piernik do wiatraka? Pani radna Cyrańska z logiką sobie właściwą wykłada mi (cytuję): „na osiedlu Widok, ktoś żywcem obdarł bezdomnego kota ze skóry. Ja nie twierdzę, że powodem tego był tekst o kotach, ale wykluczyć tego na 100% się nie da”. Czego się nie da wykluczyć? Że ten swobodnie grasujący na Widoku psychopata czytał moje felietony? Wystarczy go złapać i zapytać. A w ogóle to po co snuć takie dociekania? Nie prościej i taniej będzie, jeśli radna Cyrańska obedrze ze skóry drugiego kota żywcem? Co do jej osoby nie ma przecież żadnej wątpliwości, iż moje felietony czyta. Sąd więc będzie miał sprawę prostą i na pewno skaże mnie za ten haniebny czyn na co najmniej parę latek ciężkich robót. Tylko jeszcze jest jeden mały problem. Trzeba by wcześniej troszkę zmienić prawo, podpicować na bardziej „Radzieckie”. No i zapomnieć o jednej z najbardziej fundamentalnych zasad cywilizacji zachodnio-chrześcijańskiej, że każda jednostka za swoje czyny ponosi odpowiedzialność indywidualnie. Czyny - nie myśli, czy słowa.

No i na koniec
Mam do radnej Cyrańskiej wielką prośbę. Chciałbym poznać źródło informacji, na które powołuje się w bardzo istotnej społecznie kwestii (cytuję):  „Należy zauważyć, że w roku ubiegłym sąd w Skierniewicach skazał 5 pedofili. To bardzo mało, wobec faktu, że co czwarte dziecko jest molestowane seksualnie.”
Włos mi się na głowie zjeżył jak to przeczytałem. Potem strach zrosił czoło moje potem zimnym.  Ale potem przypomniałem sobie, że ci skazani to głównie osiemnastolatkowie, uff... którzy na swojej suto zakrapianej osiemnastce zapomnieli, że nie mają już siedemnastu lat i nie przystoi im od tej chwili obmacywanie piętnastoletnich koleżanek. Ale co z tym dzieckiem „co czwartym”? Jeśli to naprawdę prawda co pani Alicja ujawnia - że co czwarte... - to znaczy, że na co dzień żyjemy w jakimś pedofilskim horrorze i nawet w swej naiwności nie zdajemy sobie z tego sprawy! Pomyślmy! Świeci sobie słoneczko... A tu co czwarte skierniewickie dziecko! Z takiego faktu przecież wynika niezbicie (oczywiście jeśli to fakt), że w promieniu 500 metrów wokół sypialni mojego dziecka, nieustannie grasuje co najmniej dziesięciu wolnych i aktywnych zawodowo pedofili! W tym co najmniej jeden z wyższym wykształceniem pedagogicznym.


Dlaczego Jażdżyk musi za to płacić?



„Jeśli w przyszłości będzie się pisać książki o uzdrowisku, to w mojej ocenie będą to książki ekonomiczne”

                               Prezydent Leszek Trębski - artykuł pt: „Zdrowa awantura” Głos z 11.07.2013

Bawiąc służbowo w Warszawie, pewien znajomy biznesmen lokalny, zamówił sobie do hotelu prostytutkę. Nie dziwkę, czy zwykłą k[...]wę, ale profesjonalistkę, która najpierw ustala warunki umowy, potem się z niej skrupulatnie wywiązuje, a dopiero na koniec przyjmuje umówioną zapłatę. Znający się na rzeczy portier sprowadził mu prześliczną studentkę w wieku jego córki, zadbaną, znającą języki i z dobrego domu, która samotny wieczór przemieniła naszemu biznesmenowi w festiwal piekielnie rajskich wrażeń. Do końca życia tego nie zapomni. Kiedy go potem spotkałem, był odmieniony jakby z krzyża zrzucił wszystkie troski. Zapytałem więc o przyczynę tej cudownej przemiany. Od początku (oczywiście) znając odpowiedź. Proszę sobie wyobrazić moje zaskoczenie, kiedy się okazało, że to nie seksualne igraszki zdziałały takie cuda, ale chwila zwykłej, ludzkiej rozmowy. Zwłaszcza ten moment w którym szczerze zdziwiona dziewczyna, studentka, matka samotnie wychowująca dziecko, Polka zapytała jak to możliwe, że mężczyzna tak interesujący i przystojny uważa, że musi płacić za sex? Skoro wcale nie musi. Skoro jest tyle dziewczyn gotowych... Na prawdę, nawet ona sama... W innych okolicznościach, ma się rozumieć. W innym życiu.

Deja vu
Te same odczucia naszły mnie kiedy przeczytałem w Głosie z 18 lipca 2013.r. wywiad z Krzysztofem Jażdżykiem - być może przyszłym prezydentem Skierniewic, a obecnie radnym Rady Miejskiej, jednym z najbardziej opozycyjnych w stosunku do aktualnie urzędującego prezydenta. Wywiad dotyczył „Uzdrowiska” - aktualnie najważniejszego dla mieszkańców miasta rozstrzygnięcia. Decyzji, która ma wszystkie przesłanki ku temu by sprawić, że Skierniewice w ekonomicznym rozwoju dogonią, a może nawet wyprzedzą, amerykańskie Detroit – niedawną stolicę światowego przemysłu motoryzacyjnego.
W tym miejscu muszę nadmienić, że zgadzam się z Leszkiem Trębskim, iż jeżeli w przyszłości będzie się pisać o tym książki, to będą to książki ekonomiczne. Jedna już się nawet pisze. Wiem bo jestem jej autorem.
Jak na warunki prasy lokalnej, wywiad z Jażdżykiem był prawdziwym hitem Głosu  z 11.07.2013. Zwłaszcza na tle pozostałych „newsów”. Się tygodnik rozwija – pomyślałem – na prawdziwą czwartą władzę wyrasta, co to szanuje swojego czytelnika dostarczając mu informacji rzetelnej obiektywnej i z różnych punktów widzenia. Bez  propagandowo przeżutej i przez ośrodek władzy nadtrawionej papki. Tak by każdy kto wyda dwa trzydzieści, mógł na ich podstawie wyciągać samodzielne wnioski.
Proszę więc wyobrazić sobie moje zdziwienie kiedy zauważyłem nad artykułem, wystukane drobnym drukiem i spacjami powiadomienie, że to jest ogłoszenie płatne.
Płatne!? Kto komu, za co? Że niby Jażdżyk płaci gazecie za to, że udzielił jej wywiadu? Musi, chce? Cuda na kiju. Ja rozumiem, gdyby stary był, Alzheimer się nazywał, diamentowe gody obchodził i ględził jak to osiem lat kopał nawadniające kanały, albo był dyrektorem państwowej szkoły, która nazbierała więcej kapsli i nakrętek po śmietnikach od Kazia Obszczymura. Jakby był pionkiem jakim w kole gospodyń wiejskich, od którego decyzji nic nie zależy, dla miasta, dla ludzi... No ale żeby tak potraktować demokratycznie wybranego Radnego? Kiedy się wypowiada publicznie, w sprawach najistotniejszych dla całego pokolenia czytelników! I to jeszcze ma odwagę zaprezentować zdanie odmienne od oficjalnego, konflikt we władzy ujawnić! Toż to dla dziennikarskiego świata istne eldorado! Do tego gada z sensem? No nie! To się wprost nie mieści w głowie. To tak jakby od prostytutki wyłudzić pieniądze za sex.


środa, 17 lipca 2013

Jelenie na rykowisku



1. „15czerwca na najstarszej skierniewickiej nekropolii - zabytku, którego klasę porównuje się do Warszawskich Powązek – stanął jeleń”
2. „Posąg patrona myśliwych świętego Huberta stanął na zabytkowym cmentarzu bez zgody”
3. „Marek Kłopocki inspektor nadzoru budowlanego: - Pomnik budzi ogromne kontrowersje, wydaje się zatem, że legalizacja nie będzie możliwa. Pewnych szkód nie da się przeliczyć na pieniądze”
4. „Gdzie było Towarzystwo Przyjaciół Skierniewic, gdy na zabytkowym cmentarzu stawała całkiem współczesna konstrukcja?”

                               Artykuł pt: „Jeleń na cmentarzu” Głos z 11.07.2013

Pewnego razu przechodząc obok wiekowej nekropolii przy ulicy Rawskiej dostrzegłem całkiem nowy nagrobek. Ostro kontrastujący na tle patyny pozostałych, zarówno kolorystyką, rodzajem użytego materiału, jak i nieco odmienną od pozostałych estetyką. Dziwne. Na specjalnie na tę okoliczność odpicowanym ostańcu granitowym, pośród tuje ustawiono w drewnie ciosanego gostka frasobliwego. Trudno to nazwać konstrukcją (ad.4). Do tego z reniferem obok. Jakby Santa Claus? Ale jak się kto uprze... Ciekawe co też za „orginał” nas opuścił? Święty Mikołaj? Osierocił, w smutku pozostawił nieutulonych na tym łez padole? No i w ogóle co oznacza pojawienie się świeżych pochówków na od dawna nieczynnym, ale strategicznie położonym w centrum Skierniewic cmentarzyku? Świetne miejsce na zadymę. Podszedłem więc i się doczytałem, że nikt nie umarł. Dzięki Bogu! To tylko Polski Związek Łowiecki upamiętnił się, przypomniał narodowi i świętemu patronowi - Hubertowi. Darzbór!

Pomnik?
A więc to musi być jakaś prowokacja! Pytanie tylko: artystyczna, polityczna, czy religijna? Najbardziej wygląda mi to na politykę... Ale nie tę wielką, katyńską, od katastrofy lotniczej i obrońców krzyża, ale lokalną. Może przebiegły prezydent miasta Trębski próbuje w ten sposób odwrócić uwagę jele... znaczy się opinii publicznej, od tego co się dzieje w parku? O budżecie nie wspominając. Albo może opozycja postanowiła sprawność organów władzy, na okoliczność poważniejszej jakiejś akcji,  manify tu przetestować? Poddać próbie bojową gotowość (ad.2) Inspektorów Budowlanych, Konserwatorów Zabytków, a nawet Policji? W sezonie urlopowym.
Nie można jednak wykluczyć, że tak naprawdę chodzi o zakamuflowaną ofensywę indiańskiego totemizmo-szamanizmu na fundamenty tradycji naszej katolicko ludowej. Wskazywać na to mogłaby wzmianka o „Tych” co odeszli do „Krainy Wiecznych Łowów”. Przecież wszyscy dobrze  się orientujemy dokąd odchodzą czerwonoskórzy wyznawcy Wielkiego Manitou, gdy kopną w kalendarz Majów.

Jakże to tak bez zgody wszystkich świętych?
Prawdę mówiąc nigdy nawet nie byłem do końca pewien czy funkcję grzebalną rzeczywiście już na cmentarzyku przy Rawskiej zarzucono. Co i rusz wyrastają tam jakieś obeliski z czerwonego granitu, pochodzące wprost ze Szwecji. Podobno za sprawką wpływowego Towarzystwa Przyjaciół Skierniewic i zgodą wszystkich świętych (ad.2). Kolejne zwycięstwo jarmarcznej estetyki w przestrzeni publicznej, aż tak bardzo mnie nie poruszyło, jak na przykład redakcję tygodnika „Głos” ( nr 27 z 11.07.2013), która w dzwony uderzyła egzaltowane, w okolicę Warszawskich Powązek lewitujące  (ad.1). Na baczność postawiła inspektoraty nadzoru i konserwatorskie, co się właśnie wybierały na wczasy z rodziną. Teraz zamiast wypoczywać w jakimś renomowanym uzdrowisku, będę musiały udowadniać swoją niezbędność. Do tablicy wezwała nawet Towarzystwo Przyjaciół i księdza proboszcza. Samowolę ogłosiła. Nielegalną nazwała po imieniu. Szkód się dopatrzyła nieprzeliczalnych na pieniądze, do spółki z Markiem MINB Kłopockim. A wszystko prawda! Teraz wymienionym urzędom głupio będzie łeb sprawie ukręcić  (ad.3), wycofać się z afery chyłkiem. Zaczekać te parę latek w majestacie prawa, spokojnie, aż farba oblezie, drewno zszarzeje, kamień zazielenią glony...

Barwy Raju
W końcu rzeczone dzieło jakoś takoś się mieści w ramach uznawanych w okolicy kanonów piękna. Głęboko przecież zakorzenionych w plebejskiej kulturze społeczności naszej skierniewickiej. Od pokoleń, mozolnie wpajanych w szkołach, na lekcjach wychowania plastycznego. Podobnie, jak mieszczą się w niej pstrokate krasnale od frontu ogródków przydomowych, a nawet zardzewiałe karoserie samochodów na ich zapleczach, zwykle w śmieciach tonące niesegregowanych. Jako i we wnętrzach mieszkań naszych zakurzonych mieszczą się laickie landszafty przedstawiające pasące się sarenki na polance, na rykowisku jelenie ryczące... A z tematów religijnych błogo natchnione portrety kobiet i mężczyzn z laserowo na wierzch wypatroszonymi serduszkami. Malowane w jaskrawej manierze kolorystycznej „Hare Kriszna”, lepiej znanej pod nazwą „Kanon Barw Raju Świadków Jehowy”.

Ale co to ja właściwie chciałem powiedzieć?
Aaa... aaanagram. Taka niby prosta rzecz mało istotna, a takie materii pomieszanie. Że aż trafienia Gustawa Jelenia mi się przypomniały. Znanego z serialu “Czterej pancerni i pies”. De gustibus non disputantum est.