Skierniewicka Gazeta Podziemna nie uznaje tematów tabu, nie uczestniczy w towarzystwach wzajemnej adoracji, nie uznaje zobowiązań wobec żadnych koterii i lobby. SKCGP za cel stawia sobie pracę organiczną w interesie dobra wspólnego w skali lokalnej. Gazeta opiera się na uczciwości, bezinteresowności i dążeniu do prawdy siłami obywateli zwanych dziennikarzami społecznymi. Dziennikarzem takim może zostać każdy, kto potrafi napisać rzeczowy, zwięzły artykuł na poziomie przedwojennego maturzysty. Artykuł wystarczy wysłać e-mailem na adres redakcji: skcgp małpa op.pl Tekst musi być oryginalny i podpisany co najmniej nickiem, lub adresem e-mail. Redakcja nie ingeruje w teksty, nie koryguje błędów ortograficznych, nie uznaje zaświadczeń o dysleksji ani dysortografii. Warunek publikacji jest jeden. Piszemy o konkretnych sprawach lokalnych. Inaczej mówiąc nie interesują nas dywagacje ogólnoludzkie, ogólnoświatowe, ani nawet krajowe.

czwartek, 28 lutego 2013

Koniec zimy w skierniewickim „uzdrowisku”




Kiedy w Skierniewicach panowała jeszcze sroga zima, często widywałem tutejszych mieszczan posypujących spożywczą solą chodniki przed sklepami, garażami, wejściami do domków, a nawet bloków. Takie solenie nie przynosi nikomu żadnego pożytku (no może poza producentami tanich butów w Chinach), za to wyrządza wiele szkód środowisku i infrastrukturze komunalnej. Najbardziej zaintrygowało mnie, dlaczego tubylcy używają do tego soli kuchennej, a więc tej dodatkowo przetworzonej? Oczyszczonej i nasyconej związkami jodu, popaczkowanej hermetycznie w eleganckie torebki z kolorowymi nadrukami, napisami i kodami kreskowymi. Dlaczego nie używają zwykłej soli drogowej, która przed wprowadzeniem na rynek, takim ceregielom nie musi być poddawana?

Czyli że drogowa jest tańsza!?
Na tym zdroworozsądkowym założeniu opierał się sens afery kiełbasianej, która kilka miesięcy temu wstrząsnęła krajowymi mediami. Pamiętamy? Unijne służby sanitarne wykryły, że sprytni, polscy wędliniarze przyprawiają kiełbasę solą drogową zamiast kuchennej i pod tym pretekstem zamknęły rynki europejskie przed dostępem naszych wędlin. Cóż, jakoś przetrwamy kolejne  szykany z godnością. Pomyślałem wówczas, kompensując sobie ewidentne upokorzenie, z dumą o polskich cwaniaczkach, którzy tak inteligentnie obniżali koszty produkcji. Sól „drogowa” to przecież normalna sól, też z Wieliczki, tylko że bez unijnego wydziwiania. I pewnie duma z tego wydarzenia do dziś poprawiałaby mi samopoczucie, gdybym przed paru dniami nie zauważył w Tesco wiaderka z napisem: „sól drogowa”. Kilogram tej soli kosztuje 2 razy drożej od kuchennej!
Co jest!? 
   
A no do tego, że przez to cholerne Tesco nie wiem już co myśleć o naszych wędliniarzach. Albo oni są jeszcze cwańsi niż wszyscy myślą, albo to skończeni idioci, którzy nie dość, że trwonią zasoby na zakupy dwa razy droższej soli, to jeszcze narażają się na radykalne pomniejszenie dochodów z eksportu, a budżet państwa na stratę po niepowstałych obowiązkach podatkowych.
No ale jeśli nasi wędliniarze  okazali się idiotami, to kim są zarządcy „Tesco”, którzy zapychając cenną powierzchnię handlową swoich marketów niesprzedawalnymi bublami, psują opinię o sobie i marketach w ogóle? Wygląda więc na to, że najinteligentniejsi w całym tym zamieszaniu okazali się Skierniewiczanie prywatnie posypujący komunalne chodniki solą spożywczą. Znów więc miałem okazję być z czegoś dumny (kogoś). Co prawda tylko przez chwilkę, wręcz ułamek sekundy, ale zawsze... Człowiek potrzebuje czasem poczuć się dumnym. Zwłaszcza człowiek żyjący w mieście, w którym powodów do dumy trzeba się mocno naszukać.

No tak. Wszystko się kończy. Ale ta sól zimą sypana to tylko dziury wyżera w chodnikach i w butach i w budżecie. Trzeba potem wywalać kupę kasy na nowe. Szczęście jeśli buty przetrwają do końca sezonu. I tak są obliczone tylko na jeden. Ale o jednosezonowych chodnikach jeszcze nie słyszałem. Poza Skierniewicami ma się rozumieć. Tutaj chodniki podczas zimy tak klawiszują i tańczą, że należałoby je przekładać od nowa co wiosnę. Niestety po kilku latach już nie ma co przekładać, bo solna korozja sprawia, że betonowa kostka zamienia się w słony żwir nadający się tylko do peklowania okolicznych drzew, krzewów ozdobnych i kwitnących bylin. O tym gdzie chodniki nie klawiszują w ogóle i dlaczego, będzie w którymś z następnych felietonów. Teraz już trzeba jednak nawiązać do tytułu, a potem zakończyć z wdziękiem. Najlepiej dowcipem, albo jakąś nauką mądrą ale interesującą, czasem smutną ale śmieszną.
I wiecie co? Powiem wam, że w Skierniewicach...

Przebiśniegi są wszędzie
Zapytałem chłopców bawiących się na osiedlowym trawniku w wydeptywanie nowych ścieżek przez mokradła, czy widzieli pierwsze oznaki wiosny? Oczywiście, że widzieli - przebiśniegi. Zapytałem, czy dużo ich? Potwierdzili, że tak, pełno, że niektóre nawet białe. Zapytałem, czy daleko stąd? Zaprzeczyli gorliwie. Poprosiłem, żeby wskazali miejsce gdzie rosną. Wskazali... Wiecie co? Nie zgadniecie. Pod nogi, na kupy wskazali. Te niby psie. Jeszcze całe, bo zmarznięte trochę, już cuchnące, gdzieniegdzie rozdeptane, a nawet rozmazane na powierzchni chodników nie do przebycia czystą stopą. „Ładne kwiatki” - pomyślałem. O naszej uzdrowiskowości najlepiej świadczące, tudzież o stołeczności kwiaciarstwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz