Skierniewicka Gazeta Podziemna nie uznaje tematów tabu, nie uczestniczy w towarzystwach wzajemnej adoracji, nie uznaje zobowiązań wobec żadnych koterii i lobby. SKCGP za cel stawia sobie pracę organiczną w interesie dobra wspólnego w skali lokalnej. Gazeta opiera się na uczciwości, bezinteresowności i dążeniu do prawdy siłami obywateli zwanych dziennikarzami społecznymi. Dziennikarzem takim może zostać każdy, kto potrafi napisać rzeczowy, zwięzły artykuł na poziomie przedwojennego maturzysty. Artykuł wystarczy wysłać e-mailem na adres redakcji: skcgp małpa op.pl Tekst musi być oryginalny i podpisany co najmniej nickiem, lub adresem e-mail. Redakcja nie ingeruje w teksty, nie koryguje błędów ortograficznych, nie uznaje zaświadczeń o dysleksji ani dysortografii. Warunek publikacji jest jeden. Piszemy o konkretnych sprawach lokalnych. Inaczej mówiąc nie interesują nas dywagacje ogólnoludzkie, ogólnoświatowe, ani nawet krajowe.

piątek, 28 czerwca 2013

Publiczny gwałt zbiorowy na pięcioletnim skierniewiczaninie



„Uraz psychiczny doznany w dzieciństwie, odciska swe piętno na całym dorosłym życiu pokrzywdzonej osoby”

„ Od dwóch lat staram się uświadomić władzom konieczność zajęcia się pedofilią w sposób systemowy. Nadaremno”

„Dlaczego władze naszego miasta pozostają bierne wobec tego problemu? Hojną ręką przydzielają pieniądze organizacjom pozarządowym na [...]zadania, których realizacji nie można skontrolować a efektów często nie widać”

                               Alicja Cyrańska – radna skierniewicka ( art. pt: „pedofilia uwagi nie warta?” Głos z 20.06.2013)

„Do zdarzenia doszło 5 czerwca przy ul Sosnowej w Skierniewicach – informuje prokurator Krzysztof Kopania”
                               Roman Bednarek art pt: „Poeta podejrzany o gwałt na pięciolatku” - ITS nr 25 z 21.06.2013

Alicja Cyrańska jest radną nieskuteczną. Ci co poszli na nią głosować, zmarnowali tylko czas. Od dwóch lat pani ta nie potrafi wymusić w skierniewickim samorządzie złamanego grosza, nawet na tak atrakcyjne przedsięwzięcie jak „Zły dotyk”. Sama się do tego przyznaje na łamach ostatniego „Głosu”. „Zły dotyk” to program realizowany przez fundację „Dzieci Niczyje” za pieniądze też niczyje. Żadnych innych zasług dla społeczeństwa ta pani nie posiada. Chyba że ma, ale przez wrodzoną skromność i dobre wychowanie  się tym zbytnio nie chwali. Zwłaszcza  w prasie.
Gdyby chociaż wzięła się i przekopała przez protokoły z ostatnich przetargów miejskich... Ale na tym to się trzeba znać. Nie wystarczy mieć kwalifikacje.


Albo gdyby przeorała milionowe kosztorysy wymyślanych przez prezydenta inwestycji bzdura-uzdrowiskowych. Gdyby na przykład znalazła prawdziwe koszty projektu zbrojenia ściernisko-uzdrowiska na powojskowym poligonie za koszarami. O! To by było coś! Wtedy na pewno prezydent wsparłby  jej rojenia o „zajmowaniu się pedofilią w sposób systemowy”. Choćby z samej ostrożności procesowej...
Może rzuciłby nawet parę groszy ekstra, na tropienie dziecięcej pornografii w internecie i darmowe z nim łącze? Kto wie?

Co to jest sposób systemowy?
Różne znamy sposoby. Generalnie dzielą się one na skuteczne i nieskuteczne. Nieskuteczne  to wiadomo: cała masa zamieszania, bicia piany, a efektów wcale. Tylko pretensji kupa, żali, kosztów i smrodu. Te skuteczne z kolei dzielą się na systemowe i doraźne. Doraźne to wiadomo, jak jest powódź sypie się piasek w worki, a jak susza to się wodę leje, jak dziecko ma krew na szortach to się wsadza do ciupy samotnego sąsiada płci męskiej i robi w prasie reklamę jego wierszy.
Przy okazji, z wypiekami ekshibicjonistycznego podniecenia na twarzy, podając do publicznej wiadomości, dane osobowe ofiary,  wystarczające do identyfikacji. I nawet zdjęcie furtki wprost do jego ogródka. Dzięki czemu każdy tam trafi, nawet gdyby nie chciał.

Tak powstaje uraz psychiczny doznany w dzieciństwie
Jak tylko nasza pięcioletnia ofiara skończy lat siedem, dowie się od kolegów ze szkolnej ławy, że jest ofiarą przemocy seksualnej, ciotą, mazgajem, pedziem, cichodajką, albo z anglosaska „assholem” czyli wołową dupą.  I tak się właśnie rozpocznie jej uraz psychiczny doznany w dzieciństwie, za który Zbigniew M. – lokalny poeta i bajkopisarz - już siedzi w ciupie.


Więc teraz każdy może też trochę pociupciać bezkarnie na jego rachunek. I wcale nie przypijam tym razem do radnej Cyrańskiej. Akurat mam na myśli media, w tym szacowne redakcje „Głosu” i ITS-u, oraz całą armię  natchnionych ciotek, a nawet prokuratora, który wygłupił się podaniem do publicznej wiadomości adresu ofiary.

A może się nie dowie?
Jak się chłopak jakimś cudem nie dowie wszystkiego o sobie od kolegów, to już z pewnością  uświadomią go tak zwani rzecznicy praw dziecka,  nauczyciele, pedagodzy, kuratorzy, lub osoby z organizacji pozarządowych działający prężnie na rzecz rodziny. Normalnie pedofilia! (Z greckiego -  dzieci umiłowanie). Bo oni już wtedy, dzięki determinacji radnej Cyrańskiej się wykształcą, nauczą stosowania odpowiednich procedur i rozpoznawania nawet pod materacem, syndromu molestowanego dziecka. A wszystko dzięki dwudniowym szkoleniom i warsztatom dwudziestogodzinnym z poczęstunkiem, wyszynkiem i szwedzkim stołem.
Ale radnej Cyrańskiej zapewne nie o taką „systemowość” chodzi. Domyślam się, że raczej walczy ona o trwałe pół etatu przy ratuszu, na koszt podatnika, we własnym, zimą ogrzewanym, gabinecie z biurkiem, kozetką, telefonem, dostępem do internetu i tabliczką eksperta od molestowania seksualnego nieletnich na drzwiach.


Ależ jak pan śmiał!
Darujmy sobie to zakłamane oburzenie. Tę świętojebliwą hipokryzję. Pasożytnicza pąkla pani Cyrańskiej, zatytułowana  „Pedofilia uwagi nie warta?”, podczepiona z iście piarowską zręcznością pod skandal w „Głosie” (nr 24 z  20.06.2013) zatytułowany: „Sześćdziesięciolatek zgwałcił małego chłopca” właśnie to ma na celu. Kto ma jeszcze wątpliwości, niech ponownie przestudiuje jej bełkotliwe wywody i poszuka w nich sensu. W świetle elementarnych zasad logiki jest go tam niewiele. Da się go streścić w trzech słowach:

Żądam forsy i władzy!
Oczywiście władzy do nachodzenia dzieci i rodziców, najlepiej o każdej porze dnia i nocy, w ramach tak zwanej „prewencji” - czyli szeroko pojętego zapobiegania ewentualnej przemocy i wykorzystywaniu seksualnemu.
A forsa? Dużo forsy. No przecież za darmo nikt zdrowy na umyśle nie będzie włóczył się po nocach, po chałupkach, czytał donosy i węszył, węszył i spekulował zgodnie z odpowiednimi procedurami. Forsa na prewencję jest tu oczywista i konieczna! Tylko dzięki niej można stawić czoła patologii, pleniącej się w zastraszającym tempie; obejmując szkoleniami coraz liczniejsze grupy społeczne: młodzież, rodziców, dzieci, starców (sześćdziesięcioletnich), a  nawet nauczycieli, pedagogów, kuratorów i prokuratorów. Bez prewencji nikt nie dałby rady upiec sobie przy tym zamieszaniu najmniejszego półgęska. A co dopiero całą gęś! Bo jakże można cokolwiek upiec na ściganiu wyłącznie rzeczywistych przestępstw? Tych wyczerpujących znamiona art. 200 kodeksu karnego. Zwłaszcza gdy takowe przydarzają się Skierniewicom raz na 6 do 10 lat. Co w przypadku przeciętnego śledczego, który po piętnastu latach służby, przechodzi na zasłużoną emeryturę, daje możliwość zetknięcia się z problemem raz, góra dwa razy w całej karierze.  


1 komentarz:

  1. dzięki blogowi pani radnej dowiedziałam się o tej stronie. i dalej - dzięki temu pierwszy raz mogę podziękować pani Alicji Cyrańskiej. dziękuję autorowi za powyższy tekst :) nie czuję się już osamotniona w obserwacjach i wyciągniętych wnioskach odnośnie osoby pani radnej.
    "Autor, niczym Zeus Gromowładny posiada moc, by surowo oceniać, z wyżyn swego Olimpu" - mam takie poczucie, że pani radna trochę też o sobie pisze :)

    OdpowiedzUsuń