Skierniewicka Gazeta Podziemna nie uznaje tematów tabu, nie uczestniczy w towarzystwach wzajemnej adoracji, nie uznaje zobowiązań wobec żadnych koterii i lobby. SKCGP za cel stawia sobie pracę organiczną w interesie dobra wspólnego w skali lokalnej. Gazeta opiera się na uczciwości, bezinteresowności i dążeniu do prawdy siłami obywateli zwanych dziennikarzami społecznymi. Dziennikarzem takim może zostać każdy, kto potrafi napisać rzeczowy, zwięzły artykuł na poziomie przedwojennego maturzysty. Artykuł wystarczy wysłać e-mailem na adres redakcji: skcgp małpa op.pl Tekst musi być oryginalny i podpisany co najmniej nickiem, lub adresem e-mail. Redakcja nie ingeruje w teksty, nie koryguje błędów ortograficznych, nie uznaje zaświadczeń o dysleksji ani dysortografii. Warunek publikacji jest jeden. Piszemy o konkretnych sprawach lokalnych. Inaczej mówiąc nie interesują nas dywagacje ogólnoludzkie, ogólnoświatowe, ani nawet krajowe.

piątek, 9 listopada 2012

Podsrywanie psem




Zjawisko „Srania psem” po raz pierwszy zostało dostrzeżone i nazwane w kultowym już  filmie Marka Koterskiego pt: „ Dzień Świra”. Wszyscy pamiętamy działania odwetowe, jakie Adaś Miałczyński podjął w ramach zwalczania tej zawstydzającej patologii. Normalnie ubaw był po pachy. Cała Polska rechotała. Sama z siebie się śmiała. A potem temat się skończył i znów psem się sra, całkiem tak samo jak za komuny. Wiadomo, że sranie psem nie jest wynalazkiem wyłącznie skierniewickim. To zjawisko ogólnopolskie i w związku z tym, pisząc dzisiejszy felieton, muszę szczególnie uważać, żeby nie oderwać się od lokalnej specyfiki i zbytnio nie poszybować w niezwykle kuszącą sferę rozważań ogólnych. Aczkolwiek temat mało jest lotniczy. Może z tego powodu też mało eksploatowany w mediach głównego nurtu? Ostatnimi laty jest nawet jakby trochę porzucony, żeby nie powiedzieć celowo przemilczany. Mam na ten temat własną teorię spiskową. Otóż pan prezydent ma psa, premier też ma psa i nawet Jarosław K. ma psa. W związku z powyższym poruszenie tego tematu, choć pilnie potrzebne, jest niewygodne; choć uzasadnione, jest dopuszczalne jedynie w prasie podziemnej i to tylko w rozważaniach lokalnych.

Przez wzgląd na prekursorski charakter
Tytułem wstępu należałoby najpierw odpowiedzieć  na pytanie: co to właściwie jest „sranie psem”, czym ono się różni od zwykłego oddawania stolca przez człowieka, lub też wydalania kału przez inne stworzenie? Innymi słowy wpierw należy zjawisko „srania psem” zdefiniować, zakotwiczyć w aktualnie obowiązującym systemie pojęciowym i to porządnie, czyli w sposób naukowy. Potem dopiero można śledzić drogę psiej kupki od płyty chodnikowej, na przykład do talerza z obiadem, małżeńskiego łoża, czy na oddział noworodków w najbliższym szpitalu. Do dzieła więc!
„ Sranie psem” jest to załatwianie potrzeb fizjologicznych psa przez człowieka. Zazwyczaj w miejscu publicznym, aczkolwiek niekoniecznie. Należy zauważyć, że zgodnie z tą definicją, żeby zjawisko „srania psem” zaistniało niezbędny jest pies, ale przede wszystkim konieczny jest człowiek. Rola psa w tym wydarzeniu ogranicza się wyłącznie do samej czynności wypróżnienia. Człowiek natomiast podejmuje w niej decyzje strategiczne, czasoprzestrzenno-etyczne! A w szczególności: o wyborze pory dnia (zwykle wieczorkiem), miejsca (przeważnie chodnik albo trawnik) oraz o wzięciu na siebie, lub uchyleniu się od obowiązków wynikających z prawa własności do kupki.

Co z tą kupką?
Decydując się na pieszą przechadzkę, niezależnie z psem czy bez psa, zwykle poruszamy się po publicznych chodnikach, zawsze naszpikowanych tysiącami czatujących na naszą nieuwagę próbek psiego kału. Pułapki te występują w różnej postaci, w wystarczającej ilości, zawsze gotowe przykleić się do naszego obuwia, odzienia, naskórka, owłosienia, bagażu podręcznego, psa, a nawet hypoalergicznego kota. Praktycznie na obszarze naszego kraju nie ma takiej możliwości, żeby po powrocie ze spaceru  nie wprowadzić do mieszkania produktów „srania psem”. A razem z nimi toksycznych lub alergennych dla człowieka wydalin psiej przemiany materii, chorobotwórczych zarazków oraz jaj pasożytów nękających psie plemię, z glistą psią na czele. Jednak zanim zacznie nam się psi kał rozpraszać w przestrzeni publicznej, a potem przenikać do przestrzeni prywatnej i osobistej nawet, należy zauważyć, że ma on swego właściciela. Właściciela, który ponosi za niego całkowitą odpowiedzialność i co ważniejsze, którego tożsamość łatwo ustalić, a jeszcze łatwiej pociągnąć do odpowiedzialności. Trzeba tylko chcieć.


Na pasjonujący temat glisty psiej rozpiszemy się w następnym felietonie. Niecierpliwym i ciekawskim proponuję jednak pogrzebanie w internecie, lub przeegzaminowanie swojego lekarza rodzinnego. Dziś wspomnę tylko, że u psa glista psia rozwija się podobnie jak glista ludzka u człowieka. Natomiast kiedy glista psia wniknie do organizmu człowieka zaczyna się prawdziwy horror. W Skierniewicach ten horror często przyjmuje nazwę „alergii bezobjawowej”, „grypy jelitowej” - popularnej „jelitówki”, albo zwykłego niedoboru magnezu.


Pewnego wieczora, na jednym ze skierniewickich skrzyżowań załatwił się dystyngowany, starszy pan wyglądający na emerytowanego funkcjonariusza wydziału spraw obywatelskich albo poczty.  Zwróciłem mu uwagę, że skoro już się zesrał na środku chodnika to powinien posprzątać po sobie, a nie rozdeptywać „toto” tu i tam. Na to były funkcjonariusz wrzasnął, że wyprasza sobie takie uwagi, bo on po sobie sprząta zawsze, a jeżeli chodzi o jego psa to obowiązek sprzątania po nim ma Trębski (prezydent Skierniewic). Zdziwiło mnie to oświadczenie i zaciekawiło zarazem więc poprosiłem o szczegółowe uzasadnienie. Naczelnik poczty na to dość ochoczo wyjaśnił, że w Skierniewicach układ (czyli deal) wygląda tak: posiadacz pieska płaci do ratusza podatek (tzw. pieskowe), a w zamian za to pan prezydent Trębski wywiesza w pięciu umówionych punktach miasta papierowe torebki z nadrukowaną dedykacją, że mają być używane wyłącznie do pakowania psich bobków. A co jeżeli - pomyślałem z niepokojem - pies ma rozwolnienie?
Ponieważ jednak pan prezydent ostatnio przestał wywiązywać się ze swoich obowiązków, to on (ten emeryt) kontestuje „srając psem” ,w ramach protestu, wszędzie gdzie popadnie. Normalnie jak jakaś kura!

Skierniewickie układy
Przestał wieszać pan Trębski torebki czy nie przestał, każdy czytelnik (oczywiście spoza Skierniewic) przyzna, że przedstawiony układ wygląda na dziwaczny. Z pewnością jednak daje pogląd na lokalną specyfikę. Jeszcze większy pogląd na Skierniewicką specyfikę daje widok dziesiątków papierowych torebek poniewierających się po ulicach, lub tonących w błocie alejek Prymasowskiego Ogrodu. Chyba nie używanych nawet? Pozostaje mieć nadzieję, że podczas rozpoczętej właśnie rewitalizacji parku zostanie zastosowany jakiś inny sposób utwardzania nawierzchni alejek, bo ten z torebkami, jak dowodzi praktyka, jest do bani.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz