Skierniewicka Gazeta Podziemna nie uznaje tematów tabu, nie uczestniczy w towarzystwach wzajemnej adoracji, nie uznaje zobowiązań wobec żadnych koterii i lobby. SKCGP za cel stawia sobie pracę organiczną w interesie dobra wspólnego w skali lokalnej. Gazeta opiera się na uczciwości, bezinteresowności i dążeniu do prawdy siłami obywateli zwanych dziennikarzami społecznymi. Dziennikarzem takim może zostać każdy, kto potrafi napisać rzeczowy, zwięzły artykuł na poziomie przedwojennego maturzysty. Artykuł wystarczy wysłać e-mailem na adres redakcji: skcgp małpa op.pl Tekst musi być oryginalny i podpisany co najmniej nickiem, lub adresem e-mail. Redakcja nie ingeruje w teksty, nie koryguje błędów ortograficznych, nie uznaje zaświadczeń o dysleksji ani dysortografii. Warunek publikacji jest jeden. Piszemy o konkretnych sprawach lokalnych. Inaczej mówiąc nie interesują nas dywagacje ogólnoludzkie, ogólnoświatowe, ani nawet krajowe.

wtorek, 29 stycznia 2013

Ochydny studniczek kontra milusia kupa amstaffa w sosie uzdrowiskowym




Od dawna zastanawiało mnie, jak to jest możliwe, że prezydent potrafiący z zapyziałego postwojewództwa stworzyć dobrze prosperujące (czyli dochodowe) uzdrowisko średniej klasy europejskiej, ma problem na przykład z uwolnieniem podległego mu obszaru od plagi glisty psiej. O tym wrednym parazycie ceniącym sobie ludzi pisałem w felietonach pt: „Terroryści w Skierniewicach – czyli jak zarazić miasto toksokarozą”, oraz „Podsrywanie psem”.
Albo kiedyś też zadziwiało mnie dlaczego w SKC tak łatwo udaje się policji karać obywateli mandatami za łamanie przepisów ruchu drogowego, a tak trudno za zanieczyszczanie przestrzeni publicznej odchodami.

Odpowiedzi znalazły się proste, ale i złożone zarazem
            Po pierwsze, co do karania, to ludzie nie są wcale Ci sami.
            Po drugie, o ile chodzi o SKC-zdrój, to prezydent Trębski zabezpieczył się wobec wyborców sprytnym impasem. Mianowicie zobowiązanie stworzenia uzdrowiska uczynił wymagalnym dopiero pod koniec swojej piątej, szóstej, albo może i siódmej kadencji. Do tego terminu (około 6x4=24lata, oczywiście minus minione 6) ma czas, wolne ręce, a nawet czyste, i może sobie spokojnie dorabiać na boku doskonaleniem „Operatów Uzdrowiskowych” oraz zabiegać u kolejnych ministrów zdrowia o ich zatwierdzanie, albo przynajmniej namaszczanie olejem świętym, olewem (...aniem ?). Zatem jeśli wyborcom przypadkiem przyszłoby demokratycznie do głowy wypowiedzieć mu zatrudnienie przed upływem owego terminu magicznego, to sami będą sobie winni niepowstania obiecanego zdroju skierniewickiego, homeopatycznego i z pewnością odpowiedzą za to przed Bogiem, Historią a może nawet dzisiejszymi przedszkolakami. Oczywiście o ile wcześniej ktoś tym przedszkolakom nie natłucze do głowy w ramach obowiązku szkolnego, że rozpamiętywanie przeszłości jest mało trendy czyli beee, e, e, e...
            Po trzecie przywilej obsrywania psem przestrzeni publicznej jest formą dodatku do emerytury zarezerwowanym dla wieloletnich, zasłużonych działaczy w spoczynku, zwłaszcza tajnych współpracowników (TW) bezdzietnych, bojowników o wolność socjalistyczną, demokrację proletariacką, budowniczych nowego ładu, przejawiających się między innymi spółdzielczością komunalno-kolesiowską, jednostką Ludowego Wojska Polskiego w likwidacji doszczętnej, „Białym Domem” i w ogóle „Widokiem” całym, i nie godzi się teraz raz darowanych im serwitutów odbierać.
            Po czwarte mandaty są dla równych. Tych równiejszych się odróżnia na podstawie marki i wyglądu samochodu tatusia, mamusi, tudzież ojca chrzestnego. Policja lokalna jest od dawien wyuczona (czulona) czyjemu synusiowi mandatów wlepiać nie wypada, zwłaszcza za przekroczenia promili we krwi, km/h; niemanie fotelików, pasów, świateł, i gdyby nagle miała spamiętywać jeszcze rasy psów srających i ich rodowody to by normalnie dostała pier$.  

No a co z córusią – czyli w mordę prostaka
Tak więc nie do pomyślenia się porobiło, żeby jakiś ogródkarz działkowy, nieokrzesany, pozwalał sobie w Skierniewicach córeczkę tatusia z dobrej rodziny co ją stać na amstaffa, przymuszać do zajęć podłych, na sprzątaniu gnoju tegoż amstaffa polegających. Choćby i na podjeździe własnego garażu. Patrz artykuł pt: „W twarz za uwagę” ITS nr 3 z 18.01.2013.r. Tak więc w pełni usprawiedliwione wydaje się, że mu spoliczkowała gębę niewyparzoną nie czekając aż ogródkarz, wyglądający na ciecia, okaże się niebezpiecznym pedofilem jakimś nielubiącym zwierząt, albo nawet gwałcicielem samotnych panienek akurat srających amstaffem w miejscu zacisznym i prawie jakby do takich celów stworzonym. Swoją drogą nie bez przyczyny mądrzy ludzie powiadają, że zwierzę, dajmy na to taki amstaff, od razu wyczuje człowieka złego i go odróżni od dobrego targając nogawkę, albo nawet i w kroku. Reasumując można udowodnić z łatwością, że temu staremu wcale tak bardzo na porządku nie zależało i czystości publicznej, jak na prowokacji i sianiu niezgody międzyludzkiej. Jakby było inaczej, to sam by tę kupę sprzątnął bez hałasu, jak to zawsze zwykł robić do tej pory, no. Od tego chyba jest? 

O kupie było dużo, no to teraz trochę o studniczku
Oto w tym samym numerze ITS-u  (z 18.01.2013) pojawiło się doniesienie, że w łowickim wodociągu wykryto kiełża zwanego studniczkiem. Taka niby krewetka cała biała, palce lizać, trochę za mała żeby ją na masełku usmażyć, podając z siekanym czosnkiem i natką pietruszki. Dlaczego akurat w łowickim wodociągu ją wynaleziono, a nie skierniewickim, czy rawskim, nie wiem. Przecież i tu i tu występują. Nomen omen studniczki się pojawiły zaraz obok informacji o rozpoczęciu tegorocznego sezonu studniówkowego. Chodzi o bale licealistów organizowane cirka 100 dni przed maturą. Gdybym był miłośnikiem spiskowych teorii na pewno dopatrzyłbym się w owym zbiegu okoliczności tajemnych związków, konsonansów, albo nawet zaszyfrowanych kodów. Bo przecież czy to może być przypadek, że akurat teraz, wypłynęły te sympatyczne skorupiaki na łamy ITS-u, w samym środku karnawału? Obecność studniczków w wodociągach jest zjawiskiem raczej pospolitym, czego niestety nie da się powiedzieć o łamach lokalnej prasy. Ich występowanie w wodociągach świadczy, że woda jest czysta, zdatna do picia i co najważniejsze zdrowa! Bo nie zatruta nadmiarem na przykład chloru. O czym świadczy ich obecność w ITS-sie? Nie mam pojęcia. Mnie w studniczkowej informacji  najbardziej poruszyło obrzydzenie i urojone poczucie zagrożenia, jakiemu przy tej okazji dali wyraz tak zwani normalni obywatele, a właściwie to zdanie sobie sprawy, że jednocześnie ci sami ludzie w ogóle nie dostrzegają niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia swoich bliskich w milionowych nakładach psich ekskrementów opanowujących całą publiczną przestrzeń.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz