Skierniewicka Gazeta Podziemna nie uznaje tematów tabu, nie uczestniczy w towarzystwach wzajemnej adoracji, nie uznaje zobowiązań wobec żadnych koterii i lobby. SKCGP za cel stawia sobie pracę organiczną w interesie dobra wspólnego w skali lokalnej. Gazeta opiera się na uczciwości, bezinteresowności i dążeniu do prawdy siłami obywateli zwanych dziennikarzami społecznymi. Dziennikarzem takim może zostać każdy, kto potrafi napisać rzeczowy, zwięzły artykuł na poziomie przedwojennego maturzysty. Artykuł wystarczy wysłać e-mailem na adres redakcji: skcgp małpa op.pl Tekst musi być oryginalny i podpisany co najmniej nickiem, lub adresem e-mail. Redakcja nie ingeruje w teksty, nie koryguje błędów ortograficznych, nie uznaje zaświadczeń o dysleksji ani dysortografii. Warunek publikacji jest jeden. Piszemy o konkretnych sprawach lokalnych. Inaczej mówiąc nie interesują nas dywagacje ogólnoludzkie, ogólnoświatowe, ani nawet krajowe.

wtorek, 18 grudnia 2012

„Wieści z Ratusza” - czyli pornografomania




Dziś będzie  refleksja o kilku sprawach, na które zwróciłem uwagę w rozkładówce ITS-u nr 50 z 14.12.12.  Chodzi o strony: 12-tą i13-tą. Wszędzie na świecie czasopisma utrzymujące się z zaspokajania potrzeb czytelników, zamieszczają na swych rozkładówkach materiały trwalsze od pojedynczego numeru, przyciągające uwagę i łatwo zapamiętywalne jako ikony popkultury, nadające się na reklamowe plakaty gotowe do oprawienia i powieszenia na ścianę, np: w charakterze kalendarza, planu miasta, rozkładu jazdy metra, reprodukcji dzieła sztuki, zdjęcia malowniczego lanszaftu, pięknej dziewicy lub ulubionego idola. W ITS-ie „rozkładówkę” oddano w używanie bliżej nieokreślonym profesjonalnym amatorom, najprawdopodobniej z ratusza (?). Wskazywałby na to szyld pod którym się produkują, a mianowicie: „Wieści z Ratusza”. Najwyraźniej miejscowy wydawca postanowił spełnić ukryte marzenia urzędników skierniewickiego magistratu udostępniając im swoje najsłabsze miejsce. A skoro spełnił ich marzenia, to może przy okazji świąt spełni też niezaspokojone aspiracje Skierniewickiej Gazety Podziemnej?

Nocnikarstwo czyli dziennikarstwo po godzinach
Długo się nie zastanawiając Skierniewicka Gazeta Podziemna wysmażyła do redakcji ITS-u e-maila z ofertą współpracy, proponując zapełnianie jej rozkładówki poszukiwaną przez konsumentów, świeżą, jędrną i pełnowartościową treścią z pierwszego tłoczenia, a nie jak do tej pory liofilizowaną papką z dodatkiem ciężkostrawnych dupowkrętów, spulchniaczy i emulgatorów. Na co otrzymała odpowiedź sugerującą, że jej oferta jest (oględnie mówiąc) „niekonkurencyjna”. Z czego wynika, że urzędnicy magistratu wykupili cenne łamy ITS-u za lepsze  pieniądze (ciekawe jakie?), co im niewątpliwie daje prawo zabawiania się do woli w redachtorów i nocnikarzy. Co? Że to wcale nie żadne nocnikarstwo, tylko normalnie dziennikarstwo urzędowe prosto z magistratu, kitujące ITS-ową rozkładówkę w ramach służbowych obowiązków!?
Wszystko fajnie, tylko dlaczego tak fatalnie zaniżają poziom czasopisma, nie biorąc za to nawet  grama odpowiedzialności? To nie dziennikarze. Raczej typowe urzędoły rozciągające swój biurkowy etos i wieloletnie przyzwyczajenia do unikania odpowiedzialności wprost na łamy publicznego pisma.
Dlaczego ITS pozwala by na jego łamach funkcjonowały podwójne standardy?
Jakim prawem naraża swoich czytelników na czytanie niepodpisanych przez nikogo tekstów?
Do tej pory żadnej cywilizowanej gazety nie stać było na publikowanie anonimów! No może poza gadzinówkami w czasach narodowo-socjalistycznej okupacji i prasą podziemną, która z oczywistych względów musi chronić swoich autorów przed represjami reżymu. Kogo przed czym chroni ITS, czego się obawia dopuszczając do publikacji anonimów?

Ogólnie o szczegółach
I właśnie dlatego zamiast soczystej relacji z najzabawniejszego kabaretowego wydarzenia sezonu, autorstwa samej pani wiceprezydentowej Jabłońskiej (o którym napiszę przy innej okazji), dostaliśmy mdłą wyliczankę „co też można było” podczas Mikołajkowych odwiedzin, nie wiadomo kiedy (nocnikarz nie podał daty), na Skierniewickim Rynku.
Zamiast dowodów na to, że rzeczywiście „Uczniowie pamiętają o potrzebujących” dostaliśmy paranoidalny kogel-mogel zahaczający wręcz o odświętne szydzenie z osób słabych, chorych i poszkodowanych przez los. Jak choćby niesmaczne „CIACHO dla hospicjum”. Ciacho!
Ale zupełnym szczytem złego gustu i braku wyczucia przyzwoitości było zestawienie obok siebie publicznego zaproszenia na prezydencką wigilię z tytułem tekstu pt: „Czas na Park Miejski”.
W pierwszym momencie pomyślałem, że nareszcie Pan Prezydent wyegzekwował od zwycięzców przetargu na rewitalizację parku wykonanie czegoś, co przy odrobinie dobrej woli można by nazwać dokumentacją budowlaną, czyli po prostu „projektem” i że teraz tryumfalnie zaprasza wszystkich zainteresowanych mieszkańców na jego publiczną prezentację. Czyli że późno, ale jednak chłopina zachował się przyzwoicie, ku chwale ojczyzny i że trzeba go zrozumieć, rozgrzeszyć... A może nawet docenić?
Ale potem (kurkuma!) zajarzyłem, nieco zdziwiony, że stoi tam jak byk, iż publiczna prezentacja projektu zagospodarowania skierniewickiego kompleksu autorstwa pani Śnieguckiej-Pawłowskiej już się odbyła podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej. Zaproszono tylko wybranych. A kuku bęc, więc znaczy się już pozamiatane? Już sobie projektu skierniewickiego parku nie obejrzymy, zdania w dyskusji nie zabierzemy? My Naród, którzy w ratuszu swoich tajnych informatorów nie posiadamy zostaliśmy wystrychnięci na dudków. Wydymani w duchu powszechnej tolerancji! Czyli, że nasza obywatelska strata? Na początku nie zwróciłem nawet uwagi, że Anonimus z ratusza sprytnie doniósł o prezentacji jakiegoś bliżej nieokreślonego „skierniewickiego kompleksu”, a nie jak byłem święcie przekonany: „Projektu Zagospodarowania Parku”. (No rzesz kurkuma druga je! Banana!) Ech, małomiasteczkowi specjaliści od lawirowania, zwodzenia opinii publicznej i pozbawiania złudzeń – pomyślałem –  przewidywalni, aż do obrzydzenia, jak robale. 

wtorek, 11 grudnia 2012

ITS o Rewitalizacji Parku - czyli PRZERÓB




„Na lokalnych forach wrze.”- czytamy w nr 47 ITS-u z 23 listopada 2012. I to jest prawda. No może „wrze” to przesada, ale fakt że temat przekrętu zwanego przetargiem na rewitalizację Skierniewickiego Parku został w internecie wywołany. Trzeba też przyznać, że w internecie padło więcej rzeczowych argumentów niż na ratuszowych spotkaniach profesjonalistów (inwestorów z  wykonawco-projektantami). To powinno dawać do myślenia. Skąd o tym wiem? No oczywiście z lokalnej prasy, która na tych spotkaniach była, siedziała i zakąszała, ale zamiast wykorzystać okazję, że banda ratuszowych cwaniaczków sama im się podkłada i rzucić bzdury przez nich opowiadane na pożarcie wygłodniałej opinii publicznej, to głupawą konwencję podchwyciła i dalej rozmydla robiąc idiotów z własnych czytelników. Po co to? Nie mam pojęcia. Chyba po to, żeby ludziska jeszcze bardziej narzekały, że ITS zszedł na psy i żeby jeszcze bardziej spadły jego nakłady?

Zadanie ITS-u
Podstawowym zadaniem i interesem każdej gazety jest dostarczanie czytelnikowi wiarygodnych, obiektywnych i użytecznych informacji. Jakie to banalne! Jeżeli czytelnik straci zaufanie co do którejś z wymienionych przesłanek, przestanie gazetę kupować, czytać i przeglądać zawarte w niej reklamy. To już mniej banalne. Ciężar utrzymania redakcji powinien wówczas przejąć ten, któremu owe kłamstwa służą. Niestety kimkolwiek by on nie był, nie będzie miał żadnego interesu w łożeniu na  niewiarygodną gazetę, nierzetelną i przez nikogo nie czytaną. Publikowanie kłamstw szybko wychodzi na jaw, zwłaszcza w prasie lokalnej, gdzie każda informacja jest łatwa do zweryfikowania bezpośrednio u źródła.
Badania związków między ludźmi (np. na NK i Facebooku) wykazały, że wystarczy łańcuch znajomych złożony z siedmiu ogniw byśmy dotarli do dowolnej osoby na świecie, nie wyłączając królowej Anglii, prezydenta USA, cara Rosji, czy herszta kartelu narkotykowego z Medelin. W środowisku liczącym 50 tys. mieszkańców, takim jak Skierniewice, owych ogniw nie potrzeba więcej niż trzy. Jednym słowem wniosek z tego taki, że żadnej redakcji, a zwłaszcza lokalnego tygodnika, nie opłaca się próbować robić durnia z własnych czytelników.
Jak to się dzieje, że opłaca się to panu Sławomirowi Burzyńskiemu z ITS-u? I to tak bardzo, że wymyślił sobie nawiedzonego Franka, który wraz z tępawą Niunią rzekomo nawołują na Facebooku do ratowania parku przed wyrębem. Otóż nie ma tam takich użytkowników! Jedynym, który wzywa na „fejsie” do dokładniejszego przyjrzenia się tzw „rewitalizacji” parku w Skc jest Skierniewicka Gazeta Podziemna. 

Co ITS pisze o swoich czytelnikach?
„Internauci przerzucają się coraz bardziej nieprawdopodobnymi informacjami na temat zaczynającej się rewitalizacji parku miejskiego. Większość opinii nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, ale dzikie fantazje o betonowaniu parku i niepohamowanym trzebieniu drzew zaniepokoiły nawet członków Instytutu Ogrodnictwa.” - koniec cytatu. Przekopałem się przez cały internet głębiej od pana Sławomira Burzyńskiego i nie znalazłem ani jednej wzmianki świadczącej, że ktokolwiek obawia się zabetonowania parku. Znalazłem natomiast kilka wcale nie takich dzikich wpisów dowodzących, że czytelnicy ITS-u obawiają się, że ktoś „wiadomokto” pod pretekstem rewitalizacji parku zamierza sporo tego „betonu” ukraść. O tym ITS milczy, gdyż pan S. Burzński akurat na te wzmianki nie trafił. Jaka szkoda.
Dobrze, że chociaż trafił na pana Sławomira Maja - sekretarza miasta, który wyznał mu w wielkiej konfidencji, że władze źle zrobiły nie publikując projektu rewitalizacji. Od początku mówiliśmy, że miasto zrobiło źle. Zgadzamy się z panem Majem, że publikacja projektu przecięłaby spekulacje na jego temat. Wszystko fajnie, więc dlaczego projekt wciąż jest tajny? Czyżby pan Łyżeń i Trębski byli odmiennego zdania niż pan Maj? Niestety odpowiedź jest znacznie prostsza. Oni wciąż nie mają żadnego projektu! Król jest nagi! Jak upublicznić coś, czego nie ma? Nie ukryją tego   żenujące listki figowe w postaci trzech fotek zamieszczonych w nr 49 ITS-u z 7 grudnia.
Na pierwszej widać schemat klasycznego monopteru, którego starożytni używali jako rodzaju (wiatki) baldachimu chroniącego cenne posągi z delikatnego marmuru przed słońcem i deszczem. Na scenę plenerowego teatrzyku się on nie nadaje, gdyż wianuszek  kolumn skutecznie utrudniałby oglądalność spektakli. Te same zastrzeżenia można odnieść do „słuchalności”  koncertów. Po co projektować orkiestrze koncertowanie zza szpaleru kolumn, nieprzezroczystych także dla muzyki, skoro można wybudować normalną scenę? Po co ją budować skoro już jest? Trzeba tylko trochę ją co? No? Zre... No zre... wi-ta-lizować. Projektanty starannie wyselekcjonowane do rewitalizacji parku jednak tak nienawidzą istniejącej tam muszli koncertowej, że muszą ją zniszczyć (zburzyć i udeptać) a potem dopiero zastąpić czymkolwiek. Powariowali? Nie. Po prostu chcą zarobić. A żeby zarobić muszą zrobić przerób. Przerób - to słowo klucz do zrozumienia większości skierniewickich inwestycji. Nie pomysł, nie dobro mieszkańców, nie profesjonalizm, nie sens i logika, ale właśnie:
P R Z E R Ó B.
Na drugim obrazku widzimy dość toporny, wręcz przedszkolny, schemat mostku wyglądający na szczytowe osiągnięcie (szczytowanie) rodzimej technologii ogrodzeniowej ze znanych i lubianych przez wszystkich, prefabrykatów betonowych. No ale na litość boską niech nam pan Burzyński tu nie ściemnia, że są to kopie mostków rodem z angielskiego królewskiego katalogu z 1886.r. i że mu te tajemnice - he, he - wyznała sama pani mgr inż. Anna Śniegucka-Pawłowska – naczelna architektka skierniewickiej rewitalizacji! Kto jak kto, ale ona z pewnością takie katalogi trzymała w dłoniach nie raz.
Na trzecim obrazku mamy konturowy schemat skopiowany podobno z ogrodzenia warszawskich łazienek. Też królewskich. Cóż – ładny. Proporcjonalny i najwyraźniej cholernie drogi. A skoro taki drogi to zapewne długo nie postoi. No, ale o to będziemy się martwić w przyszłej kadencji. Już na etacie złomiarza.

A projektu jak nie było tak nie ma
Właściwie to projekt już jest, tyle że na razie tylko na łamach Skierniewickiej Gazety Podziemnej. Może nie całkiem „projekt”, bardziej pomysł lub koncepcja, ale jest. Jakoś tak się złożyło, że powstał. Tak przy okazji, w trakcie krytyki posunięć oficjalnych władz. I jest. I niezbicie dowodzi, że nasza krytyka była konstruktywna. Zadaniem mądrych, gospodarnych władz, ceniących dobro wszystkich mieszkańców, jest sięgać do wszelkich dostępnych zasobów, wybierać to co najlepsze i wprowadzać do realizacji. Ku chwale wyborców. Bo jak zauważył pan wiceprezydent Łyżeń – odpowiedzialny za tę inwestycję: „Jeżeli nie zrobimy tego teraz, gdy mamy unijne pieniądze, to nie zrobimy tego nigdy”.
Naprawdę chodziło mu tylko o ten fajansiarski, buracko-ziemniaczany, cuchnący zapyziałą prowincją na milę PRZERÓB?

środa, 5 grudnia 2012

Wytyczne do projektowania Skierniewickiego Parku

- część III - Czyli jak wzmocnić społecznie korzystne interakcje z miastem.




Tym razem skoncentrujemy się na rzeczach, które dawno temu powinny były być zrobione przez wielce czcigodne biuro planowania przestrzennego przy skierniewickim UM, a następnie utrwalone w prawie miejscowym przez nie mniej czcigodnych Rajców. Mam tu na myśli twórcze, świadome, społecznie użyteczne, zgodne ze współczesną wiedzą urbanistyczną, wiązanie terenu parku ze strukturą miasta, rozumianą jako żywy organizm w stanie homeostatycznej równowagi. A więc o to, co wymieniłem na trzecim miejscu wśród obowiązkowych celów strategicznych  rewitalizacji „Ogrodu Prymasowskiego” (patrz felieton pt: „Skierniewicki Park - wytyczne do projektowania”). Obowiązkowych, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że wprowadzenie jakichkolwiek zmian funkcjonalno-przestrzennych na terenie parku spowoduje jakieś skutki dla całego organizmu miejskiego. Oraz że skutki te mogą okazać się społecznie korzystne i użyteczne lub niekorzystne, a nawet szkodliwe. Jakie faktycznie będą? Czy przyniosą straty, czy zyski dla mieszkańców? Jakie zastosowano sposoby ich przewidywania, szacowania kosztów, świadomego kształtowania? Molestowaniem miejskiej biurokracji o odpowiedzi na te i inne pytania winni się zająć dziennikarze lokalnych mediów. My zajmiemy się tworzeniem dla nich punktów odniesienia.

Z uwagi na sąsiedztwo innych terenów zielonych z prowadzoną rewitalizacją parku, w tym terenów należących do Instytutu Ogrodnictwa, istnieje pilna konieczność przemyślenia ich użyteczności do celów publicznych: rekreacyjno-parkowych, wystawienniczych, reprezentacyjnych, edukacyjno-marketingowych itd. Zaręczam, że drzemią tu wielkie możliwości. Integracja obszarów zielonych będących częściami instytutów naukowo-badawczych z funkcją  parkową jest z pewnością możliwa, historycznie uzasadniona i przy umiejętnym zaprojektowaniu korzystna dla wszystkich. Wzbogacenie np: o tematyczny ogród botaniczny, zbiór (arboretum, skansen) dawnych odmian drzew owocowych, rezerwuar genetycznej różnorodności, mogłoby podkreślić wyjątkowość i niepowtarzalność Skierniewickiego Założenia Parkowo-Pałacowego, stając się jednocześnie dobrze rozpoznawalną ikoną osiągnięć tutejszych środowisk naukowo-badawczych.

Układ wodny parku
Jego kręgosłupem jest rzeka Skierniewka, podobnie jak układu wodnego w całym mieście. Decydując się na zaszczepienie na nim funkcji rekreacyjnej (łódki, kajaki, napędzane wodą makiety) od razu napotkamy możliwość wyjścia z tą usługą poza granice parku, zarówno w górę rzeki jak i w dół. Trzeba przeanalizować te możliwości (szanse) gdyż może się okazać, że tymi samymi środkami, które już mamy jesteśmy w stania dodatkowo podnieść atrakcyjność nie tylko parku, ale wizerunku całego miasta. Zwłaszcza w sytuacji kiedy jego włodarze, poważnie rozważają inwestowanie miejskich kapitałów w branżę turystyczno-uzdrowiskową. 

Jeżeli przyrównamy ruch rowerowy do przepływu strumienia wody, to łatwiej zrozumiemy skutki jakie spowodują działania władz. Ogłosiły one, że zamierzają uniemożliwić ruch rowerowy w parku, czyli zatamować jego przepływ. Tama na strumieniu powoduje spiętrzenie. Jeżeli wzrost ciśnienia natychmiast nie wyeliminuje przeszkody, pojawi się coś w rodzaju rozlewiska poszukującego innych możliwości eliminacji problemu. A jak już zacznie szukać to znajdzie, albowiem jest napisane w piśmie: „szukajcie a znajdziecie”, „kołaczcie a będzie wam otworzone”.
Na odwrót, jeżeli w ramach rewitalizacji parku, władze wprowadzą kilka realnych udogodnień zamiast bezmyślnie utrudniać tranzyt rowerowy, to możemy spodziewać się, że niewielkim nakładem uzyskamy w mieście nowatorskie rozwiązanie o randze komunikacyjnej rewolucji. Do tego całkowicie ekologiczne, poprawne politycznie, miłe sercu Unii Europejskiej i większości obywateli. Trzeba tylko poprowadzić ścieżkę rowerową od Rynku odcinkiem ulicy Senatorskiej do kościoła św. Jakuba i dalej przez nadłupiańskie łęgi do mostu pod ulicą Prymasowską (na szkicu nr 5b). Da nam to możliwość przeprawy rowerowej z Rynku na teren parku bez kolizji z ruchem samochodowym. Dla rowerzystów oznaczać to będzie zysk czasu, wygodę i wzrost bezpieczeństwa podróżowania; dla miasta nową wartościową infrastrukturę usprawniającą komunikację. Jeżeli równocześnie przy tyczeniu alejek parkowych i projektowaniu mostków uwzględni się potrzeby poprowadzenia rowerowego traktu najkrótszą drogą w kierunku już istniejącej, bezkolizyjnej przeprawy pod torami (na szkicu nr 5a) to skrócimy czas przejazdu rowerem z osiedla „Widok” na Rynek do kilkunastu minut. Będzie to rezultat konkurencyjny, nie tylko w odniesieniu do osiągnięć miejskich autobusów, ale do całej komunikacji samochodowej.

CDN?
 Prawdę mówiąc nie wiem. Skierniewice mają 50 tys. mieszkańców może znajdzie się ktoś kto tym razem mnie wyręczy? Może ktoś sypnie nowymi pomysłami? Śmiało! Z przyjemnością opublikuję artykuł na ten temat. Albo na każdy inny... Piszcie i wysyłajcie je na adres: skcgp@op.pl albo na skcgazeta@gmail.com.