„W gminie nie ukrywają, że
taka decyzja policji jest krzywdząca, a z pewnością nie wynika z konieczności
oszczędzania - Zrobiliśmy wszystko aby policja miała u nas jak najlepsze
warunki, aby za nic nie płaciła, ale najwyraźniej to nie wystarczyło – mówi
Jerzy Stankiewicz, wójt gminy Maków”
„Gmina Maków dotychczas
była jedną z dwóch w powiecie skierniewickim, w których zostały terenowe
posterunki policji”
„W Komendzie Miejskiej
Policji w Skierniewicach, której działanie obejmuje teren miasta oraz powiatu
skierniewickiego służy 142 policjantów”
Głos z 24.10.2013.r.
artykuł autorstwa „wk” pt: „Znikający policjanci”
„...grupa wolontariuszy
spotka się przy Rondzie Solidarności. Towarzyszyć im będą psy ze schroniska
czekający na adopcję. Wyruszą wyznaczoną trasą na 2-godzinny spacer
[...]wyłącznie po chodnikach.”
Głos z 24.10.2013.r.
artykuł autorstwa „bea” pt: „Psy Wychodzą na Ulice Miasta”
Kiedy w Głosie z 24.10.2013.r. zobaczyłem informację
zamieszczoną w kolorowej ramce i do tego podkreśloną wytłuszczonym drukiem, od
razu poczułem, że chodzi o coś ważnego dla czytelników. Zwłaszcza, że wzmianka
była podpisana przez samą panią redaktor naczelną i miała krzyczący tytuł: „Psy
wychodzą na ulice miasta”. W pierwszej chwili przyszło mi do głowy, że to
pewnie żartobliwe wywołanie, tradycyjnego o tej porze roku tematu polegającego
na kolejnym poszukiwaniu pomysłów na odciążenie policjantów od pracy
papierkowej i skierowania ich na świeże powietrze do częstszego patrolowania
ulic. Powszechnie wiadomo, że w mowie potocznej, od czasu sukcesu serii filmów
pt: „Psy (1,2,3...)” to określenie policji zdobyło sobie powszechną
popularność. Coraz bardziej wypiera ono z użycia archaizm: „Gliny”.
Zaś temat potrzeby polepszenia patrolowania miejsc
publicznych przez policję wraca na łamy prasy cyklicznie, nawet kilka razy w
roku. Zwłaszcza jesienią, kiedy dzień robi się krótszy, a w ludziach narastają
depresyjne nastroje i poczucie zagrożenia. Dodatkowo wzmacniane przez wysyp alarmistycznych
pseudo-reportaży telewizyjnych więcej mających wspólnego z pornografią niż
rzeczywistością.
Spacerkiem po
Skierniewicach
Okazało się jednak, że moje domysły zawiodły. Albowiem rzecz
dotyczyła oryginalnej inicjatywy wolontariuszy skierniewickiego schroniska dla
bezpańskich stworzeń, która swoją innowacyjnością pozytywnie mnie zaskoczyła.
Pomysł był prosty i polegał na uświadomieniu sobie faktu, że istnieje w mieście
duża grupa ludzi, którzy mają warunki i nawet chętnie by adoptowali jakieś pokrzywdzone
przez los zwierzątko, ale przeszkadzają im w tym banalne problemy logistyczne,
a nawet natury psychologicznej. Nie każdy przecież dysponuje odpowiednim
środkiem transportu umożliwiającym humanitarny przewóz zwierząt z placówki
położonej na dalekich peryferiach miasta do domu. Nie każdy ma tyle czasu i sił
by zafundować sobie tak długi spacer, a przede wszystkim nie wszyscy posiadają
dość odporności psychicznej aby być w stanie znieść widok dziesiątków żywych
stworzeń uwięzionych w miejscu mogącym dla wielu kojarzyć się nawet z obozem
koncentracyjnym.
Wyjście naprzeciw takim ludziom uznaję za genialne
posunięcie. Mam nadzieję, że „Głos” już w następnym numerze poinformuje
czytelników o sukcesach tego ciekawego eksperymentu. Osobiście spodziewam się licznych
spontanicznych adopcji.
Niestety z uwagi na natłok innych zajęć nie miałem okazji
osobiście sprawdzić jak w praktyce przebiega ten marsz „naszych braci
mniejszych” - jak nazywał zwierzęta święty Franciszek z Asyżu - głównymi
ulicami miasta. Zakładam, że jego organizatorzy błyszczeli wzorem na tle
smutnej rzeczywistości i zadbali o odpowiedni sprzęt do sprzątania odchodów
swoich podopiecznych.
Znów o zakupieniu miasta
Boleję jednak nad faktem, że nikt z organizatorów akcji, ani
nawet dziennikarzy upowszechniających tę o niej wiadomość, nie wpadł na pomysł,
żeby przy okazji imprezy poświęcić trochę uwagi promocji wiedzy dotyczącej
cywilizowanych zachowań. Zwłaszcza wśród tych Skierniewiczan, którzy już
posiadają czworonogi i załatwiają ich potrzeby fizjologiczne w przestrzeni
publicznej. Jest przecież tajemnicą poliszynela, że miasto wygląda jak wygląda
i wcale nie pachnie jak uzdrowisko. Wielu ze szczęśliwych posiadaczy psów
doskonale rozumie, że nie jest winą ich podopiecznych, że potrzebują codziennie
się wypróżnić. Zwykle tak się tłumaczą kiedy zwrócić im uwagę. Należy więc przy
każdej okazji przypominać i podkreślać, że odpowiedzialności za bezpańskie kupy
na skierniewickich chodnikach, trawnikach i placach zabaw dla dzieci nie
ponoszą zwierzęta, lecz ich właściciele. To oni wybierają miejsca wypróżnienia,
to oni nie wywiązują się z obowiązku posiadania przy sobie niezbędnych worków i
łopatek gwarantujących sprzątnięcie brzydko pachnących pamiątek, które nie
tylko narażają innych ludzi na przykre przygody, ale często też stanowią
poważne niebezpieczeństwo dla ich zdrowia. Pisałem o tym szerzej w felietonie „Terroryści w Skierniewicach
– czyli jak zarazić miasto toksokarozą”
Znikający policjanci i nie
tylko
A na zakończenie, jedna mała dygresja – całkiem zgrabną
klamrą o policji spinająca mi początek felietonu z jego końcem. Otóż: w tym
samym numerze „Głosu” znalazłem bardzo intrygujący artykuł pt: „Znikający
Policjanci” autorstwa kogoś kto się posługuje inicjałem „wk” i zdaje się został
mianowany następcą pani redaktor Anny Wójcik-Brzezińskiej, która akurat też
zniknęła. Z łamów Głosu cichutko. Bez rozgłosu, bez żadnych wyjaśnieni i nawet
pożegnania. Żywię nadzieję, że jej zniknięcie to tylko tak na chwilę, na
przykład z powodu urlopu...
Wracając do artykułu autorstwa „wk”, to tytuł wymyślił sobie
wręcz sensacyjny i treść trzeba przyznać nawet nieźle napisana. Najbardziej
zaskoczyła mnie w nim wiadomość, że w
całym powiecie skierniewickim prawie już zlikwidowano gminne posterunki
policji. Wynika z tego, że wszystkie policyjne siły powiatu koncentrowane są w
jednym miejscu, w rozbudowywanej właśnie komendzie w Skierniewicach, która
zacznie wkrótce przypominać prawdziwą twierdzę. Co to nam mówi? A no niewiele.
Większa separacja funkcjonariuszy od społeczeństwa może mieć swoje plusy jak i
minusy. Z jednej strony takie oddzielenie grozi utratą bezpośredniego kontaktu
z ludnością, wzrostem nieufności do obcych itd, z drugiej większy dystans to
mniej „powiązań towarzyskich” zwykle owocujący wzrostem obiektywizmu
funkcjonariuszy. Być może krok ten wynikł po prostu z racjonalizacji kosztów.
Chociaż kategorycznie zaprzecza temu wójt Makowa Jerzy Stankiewicz. Być może to
rozwiązanie zwiększy wydajność pracy poszczególnych policjantów, jak zapewniają
inicjatorzy reformy. Być może... Jak zwykle cała prawda odsłoni się z upływem
lat. Ale jeśli za jakiś czas dowiemy się, że nasi policjanci zaczęli się masowo
przeprowadzać na specjalne, zamknięte osiedle - przez monitoring i wykrywacze
metalu strzeżone - to wtedy naprawdę powinniśmy zacząć się bać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz