Skierniewicka Gazeta Podziemna nie uznaje tematów tabu, nie uczestniczy w towarzystwach wzajemnej adoracji, nie uznaje zobowiązań wobec żadnych koterii i lobby. SKCGP za cel stawia sobie pracę organiczną w interesie dobra wspólnego w skali lokalnej. Gazeta opiera się na uczciwości, bezinteresowności i dążeniu do prawdy siłami obywateli zwanych dziennikarzami społecznymi. Dziennikarzem takim może zostać każdy, kto potrafi napisać rzeczowy, zwięzły artykuł na poziomie przedwojennego maturzysty. Artykuł wystarczy wysłać e-mailem na adres redakcji: skcgp małpa op.pl Tekst musi być oryginalny i podpisany co najmniej nickiem, lub adresem e-mail. Redakcja nie ingeruje w teksty, nie koryguje błędów ortograficznych, nie uznaje zaświadczeń o dysleksji ani dysortografii. Warunek publikacji jest jeden. Piszemy o konkretnych sprawach lokalnych. Inaczej mówiąc nie interesują nas dywagacje ogólnoludzkie, ogólnoświatowe, ani nawet krajowe.

sobota, 4 lipca 2015

Coś mi tu zgrzyta



Ogrom pracy jaki musi rodzina zastępcza włożyć w to, by swoim podopiecznym stworzyć dom, dać poczucie bezpieczeństwa, a często przebić się przez wszystkie lęki, frustracje i zwyczajnie nauczyć funkcjonować w normalnym świecie, wśród ludzi i radzić sobie z własnymi emocjami jest dla mnie przytłaczające.” - egzaltuje się pani redaktor naczelna „Głosu” Beata Maly-Kaczanowska we wstępniaku do numeru z 2 lipca 2015.r.




Nie umniejszając myślę, że z takimi samymi problemami boryka się każda polska rodzina, bo wychowanie dzieci to sztuka, zwłaszcza we współczesnych realiach. A raczej „irrealiach” należałoby powiedzieć. Na szczęście od wiek wieków wszyscy otrzymujemy od Pana Boga łaskę aby dawać sobie radę z takimi problemami i pokonywać wszelkie trudności, jeżeli tylko naprawdę tego pragniemy i staramy się całym sercem. Specjalne wyróżnianie instytucji tzw „rodziny zastępczej” jest trochę nie na miejscu w takim kontekście. Zwłaszcza, że rodzina zastępcza dostaje od podatnika kwotę ok. 3tys złotych miesięcznie za każde „przygarnięte” dziecko. O takich podarkach od dobrego wujka normalna rodzina może tylko pomarzyć. Znam wielodzietne rodziny, które nie mogą na wszystkie swoje pociechy łącznie przeznaczyć 3tys zł a mimo to wiążą koniec z końcem i ich potomkom niczego nie brakuje. Może za wyjątkiem egzotycznych owoców i ekstra wypasionej szczoteczki do zębów z napędem turbo-elektrycznym. Największym ich zmartwieniem ostatnimi czasy jest strach przed bezdusznymi urzędnikami uzurpującymi sobie władzę odbierania dzieci z powodu niedostatków materialnych, czy jakie tam sobie inne wymyślą.
Kwotę 3000 podałem za panem Piotrem Tymochowiczem, który w jednym ze swoich niedawnych wywiadów w TVP raczył taką właśnie kwotę wymienić. Podał też, że domy dziecka dostają nawet 5tys złotych na każdego podopiecznego. Słyszałem również od znajomych opowieść o samotnym ojcu któremu zabrano jedyne dziecko, a po paru miesiącach dodatkowo dobito go rachunkiem za pobyt potomka w pogotowiu opiekuńczym w kwocie ok. 3500 zł za każdy miesiąc. Miało to miejsce w Skierniewicach, a nie gdzieś na końcu świata jakby się co niektórym wydawało i też warte jest opisania w lokalnej prasie.


































Wstępniak pani Beaty nawiązuje oczywiście do tematu poruszonego na stronie piątej tegoż numeru „Głosu” artykułem autorstwa pani Anny Wójcik-Brzezińskiej pt: „Jak wielkie poczucie bezpieczeństwa potrafi dać ciemna tkanina zawieszona nad oknem”
Obszerny to artykuł i ważny, poruszający wiele wątków. Ale temat trudny, a tytułowa ciemna tkanina sporo prawdy przysłania. No i nie ma się czemu dziwić, skoro zahacza się w nim o samego Prezydenta Bronisława Komorowskiego wraz z małżonką, skierniewicki MOPR, a nawet Komendę Główną Policji. Występują tam oczywiście rodziny wielodzietne, i zastępcze... a nawet znana każdemu Skierniewiczaninowi pani Janina Wawrzyniak.
Chciałbym się do tego artykułu jakoś odnieść ponieważ jak we wstępniaku pani naczelnej, również w nim wiele rzeczy mnie niepokoi moralnie i nie tylko, ale zanim to zrobię muszę go głębiej przemyśleć.
Jest w tym materiale wiele sformułowań, które niby niczego złego w sobie nie mają... Na przykład porównanie dziecka do „zwierzątka”. Drażni mnie ono, prawie wiem dlaczego. Może to kwestia smaku? Jest też taka niejasna optyka, punkt ustawienia narratora... Jakby autorce bardziej zależało na wywołaniu zamierzonego efektu propagandowego, niźli na prawdzie o emocjonalnych przeżyciach dzieci wyrywanych z naturalnego dla nich, jedynego oswojonego, kontekstu rodzinnego i przeniesionych, zazwyczaj w ciągu jednej nocy, na salony wyższych sfer. Przeważnie przez przysłowiowego „pana w mundurze i z pałką u boku”. Jakby bliższe jej, bardziej zrozumiałe były kłopoty dyrektora skierniewickiego MOPR, niż przerażenie małego człowieka nie potrafiącego jeszcze odkryć dlaczego „obcy” odzierają go z ostatnich pamiątek dotychczasowego życia. Nawet z WŁASNEGO ubrania...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz