Skierniewicka Gazeta Podziemna nie uznaje tematów tabu, nie uczestniczy w towarzystwach wzajemnej adoracji, nie uznaje zobowiązań wobec żadnych koterii i lobby. SKCGP za cel stawia sobie pracę organiczną w interesie dobra wspólnego w skali lokalnej. Gazeta opiera się na uczciwości, bezinteresowności i dążeniu do prawdy siłami obywateli zwanych dziennikarzami społecznymi. Dziennikarzem takim może zostać każdy, kto potrafi napisać rzeczowy, zwięzły artykuł na poziomie przedwojennego maturzysty. Artykuł wystarczy wysłać e-mailem na adres redakcji: skcgp małpa op.pl Tekst musi być oryginalny i podpisany co najmniej nickiem, lub adresem e-mail. Redakcja nie ingeruje w teksty, nie koryguje błędów ortograficznych, nie uznaje zaświadczeń o dysleksji ani dysortografii. Warunek publikacji jest jeden. Piszemy o konkretnych sprawach lokalnych. Inaczej mówiąc nie interesują nas dywagacje ogólnoludzkie, ogólnoświatowe, ani nawet krajowe.

wtorek, 9 lipca 2013

Hołota się szamota



„My mieszkańcy bloku przy ulicy Norwida 11 nie wyrażamy zgody, by nasz blok był malowany kolorem niebieskim. Kolor ten wywołuje agresję  u mieszkańców.”

Głos z 27czerwca 2013 str nr 5

Widać agresja mieszkańców bloku przy Norwida 11 w Skierniewicach nie jest zbyt groźna, bo się nią nie przejął pies z kulawą nogą. Tak, mam na myśli właśnie to wredne psisko co obsrywa trawniki w całej naszej „Małej ojczyźnie”! A także chodniki i place zabaw dla dzieci. Niereformowalne, tępe, stare psisko, któremu można tysiąc razy powtarzać, a ono i tak wie swoje i niczego już się nie nauczy. Nikt się nie przejął „agresją mieszkańców” - pożal się Boże - poza (ma się rozumieć) dziennikarzami inaugurującymi właśnie kolejny sezon ogórkowy. Oni to teraz będą mieć ujeżdżanie bez trzymanki i ubaw po pachy. Mam nadzieję.

Groźba - moi kochani - musi być realna!
Nie tylko tą, wywołaną kolorem niebieskim „agresją u mieszkańców”, nikt się nie przejął, ale w ogóle jakimkolwiek kolorem. Na przykład czerwonym. Budynek przy Norwida 11 jak do tej pory nie został otoczony szczelnym kordonem zomowców. „Bój to jest nasz ostatni”. Nie słychać odgłosów bitwy, pieśni religijnych i innych dodających otuchy, lub zagrzewających do wytrwałości w walce, jak pod krzyżem przed pałacem namiestnikowskim. „Krwawy skończył się trud.” Nie słychać megafonów wzywających do rozejścia się, rozczłonkowania, zachowania spokoju, rozsądku... Ani nawet karetek pogotowia na sygnale nie słychać (Są jeszcze takie w SKC? Czy biznes ten już całkiem przejęły bojowe wozy strażackie?). „Gdy związek nasz bratni, ogarnął ludzki ród.”
Zarządcy Skierniewickiej Spółdzielni Mieszkaniowej nie wyłączają swoich komórek, nie ukrywają się panicznie na wcześniej zaplanowanych zwolnieniach lekarskich, urlopach, czy emeryturach, jak to mają w zwyczaju w sytuacjach prawdziwego zagrożenia posadek. „Ruszymy z posad bryłę świata”. Nie szykują sobie nawet tradycyjnych dupochronów – bardziej elegancko zwanych absolutoriami, na które rozpoczął się właśnie sezon w skierniewickich przepompowniach grosza publicznego do prywatnych kieszeni. Ot, nadal świętują zwycięstwo jakie darmokratycznie odnieśli na niedawnym „walnym” (odwalili?) , w majestacie obowiązujących przepisów, nad naiwnością frajerów zwanych „członkami spółdzielni”. Członkosiami. „Dziś niczym jutro wszystkim – My”. Co najwyżej właśnie zwiększają swoje pensyjki, z tego tytułu, o tych parę nędznych nadgodzin i dodatków szkodliwych.
Lokalni włodarze z tej okazji wymieniają z nimi, a może też i między sobą, porozumiewawcze uśmieszki politowania, lub uwagi w rodzaju tej zamieszczonej w tytule niniejszego felietonu. I tak jest zawsze, i tak jest ze wszystkim, i tak będzie na wieki! A przynajmniej dopóki groźby mieszkańców ograniczać się będą do agresywnego kiwania dużym palcem w lewym bucie i żałosnego utrwalania drukiem w lokalnej prasie nieprzemyślanych jęków, kwęków i narzekań.

Pocałowali klamkę
Jacy mieszkańcy, tacy też i ich demokratycznie wybrani przedstawiciele. A przynajmniej tak stoi w art. pt: „Pocałowali Klamkę” (Głos z 27.06.2013) autorstwa pana Marcina Niklewicza, opisującym zabawne perypetie trójki rajców miejskich z administratorem pewnej sali, do gminy należącej, który uważa, że ma w tym przybytku wyłączność na narzucanie tematów dyskusji. Może faktycznie ma? Posiada, dostał? Nawet w odniesieniu do właścicieli.
Nie pierwsza to klamka do całowania i chyba nie ostatnia dla radnego Jarosława Chęcielewskiego, wraz z przyjaciółmi.
Gdy się przyzwala byle arogantowi na połajanki i publiczne odsyłacze na poniżające szkolenia (patrz art pt: „Absolutorium dla prezydenta i recenzja rządów Leszka Trębskiego” - Głos z 27.06.2013) , to później nie można się dziwić, że tych szkoleń się doświadcza. Czy to w Zespole Szkół nr 4, czy gdziekolwiek. Pozostaje tylko pocieszyć się, że szkolił sam jego magnificencja dyrektor Sadowski Jarosław osobiście, a nie zostawił tego zaszczytnego obowiązku jakiejś sprzątaczce, czy byle cieciowi; albo... Albo wsadzić chama na taczki z właściwą kulturą jakiej sam nauczył i wywieźć gdzie jego miejsce.

A gdzież jego miejsce?
Tego to chyba pana radnego Chęcielewskiego, wraz z przyjaciółmi, już nauczyło inkryminowane szkolenie? No bo jeśli nie, to trzeba będzie powtórzyć. Na pewno nie w publicznej szkole! Nie na nauczycielskim stolcu przy młodzieży chowaniu, a zwłaszcza stołku dyrektorskim.
Podpowiem dla ułatwienia, że tam jego miejsce, gdzie słowo jego i słowo honoru.
Tymczasem nasi radni pokornie podkulili ogonki i poszli, do pobliskiego kościoła poskarżyć się panu Bogu. Szczęście, że jest ten kościół. Jaki jest, taki jest, ale przynajmniej mamy gdzie się pożalić, przed deszczem i ludzką głupotą schronić, o więcej rozumu pomodlić. Niewiele to pomoże ale przynajmniej nerwy zszargane ukoi. Tylko proszę mnie tu zaraz o herezję jaką straszliwą nie posądzać! Przecież Bóg dawno już temu obiecał, że pomagać będzie tylko tym co sami pomagają. Osobiście, tak sobie, jak i innym. Teraz, a nie za godzinę. Amen.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz