1. „Niby z jakiej racji
publiczne pieniądze mają wyręczać prywatnych właścicieli z ich obowiązków -
słyszymy”
2. „Mariusz Dziuda
publicznie deklaruje – Gdy dom się wali ludziom na głowę, ci mają problem”
3. „Zapewniam, że w
kamienicy należącej do właścicielki są wyremontowane mieszkania, gdzie
spokojnie można zasiedlić rodzinę [...] Samorząd nie może natomiast wyręczać
jej z powinności[...] - usłyszeliśmy w ratuszu”
Artykuł
autorstwa Anny Wójcik-Brzezińskiej pt: „Mieszkanie pod folią” Głos z 25.07.2013
Czytam artykuł autorstwa Anny Wójcik-Brzezińskiej pt:
„Mieszkanie pod folią” w Głosie z 25.07.2013. Próbuję wyłowić z niego jakieś
fakty. Na przykład: „Słyszymy”(ad.1),
„usłyszeliśmy w ratuszu” (ad.3) itd. Kto
słyszy? Od kogo? Ciężko idzie. Gdzieś, ktoś, coś powiedział, nie wiadomo kto. W
jakichś urzędach, jakieś urzędasy bez nazwiska załamują ręce, strzelają durnymi
konceptami. Kto wpadł na pomysł, że takim newsem da się zachęcić klientów do
kupowania gazety? News to będzie jak konkurencja napisze, że Głos zamontował
kiepski podsłuch w ratuszu.
Akcent na cieknący dach w bezpańskiej ruderze? Śmiechu
warte! Jako hit numeru na pierwszą stronę, to kompromitacja. Sensacja to by
może była, gdyby budynek nie mający właściciela, miał dach szczelny i nie
popadał w ruinę.
Pokutuje przekonanie, że jak się ma „dobre pióro” to z
najmniejszego bączka da się zrobić hit. Szkoda, że autorka swoim piórem nas do
tego poglądu nie przekonuje. W ogóle to powinna się zdecydować czy uprawia
dziennikarstwo informacyjne, czy opiniotwórcze. Bo jeśli próbuje zmieścić dwa w
jednym to zawsze wyjdzie z tego spieniony szampon, co najwyżej z odżywką.
Konkretów w artykule jak na lekarstwo, za to niedomówień i interpretacji całe
dwie strony. Patchwork. Wyławiam z rozwlekłej opowieści fakty, mozolnie,
próbuję złożyć w jakąś sensowną całość. Najbardziej żałuję porzuconych tropów.
Układanka zaczyna przedstawiać obraz absurdalnie komiczny. Chociaż w intencji
autorki chyba miało być patetycznie, ze współczującą zadumką i łzawym
zatroskaniem?
O księżnej Kate i babie co
się wali bez zabezpieczeń
No dobrze, sześcioosobowa rodzina Kluczników ma fatalne
warunki mieszkaniowe
(ad.2). Ło laboga
i co teraz z nami (czyli nimi) będzie? Buda, w której bytują wali się jak ta
baba co przychodzi do architekta. Chce się pani budować? – pyta architekt.
Właśnie, że akurat nie do lekarza! A oni (Klucznikowie) czekają na zmiłowanie
pańskie niczym pegeerowcy na deszcz.
Dotacji. Znaczy się, się nie czują właścicielami, choć de facto nimi są. W
świetle domniemania Kodeksu Cywilnego. W końcu jako jedyni czerpią z tej
nieruchomości pożytki. Między innymi w postaci unikania ponoszenia kosztów
amortyzacji. Co z tego, że bez zabezpieczenia? Nominalny właściciel
zabezpieczenie ma, jest notarialnie do niej nawet uwiązany jak polski emeryt do
ZUS-u i tylko ma z tego garba. Klucznikowie (Klucznicy?) przynoszą mu same
straty. Oczywiste, że gdyby przynosili zyski, tańczyłby wokół nich jak
paparazzi wokół księżnej Kate. Jedni i drudzy za mądrzy są, żeby w ruderę
inwestować więcej środków. A wszystko z powodu Bieruta Ustawy o Szczególnym
Trybie Najmu i postbierutowskiego gwałcenia świętych praw własności przez
Złodziejską Gminę Miejską.
(ad.3) Klątwa Strakacza wciąż żywa.
Miasto
Skierniewice zamiast uderzyć się w pierś i krzywdę naprawić, zadość uczynić
poprzez natychmiastowe przywrócenie normalności w prawach własności, tylko
cmoka ustami swych Faryzeuszy, robi zatroskane miny i rozkłada bezradnie ręce
(ad.2). Wicie rozumicie... W sumie zachowuje się jakby na
zniewoleniu zainteresowanych bzdurnymi przepisami pichciło jakiś tajemniczy
półgęsek. Jaki? To by mogło być wielce interesujące dla czytelników, wyborców,
obywateli świadomych.
Po co afera?
Ale dziennikarka „Głosu” przezornie nie pyta. Po co jej
afera co ma szerszy kontekst? Gdyby zapytała, mogłaby się na przykład
przypadkowo dowiedzieć/wyjaśnić dlaczego wszystkie budynki na Starym Mieście w
Skierniewicach wyglądają jak rudery szpachlą klejone. Czytelnik niechcący mógłby
powziąć wiadomość dlaczego w całym centrum 50-tysięcznego miasta żadna
kamienica nie ma nawet dachu pokrytego zgodnie ze sztuką budowlaną. To trudna
sprawa, zbyt wiele dająca do myślenia! Przyznacie. Mimo, że w parterze każdej
kamienicy od lat rabotajet lokal przynoszący zyski, na dachach nic tylko papa -
eternit i papa, bez opierzenia. Ze dwie blaszane podróby dachówki i reszta
papa, papą łatana. A wszystko pod czujnym okiem konserwatora zabytków. Jak nic
producent papy musi tu dawać większe łapówy od producenta dachówki. Czy właśnie
dlatego zbankrutowała skierniewicka cegielnia?
Łzy hipokryzji a NUG i
koncesja na kalosze
Wiele ciekawych spraw... Zbyt wiele, zbyt ciekawych.
A tu jeszcze nasz prezydent Trębski twardo szykuje się do
czerpania zysków z turystyki. Już w 2070 roku! A może nawet w 2050? Zgodnie z
przepowiednią anonimowej bizneswróżki. Tej zakontraktowanej w budżecie
Skierniewic na kwotę 700 tysięcy złotych. Dwukrotnie zaniżoną zdaniem
Trębskiego. Dwudziestokrotnie zawyżoną moim zdaniem. O ile budżet w ogóle
potrzebuje wróżb. Będą wkręcać kuracjuszy „Nizinnego Uzdrowiska Gminnego” (w
skrócie NUG) w pamiątkowe zdjęcia na tle „Europejskiego Skansenu Niechlujstwa”?
Podatników co za to płacą także? Obowiązkowo w obuwiu zafajdanym świeżą kupą. Psią...
Trzeba jak najprędzej wystąpić do ratusza o koncesję na
sklep z kaloszami, bo to najlepszy biznes będzie w Skierniewicach w połowie XXI
wieku. Bizneswyrocznia o tym milczy. Najpewniejszy – nawet jeśli z uzdrowiskiem
coś pójdzie nie tak.
Wracając do Kluczników. Prawdziwą sensacją jest to, że ci
nieszczęśnicy posiadają za wysokie dochody, żeby zakwalifikować się na pomoc z
MOPR-u. To akurat też warte byłoby większej, dziennikarskiej uwagi (odwagi).
Ale autorka wydaje się programowo pomijać najciekawsze tropy. Boi się ustalić
co z MOPR-em jest nie tak? A może ustaliła, że wszystko OK? Ale dostała
polecenie służbowe, żeby nad losem niechcianych najemców ronić łzy hipokryzji?
„Kurica nie ptica”,
popierduszki nie nawałnica - i znów klątwa Strakacza
Problem został
ujawniony w maju przez tak zwaną „nawałnicę”, która znad Sienkiewicza 24
porwała gdzieś dach. Zrolowała i fiuu... Jeśli ktoś go widział, cokolwiek wie
niech koniecznie zadzwoni do redakcji Głosu.
Dziwne. Przebywałem wtedy w Skierniewicach i nie zauważyłem
huraganu. Najpewniej rudera uległa naturalnej erozji. No, ale właściwie to po
co ci nieszczęśnicy dalej się mordują w
zagrzybiałej kupie gruzu? Niech sobie coś wynajmą w bloku. W kolorze
granatowym na przykład. Z windą, na „Widoku”!
Wtedy prawowity właściciel Sienkiewicza 24 nareszcie odzyska
władzę nad swoją własnością i... Ale może chodzi właśnie o to, żeby nie
odzyskał? Komu chodzi? Żeby miał już dość serdecznie posiadania. Żeby dokonał
tanio rytuału garba odsprzedania? Legalizowanego praw własności przekazania
mafii. Jak wcześniej uczynił Strakacz – nasz znamienity obywatel, duma
Skierniewic, twórca słynnego browaru, filantrop, przyjaciel Paderewskiego...
ŁOTR CZY MOPR?
Znam rodziny naprawdę pokrzywdzone przez los, kwalifikujące
się do pomocy z MOPR-u, które jednak stać na porządne mieszkania z wolnego
rynku. W Skierniewicach mieszkań do wynajęcia nie brakuje. Nawet z
umeblowaniem. W końcu ostatnimi czasy tysiąc rodzin wyemigrowało z miasta za
chlebem. I dobrze zrobili. Aż strach pomyśleć jakie byłoby bezrobocie gdyby
zostali. A tak urzędasy z UP mogli przyznać sobie premię za osiągnięcia w jego
zmniejszaniu.
Wróćmy jednak do plandeki (dachu) nad głową państwa
Kluczników. Zanim strażacy się o nią upomną przejrzyjmy rubrykę ogłoszeń w tym
samym „Głosie”. Kto pierwszy znajdzie najprostsze rozwiązanie problemu? Jest!
Znalazłem: „trzypokojowe wynajmę”-lokum ze szczelnym dachem, kanalizacją
sanitarną, centralnym ogrzewaniem, wodą ciepłą i zimną, prądem oraz gazem,
kablówką, a nawet łączem telekomunikacyjnym - kosztuje od 900 do 1500 zł. Wiem,
że w Skierniewicach ogłoszeniodawcy cen nie podają. Za łatwo by było. Musiałem
obdzwonić wszystkich pajaców, impulsów natracić, natłumaczyć się, że „jak Boga
kocham” nie ze skarbówki jestem, tytułu „Przyjazny Biznesowi” nie posiadam, ale
w końcu się dowiedziałem. Sondaż zrobiłem. W sprawie cen i jeszcze wielu innych
interesujących rzeczy dodatkowo. Również o panu Trębskim i tej całej Radzie...
Na worek felietonów wystarczy.
Dla miasta z mojego sondażu wynika jeden ważny wniosek.
Komunalka (skrót od „Komunalnaja ghospodarka” - przyp. autora)
nigdy tak tanio jak wspomniane „pajace” nie zapewni ludziom mieszkań! Żaden
prezes ZGM-u nie będzie przecież stawał na głowie, żeby wszystkie koszty lokalu
komunalnego, jak i dodatkowe, zmieściły się w granicach pensji minimalnej.
Zawsze wbuduje drugie dno na koszt podatnika. Więc po co w ogóle bawić się w
jakąś komunalkę? Żeby jej prezes miał za co posyłać dzieci na zagraniczne
studia? No proszę was...
Dla przeciętnie zarabiającej, skierniewickiej rodziny tysiąc
złotych za mieszkanie to i tak spory wydatek. Ale przy dochodach wyższych od
bieda-standardów MOPR-u, raczej jest w zasięgu możliwości. A przy niższych -
MOPR przecież pomoże! A jeśli nie pomoże, to po co nam taki ŁOTR?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz