Artykuł autorstwa Janusza Wojciechowskiego
(1980-93) – sędzia Sądu Rejonowego w Rawie Mazowieckiej, Sądu Wojewódzkiego w Skierniewicach, Sądu Apelacyjnego w Warszawie, sędzia delegowany do Sądu Najwyższego, członek Krajowej Rady Sądownictwa (1990-93). Specjalność – sprawy karne; Od 1994 r. adwokat, wpisany na listę adwokatów Izby Łódzkiej, 1993-95 poseł na Sejm RP 1995-2001 – prezes Najwyższej Izby Kontroli 2001 – 2004 – wicemarszałek Sejmu RP od 2004 r. – poseł do Parlamentu Europejskiego
1
. Muszę to z siebie wyrzucić!
Z przykrością to czynię, jako były sędzia, mający za sobą trzynaście lat orzekania w sądach wszystkich szczebli, od rejonowego po Najwyższy, jako były członek Krajowej Rady Sadownictwa, w 1990 roku wybrany głosami sędziów do pierwszego jej składu – muszę dziś z bólem serca to powiedzieć…
- Cholerne sądy!
2. Zgoda, nie wszystkie, tylko niektóre, póki co nieliczne. Jednak Coraz częściej przychodzą do mnie ludzie z wyrokami, których nie sposób zrozumieć. Coraz częściej śladem sądowych orzeczeń podążą krzywda ludzi.
Najgorzej, gdy jest to krzywda dzieci.
3. O sprawach, z którymi przychodzą do mnie ludzie piszę sporadycznie i niechętnie, żeby przypadkiem kogoś nie urazić i zamiast pomóc ludziom, jeszcze bardziej im zaszkodzić. Sędziowie bywają drażliwi, a Ministerstwo Sprawiedliwości ma już moich interwencji dość i ostatnio nawet zagroziło, że nie będzie na nie odpowiadać - co mu tam!
Dzisiejszy mój wpis dotyczy sprawy nie z mojej poselskiej szafy, lecz z prasy. „Gazeta Wyborcza” opisuje sprawę czteroletniego Karola, który od 15 miesięcy z woli sądu przebywa w pogotowiu opiekuńczym. Matka Karola nie żyje, ojciec jest ciężko chory, niezdolny do opieki nad dzieckiem. Szczęście w nieszczęściu – chłopiec ma dziadków, a zwłaszcza babcię, kobietę całkiem jeszcze młodą, 50 lat, czyli w wieku, w którym kobiety bywają jeszcze matkami, a nie tylko babciami. Babcia Karola ma sprawdzone kwalifikacje rodzicielskie, bo wychowała czworo własnych dzieci. Babcia zajmowała się Karolem, od czasu, gdy miał kilka miesięcy, stworzyła mu dom. I chciała być dla niego rodzina zastępczą.
4. Ale w szczęściu nieszczęście, bo na starania babci o uzyskanie prawa rodziny zastępczej dla wnuka sąd rodzinny powiedział – nie!
Po czym zabrał dziecko od babci niczym worek kartofli
i umieścił w pogotowiu,, Obecnie zamierza go oddać do rodziny zastępczej, w ręce całkowicie obcych ludzi.
Pani sędzia, która orzekała w tej sprawie nie zakwestionowała, ze babcia kocha wnuka, ale powiedziała, że sama miłość nie wystarczy i że rodzinie zastępczej stawia się wyższe wymagania, którym babcia jej zdaniem nie jest w stanie sprostać.
Czyje to są wymagania? Pani sędzi oczywiście! O wymaganiach dziecka, o jego potrzebach, a nade wszystko o jego uczuciach, nie mówi się nic. W sądzie nie ma to znaczenia.
5. Szefowa centrum pomocy rodzinie też nie zaprzecza, że babcia jest czuła i kochająca dla wnuka, ale zauważa inteligentnie, że dziecko trzeba za rączkę prowadzać do łazienki i podawać mu piłkę i uważać na nie cały czas, bo jest ruchliwe, czemu kochający dziadkowie ponoć nie podołają.
W takim razie trzeba natychmiast zabronić kilku milionom polskich babć zajmowania się wnukami, bo nie poradzą sobie z ich ruchliwością. Taka babcia bezczelnie paraduje z wnukiem, pcha wózek, a wiadomo, że sobie z nim nie poradzi.
Nie tylko dowód trzeba babci zabrać, ale i wnuka.
6. Trzy lata miał Karol, gdy zabrano go od babci do pogotowia. Można sobie wyobrazić, jaka to była i jest trauma dla dziecka wyrwanego z bezpiecznego miejsca. Trzy lata to wiek, w którym dziecko najbardziej potrzebuje miłości i poczucia bezpieczeństwa. Podręczniki psychologii mówią, żeby w tym zwłaszcza wieku nie należy zmieniać dziecku miejsca zamieszkania.
Psu się nie zmienia właściciela, do którego się przywiązał. Kotu nie zmienia się domu, żeby w nowym miejscu nie oszalał.
A dla dziecka sąd nie miał litości
Zabrano mu dziadków, jedynych ludzi, którzy go kochają na tym świecie.
Bóg jeden wie, jakie spustoszenia są już dziś nieodwracalnie dokonane w psychice małego Karola.
7. Wróble mówią, że niektóre rodziny zastępcze (podkreślam – niektóre, żeby nie urazić rodzin kochających, godnych i sprawiedliwych) to biznes, bo jest na nie przyznawana pomoc państwa. Że na dzieciach przyznawanych sądownie pod opiekę można nieźle zarobić. Że współdziałają z tym niektórzy psychologowie i kuratorzy sądowi, a może i same sądy i że na siłę odbiera się niekiedy dzieci z normalnych rodzin, żeby je oddać rodzinom zastępczym, które dzięki temu zyskują kasę.
Nie chcę w to wierzyć, ale znam niestety sprawy, które zdają się tę straszną tezę potwierdzać. Przykład Karola potwierdza to również.
A jaskółki ćwierkają, że niektóre pogotowia opiekuńcze walczą o przetrwanie, więc musza mieć małych pensjonariuszy. Związani z nimi diagności rodzinni nadzwyczaj chętnie wnioskują o odebranie dzieci rodzinom i umieszczanie ich w placówkach, dzięki czemu kosztem dzieci ratowane są etaty.
Niektórym bajką wydać się to może, a ja to jednak między prawdy włożę!
Niestety nie mogę wykluczyć, że
w Polsce dokonuje się handel dziećmi, uprawiany w majestacie prawa.
8. Cholerne sądy i cholerna bezsilność wobec tego, co wyprawiają.
Co ja mogę, prosty poseł, w dodatku nie krajowy, tylko europejski, który nad tym wszystkim teraz duma na brukselskim bruku.
Napiszę do Ministerstwa Sprawiedliwości kolejny list, żeby zbadali i tę sprawę. Napiszę, chociaż z góry wiem, co odpowiedzą.
Że sąd miał rację, a nawet gdyby nie miał, to Ministerstwu i tak nic do tego. Niezawisłość, niezależność, nieodpowiedzialność...
I tylko dziecka żal…
http://www.januszwojciechowski.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=933:cholerne-sdy-i-tylko-dziecka-al&catid=20:blog&Itemid=42
Panie Januszu więcej nam potrzeba takich sędziów i posłów jak pan. Jestem dumny, że tacy ludzie jak pan wywodzą się ze Skierniewic.
OdpowiedzUsuń