Skierniewicka Gazeta Podziemna nie uznaje tematów tabu, nie uczestniczy w towarzystwach wzajemnej adoracji, nie uznaje zobowiązań wobec żadnych koterii i lobby. SKCGP za cel stawia sobie pracę organiczną w interesie dobra wspólnego w skali lokalnej. Gazeta opiera się na uczciwości, bezinteresowności i dążeniu do prawdy siłami obywateli zwanych dziennikarzami społecznymi. Dziennikarzem takim może zostać każdy, kto potrafi napisać rzeczowy, zwięzły artykuł na poziomie przedwojennego maturzysty. Artykuł wystarczy wysłać e-mailem na adres redakcji: skcgp małpa op.pl Tekst musi być oryginalny i podpisany co najmniej nickiem, lub adresem e-mail. Redakcja nie ingeruje w teksty, nie koryguje błędów ortograficznych, nie uznaje zaświadczeń o dysleksji ani dysortografii. Warunek publikacji jest jeden. Piszemy o konkretnych sprawach lokalnych. Inaczej mówiąc nie interesują nas dywagacje ogólnoludzkie, ogólnoświatowe, ani nawet krajowe.

wtorek, 29 października 2013

Psy wychodzą na ulicę



„W gminie nie ukrywają, że taka decyzja policji jest krzywdząca, a z pewnością nie wynika z konieczności oszczędzania - Zrobiliśmy wszystko aby policja miała u nas jak najlepsze warunki, aby za nic nie płaciła, ale najwyraźniej to nie wystarczyło – mówi Jerzy Stankiewicz, wójt gminy Maków”

„Gmina Maków dotychczas była jedną z dwóch w powiecie skierniewickim, w których zostały terenowe posterunki policji”

„W Komendzie Miejskiej Policji w Skierniewicach, której działanie obejmuje teren miasta oraz powiatu skierniewickiego służy 142 policjantów” 

Głos z 24.10.2013.r. artykuł autorstwa „wk” pt: „Znikający policjanci”

„...grupa wolontariuszy spotka się przy Rondzie Solidarności. Towarzyszyć im będą psy ze schroniska czekający na adopcję. Wyruszą wyznaczoną trasą na 2-godzinny spacer [...]wyłącznie po chodnikach.”
Głos z 24.10.2013.r. artykuł autorstwa „bea” pt: „Psy Wychodzą na Ulice Miasta”

Kiedy w Głosie z 24.10.2013.r. zobaczyłem informację zamieszczoną w kolorowej ramce i do tego podkreśloną wytłuszczonym drukiem, od razu poczułem, że chodzi o coś ważnego dla czytelników. Zwłaszcza, że wzmianka była podpisana przez samą panią redaktor naczelną i miała krzyczący tytuł: „Psy wychodzą na ulice miasta”. W pierwszej chwili przyszło mi do głowy, że to pewnie żartobliwe wywołanie, tradycyjnego o tej porze roku tematu polegającego na kolejnym poszukiwaniu pomysłów na odciążenie policjantów od pracy papierkowej i skierowania ich na świeże powietrze do częstszego patrolowania ulic. Powszechnie wiadomo, że w mowie potocznej, od czasu sukcesu serii filmów pt: „Psy (1,2,3...)” to określenie policji zdobyło sobie powszechną popularność. Coraz bardziej wypiera ono z użycia archaizm: „Gliny”.
Zaś temat potrzeby polepszenia patrolowania miejsc publicznych przez policję wraca na łamy prasy cyklicznie, nawet kilka razy w roku. Zwłaszcza jesienią, kiedy dzień robi się krótszy, a w ludziach narastają depresyjne nastroje i poczucie zagrożenia. Dodatkowo wzmacniane przez wysyp alarmistycznych pseudo-reportaży telewizyjnych więcej mających wspólnego z pornografią niż rzeczywistością.  

Spacerkiem po Skierniewicach

Okazało się jednak, że moje domysły zawiodły. Albowiem rzecz dotyczyła oryginalnej inicjatywy wolontariuszy skierniewickiego schroniska dla bezpańskich stworzeń, która swoją innowacyjnością pozytywnie mnie zaskoczyła. Pomysł był prosty i polegał na uświadomieniu sobie faktu, że istnieje w mieście duża grupa ludzi, którzy mają warunki i nawet chętnie by adoptowali jakieś pokrzywdzone przez los zwierzątko, ale przeszkadzają im w tym banalne problemy logistyczne, a nawet natury psychologicznej. Nie każdy przecież dysponuje odpowiednim środkiem transportu umożliwiającym humanitarny przewóz zwierząt z placówki położonej na dalekich peryferiach miasta do domu. Nie każdy ma tyle czasu i sił by zafundować sobie tak długi spacer, a przede wszystkim nie wszyscy posiadają dość odporności psychicznej aby być w stanie znieść widok dziesiątków żywych stworzeń uwięzionych w miejscu mogącym dla wielu kojarzyć się nawet z obozem koncentracyjnym.
Wyjście naprzeciw takim ludziom uznaję za genialne posunięcie. Mam nadzieję, że „Głos” już w następnym numerze poinformuje czytelników o sukcesach tego ciekawego eksperymentu. Osobiście spodziewam się licznych spontanicznych adopcji.
Niestety z uwagi na natłok innych zajęć nie miałem okazji osobiście sprawdzić jak w praktyce przebiega ten marsz „naszych braci mniejszych” - jak nazywał zwierzęta święty Franciszek z Asyżu - głównymi ulicami miasta. Zakładam, że jego organizatorzy błyszczeli wzorem na tle smutnej rzeczywistości i zadbali o odpowiedni sprzęt do sprzątania odchodów swoich podopiecznych.

Znów o zakupieniu miasta

Boleję jednak nad faktem, że nikt z organizatorów akcji, ani nawet dziennikarzy upowszechniających tę o niej wiadomość, nie wpadł na pomysł, żeby przy okazji imprezy poświęcić trochę uwagi promocji wiedzy dotyczącej cywilizowanych zachowań. Zwłaszcza wśród tych Skierniewiczan, którzy już posiadają czworonogi i załatwiają ich potrzeby fizjologiczne w przestrzeni publicznej. Jest przecież tajemnicą poliszynela, że miasto wygląda jak wygląda i wcale nie pachnie jak uzdrowisko. Wielu ze szczęśliwych posiadaczy psów doskonale rozumie, że nie jest winą ich podopiecznych, że potrzebują codziennie się wypróżnić. Zwykle tak się tłumaczą kiedy zwrócić im uwagę. Należy więc przy każdej okazji przypominać i podkreślać, że odpowiedzialności za bezpańskie kupy na skierniewickich chodnikach, trawnikach i placach zabaw dla dzieci nie ponoszą zwierzęta, lecz ich właściciele. To oni wybierają miejsca wypróżnienia, to oni nie wywiązują się z obowiązku posiadania przy sobie niezbędnych worków i łopatek gwarantujących sprzątnięcie brzydko pachnących pamiątek, które nie tylko narażają innych ludzi na przykre przygody, ale często też stanowią poważne niebezpieczeństwo dla ich zdrowia. Pisałem o tym szerzej w felietonie Terroryści w Skierniewicach – czyli jak zarazić miasto toksokarozą”

Znikający policjanci i nie tylko

A na zakończenie, jedna mała dygresja – całkiem zgrabną klamrą o policji spinająca mi początek felietonu z jego końcem. Otóż: w tym samym numerze „Głosu” znalazłem bardzo intrygujący artykuł pt: „Znikający Policjanci” autorstwa kogoś kto się posługuje inicjałem „wk” i zdaje się został mianowany następcą pani redaktor Anny Wójcik-Brzezińskiej, która akurat też zniknęła. Z łamów Głosu cichutko. Bez rozgłosu, bez żadnych wyjaśnieni i nawet pożegnania. Żywię nadzieję, że jej zniknięcie to tylko tak na chwilę, na przykład z powodu urlopu...

Wracając do artykułu autorstwa „wk”, to tytuł wymyślił sobie wręcz sensacyjny i treść trzeba przyznać nawet nieźle napisana. Najbardziej zaskoczyła mnie w nim  wiadomość, że w całym powiecie skierniewickim prawie już zlikwidowano gminne posterunki policji. Wynika z tego, że wszystkie policyjne siły powiatu koncentrowane są w jednym miejscu, w rozbudowywanej właśnie komendzie w Skierniewicach, która zacznie wkrótce przypominać prawdziwą twierdzę. Co to nam mówi? A no niewiele. Większa separacja funkcjonariuszy od społeczeństwa może mieć swoje plusy jak i minusy. Z jednej strony takie oddzielenie grozi utratą bezpośredniego kontaktu z ludnością, wzrostem nieufności do obcych itd, z drugiej większy dystans to mniej „powiązań towarzyskich” zwykle owocujący wzrostem obiektywizmu funkcjonariuszy. Być może krok ten wynikł po prostu z racjonalizacji kosztów. Chociaż kategorycznie zaprzecza temu wójt Makowa Jerzy Stankiewicz. Być może to rozwiązanie zwiększy wydajność pracy poszczególnych policjantów, jak zapewniają inicjatorzy reformy. Być może... Jak zwykle cała prawda odsłoni się z upływem lat. Ale jeśli za jakiś czas dowiemy się, że nasi policjanci zaczęli się masowo przeprowadzać na specjalne, zamknięte osiedle - przez monitoring i wykrywacze metalu strzeżone - to wtedy naprawdę powinniśmy zacząć się bać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz