„My mieszkańcy bloku
przy ulicy Norwida 11 nie wyrażamy zgody, by nasz blok był malowany kolorem
niebieskim. Kolor ten wywołuje agresję u
mieszkańców.”
Głos z 27czerwca 2013
str nr 5
Widać agresja mieszkańców bloku przy Norwida 11 w
Skierniewicach nie jest zbyt groźna, bo się nią nie przejął pies z kulawą nogą.
Tak, mam na myśli właśnie to wredne psisko co obsrywa trawniki w całej naszej
„Małej ojczyźnie”! A także chodniki i place zabaw dla dzieci. Niereformowalne,
tępe, stare psisko, któremu można tysiąc razy powtarzać, a ono i tak wie swoje
i niczego już się nie nauczy. Nikt się nie przejął „agresją mieszkańców” -
pożal się Boże - poza (ma się rozumieć) dziennikarzami inaugurującymi właśnie
kolejny sezon ogórkowy. Oni to teraz będą mieć ujeżdżanie bez trzymanki i ubaw
po pachy. Mam nadzieję.
Groźba - moi kochani -
musi być realna!
Nie tylko tą, wywołaną kolorem niebieskim „agresją u
mieszkańców”, nikt się nie przejął, ale w ogóle jakimkolwiek kolorem. Na przykład
czerwonym. Budynek przy Norwida 11
jak do tej pory nie został otoczony szczelnym kordonem zomowców. „Bój to jest nasz ostatni”. Nie słychać
odgłosów bitwy, pieśni religijnych i innych dodających otuchy, lub
zagrzewających do wytrwałości w walce, jak pod krzyżem przed pałacem
namiestnikowskim. „Krwawy skończył się
trud.” Nie słychać megafonów wzywających do rozejścia się, rozczłonkowania,
zachowania spokoju, rozsądku... Ani nawet karetek pogotowia na sygnale nie
słychać (Są jeszcze takie w SKC? Czy biznes ten już całkiem przejęły bojowe
wozy strażackie?). „Gdy związek nasz
bratni, ogarnął ludzki ród.”
Zarządcy Skierniewickiej Spółdzielni Mieszkaniowej nie
wyłączają swoich komórek, nie ukrywają się panicznie na wcześniej zaplanowanych
zwolnieniach lekarskich, urlopach, czy emeryturach, jak to mają w zwyczaju w
sytuacjach prawdziwego zagrożenia posadek. „Ruszymy
z posad bryłę świata”. Nie szykują sobie nawet tradycyjnych dupochronów –
bardziej elegancko zwanych absolutoriami, na
które rozpoczął się właśnie sezon w skierniewickich przepompowniach grosza
publicznego do prywatnych kieszeni. Ot, nadal świętują zwycięstwo jakie
darmokratycznie odnieśli na niedawnym „walnym” (odwalili?) , w majestacie
obowiązujących przepisów, nad naiwnością frajerów zwanych „członkami
spółdzielni”. Członkosiami. „Dziś niczym
jutro wszystkim – My”. Co najwyżej właśnie zwiększają swoje pensyjki, z
tego tytułu, o tych parę nędznych nadgodzin i dodatków szkodliwych.
Lokalni włodarze z tej okazji wymieniają z nimi, a może też
i między sobą, porozumiewawcze uśmieszki politowania, lub uwagi w rodzaju tej
zamieszczonej w tytule niniejszego felietonu. I tak jest zawsze, i tak jest ze
wszystkim, i tak będzie na wieki! A przynajmniej dopóki groźby mieszkańców
ograniczać się będą do agresywnego kiwania dużym palcem w lewym bucie i
żałosnego utrwalania drukiem w lokalnej prasie nieprzemyślanych jęków, kwęków i
narzekań.
Pocałowali klamkę
Jacy mieszkańcy, tacy też i ich demokratycznie wybrani
przedstawiciele. A przynajmniej tak stoi w art. pt: „Pocałowali Klamkę” (Głos z
27.06.2013) autorstwa pana Marcina Niklewicza, opisującym zabawne perypetie
trójki rajców miejskich z administratorem pewnej sali, do gminy należącej,
który uważa, że ma w tym przybytku wyłączność na narzucanie tematów dyskusji.
Może faktycznie ma? Posiada, dostał? Nawet w odniesieniu do właścicieli.
Nie pierwsza to klamka do całowania i chyba nie ostatnia dla
radnego Jarosława Chęcielewskiego, wraz z przyjaciółmi.
Gdy się przyzwala byle arogantowi na połajanki i publiczne
odsyłacze na poniżające szkolenia (patrz
art pt: „Absolutorium dla prezydenta i recenzja rządów Leszka Trębskiego” -
Głos z 27.06.2013) , to później nie można się dziwić, że tych szkoleń się
doświadcza. Czy to w Zespole Szkół nr 4, czy gdziekolwiek. Pozostaje tylko
pocieszyć się, że szkolił sam jego magnificencja dyrektor Sadowski Jarosław
osobiście, a nie zostawił tego zaszczytnego obowiązku jakiejś sprzątaczce, czy
byle cieciowi; albo... Albo wsadzić chama na taczki z właściwą kulturą jakiej
sam nauczył i wywieźć gdzie jego miejsce.
A gdzież jego miejsce?
Tego to chyba pana radnego Chęcielewskiego, wraz z
przyjaciółmi, już nauczyło inkryminowane szkolenie? No bo jeśli nie, to trzeba
będzie powtórzyć. Na pewno nie w publicznej szkole! Nie na nauczycielskim stolcu
przy młodzieży chowaniu, a zwłaszcza stołku dyrektorskim.
Podpowiem dla ułatwienia, że tam jego miejsce, gdzie słowo
jego i słowo honoru.
Tymczasem nasi radni pokornie podkulili ogonki i poszli, do
pobliskiego kościoła poskarżyć się panu Bogu. Szczęście, że jest ten kościół.
Jaki jest, taki jest, ale przynajmniej mamy gdzie się pożalić, przed deszczem i
ludzką głupotą schronić, o więcej rozumu pomodlić. Niewiele to pomoże ale
przynajmniej nerwy zszargane ukoi. Tylko proszę mnie tu zaraz o herezję jaką
straszliwą nie posądzać! Przecież Bóg dawno już temu obiecał, że pomagać będzie
tylko tym co sami pomagają. Osobiście, tak sobie, jak i innym. Teraz, a nie za
godzinę. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz