Pani Anna Wójcik Brzezińska w kilku rozdziałach
uporządkowała sobie informacje uzyskane od zwycięzców przetargu na
„rewitalizację” Skierniewickiego Parku. Odnosząc się do tych rewelacji,
zachowam przyjęty przez nią podział, aczkolwiek boleję nad tym, że niezbyt
pomaga on oddzielić rzeczy istotne od błahostek.
Partery kwiatowe vis a vis
pałacu
W felietonie pt: „Święto Kwiatów nie lubi Skierniewickiego
Parku” podkreśliłem, że decyzja o
przywróceniu geometrycznej kompozycji z czasów baroku vis a vis pałacu, od
strony zachodniej, wiązać się będzie z destrukcyjną wycinką zabytkowego
drzewostanu, który tam w międzyczasie wyrósł. Kiedy przed kilkuset laty
urządzano te partery, najpierw poprowadzono od strony pałacu linię prostą,
która stała się ich osią symetrii i kręgosłupem funkcjonalno-kompozycyjnym.
Zgodnie z regułami estetycznymi baroku, oś ta miała się rozwijać w
nieskończoność w postaci alei spacerowej, a może nawet utwardzonego gościńca.
Wówczas jeszcze nie stały jej na drodze tory kolejowe, poletka doświadczalne
Instytutu Sadownictwa, siedliska ludzkie, ani parkowy starodrzew. Oś ta nie
rozwinęła się zgodnie z pierwotnym zamierzeniem, nie wpisała w urbanistykę
miasta, jak podobne osie w innych założeniach z tamtej epoki. Przeciwnie,
uległa całkowitemu zatarciu. Właściwie to przeszła łagodnym łukiem w linię
kolejową relacji Skierniewice - Łowicz, ale to już inna bajka. Odtwarzanie jej
w obecnych realiach byłoby co najmniej kontrowersyjne. Natomiast
odtwarzanie geometrycznych kompozycji
ogrodowych, których oś ta była uzasadnieniem, bez jej przywrócenia, jest
konserwatorskim absurdem. Żeby było śmieszniej, projektanci w ogóle nie przewidują
odbudowy związków formalnych i funkcjonalnych zespołu pałacowego z jego
założeniem parkowym.
Bramy do parku
Na obszarze Skierniewickiego Założenia Parkowo Pałacowego
nie brakuje bram i płotów. Istnieją tam
ogrodzenia spawane z prętów zbrojeniowych, z kształtowników stalowych,
jak i wykonane z siatki drucianej. Wszystkie są ohydne i szatkują przestrzeń
parku w sposób barbarzyński.
Zamiast zlikwidować te świadectwa chorych stosunków
własnościowych, albo chociaż zamaskować sprytnymi trikami architektonicznymi,
władze planują dorzucić jeszcze trochę ogrodzeń kutych. Pomysł grodzenia parku,
a potem zamykania go po 22-iej do rana pachnie mechanicznym naśladownictwem
obcych wzorów. Wielokrotnie obserwowałem w Wielkiej Brytanii wieczorne
zamykanie parków. Jest to dość skomplikowany logistycznie rytuał.
Przedstawiciele służb porządkowych, wieczór w wieczór „przemierzają ławą” cały
obszar założenia, w taki sposób by nawet mysz się nie prześlizgnęła. Wygląda to
jak polowanie z nagonką, a chodzi w nim o to, żeby nie uwięzić nikogo na noc i
tym samym nie narazić właściciela parku na wypłatę horrendalnych odszkodowań.
Wymaga to utrzymywania kilku dodatkowych etatów. Proceder taki jest konieczny w
sytuacji kiedy na obszarze parku rozmieszczone są dzieła sztuki (dobra kultury)
wielkiej wartości, lub gdy park jest częścią prywatnej rezydencji udostępnianej
dla zwiedzających grzecznościowo, lub za opłatą wyłącznie w wyznaczonych dniach
i godzinach.
Socjalistyczny amfiteatr w
parku
Muszla koncertowa i scena już w
parku są. Ktoś kiedyś poniósł koszty ich klecenia. To, że są stare, siermiężne,
niefunkcjonalne i brzydkie nie oznacza, że trzeba je zburzyć. Są solidne i
trwałe. Można przeprojektować je na wiele różnych sposobów. Tak, by stały się
piękne i przydatne. Stwarzają pole do popisu dla ambitnych i twórczych
projektantów oraz tanią i łatwą możliwość zbicia kapitału politycznego dla
lokalnych kacyków. Aż dziw bierze, że nikt nie umie tego wykorzystać. Kocyki,
tarasy z trawą, kameralne koncerty plenerowe dla ludu pracującego miast i wsi,
to naiwne odgrzewanie wciąż tego samego pomysłu z czasów komuny, który naszą
muszlę zrodził. „Koncerty kameralne” mają to do siebie, że można je organizować
wszędzie, niekoniecznie w parku. Ponadto nigdy dłużej nie trwają niż dwie
godziny, a pomiędzy nimi bywa czasem i pół roku przerwy. Przestańmy zajmować
się bredzeniem o czterech godzinach w roku, a zaprojektujmy coś co wypełni
pozostały czas. Już lepiej byłoby przenieść w to miejsce plac zabaw dla dzieci,
urządzić oceanarium, terrarium, pzzerium albo palmiarnio-kawiarnium. Chodzi
przecież o to, żeby do parku chcieli i mieli po co przychodzić normalni ludzie.
Rzeka Łupia
Projektowanie każdego parku zaczyna się od ukształtowania
terenu i układu wodnego. To jest dogmat. Rewaloryzację parku należy rozpocząć
od rewitalizacji stosunków wodnych na jego obszarze. Pieniędzy może zabraknąć
na wszystko inne. Nie wyobrażam sobie pracy nad ukształtowaniem krajobrazu
parkowego z jednoczesnym odłożeniem na później ustalenia (uzdrowienia) warunków
hydrologicznych i utrwalenia poziomu lustra wód gruntowych. Pozostawienie
zamulonych i zarastających odnóg rzecznych, wyschniętych bajorek i wypełnionego
śmieciami koryta głównego, przejdzie do historii miasta jako kompromitacja,
zarówno dla projektantów jak i władz. A swoją drogą na co właściwie zamierzają
oni wydać te 17 mln? Czyżby na wycinkę drzew, grabienie liści i posianie trawy?
Znam parę solidnych firm w mieście, które gotowe byłyby wykonać te prace w
zamian za pozyskane drewno, albo np. w zamian za czasowe obniżenie podatków.
Drzewa
Architekci z warszawskiej pracowni za dużo mówią o wycince
drzew. Są w tym tak monotematyczni, że przypominają drwali. Zwłaszcza, że równocześnie przemilczają
wszystkie inne sprawy. Nie wzbudza to zaufania do ich profesjonalizmu. Wiadomo,
że park to nie rezerwat przyrody, lecz sztucznie ukształtowana przestrzeń.
Drzewa mają w nim wartość wyłącznie jako
elementy kompozycji architektoniczno-urbanistycznej. Nie obawiam się
więc ich wycinki, kiedy jest to uzasadnione ideą projektu. Pod warunkiem, że
ten projekt tworzą ludzie znający się na rzeczy. Czy ktoś z decydentów i
zwycięzców przetargu faktycznie zna się na projektowaniu parków? Póki co, nie
ma na to dowodów.
Plac zabaw
Z tym placem zabaw to jakaś paranoja. Ktoś, kto z uporem
maniaka, zamierza wywalić jedną z nielicznych udanych rzeczy, które w tym parku
się sprawdziły, musi być niespełna rozumu.
Ścieżki rowerowe
Jeśli ktoś ma jakie takie pojęcie o prawach rządzących
urbanistyką wystarczy mu jeden rzut okiem na plan miasta Skierniewice, żeby
sobie uświadomić, że rowery przez park przejeżdżać będą czy się to komuś podoba
czy nie. Wspomniałem już w poprzednim felietonie, że przez park prowadzi
wygodny skrót rowerowy z dzielnicy „Widok” do centrum. Kto bywa w parku nie
może tego nie dostrzegać. Ze skrótu systematycznie korzysta kilka tysięcy
wyborców. Jakiekolwiek próby administracyjnego blokowania tego strumienia ruchu
źle się skończą. Kto zgadnie dla kogo?
Jeśli uda się zwabić
więcej ludzi do parku to z pewnością potrzebne będzie więcej miejsc
parkingowych na jego obrzeżach. Jestem ciekaw czy zwycięzcy przetargu potrafią
chociaż projektować parkingi? Urządzenie parkingu wzdłuż ulicy Sienkiewicza
będzie naturalną konsekwencją tego procesu. Bardzo się on przyda, zwłaszcza w
czasie Święta Kwiatów. Równie naturalne będzie zrealizowanie na styku parku z
ul. Sienkiewicza „Słonecznego Bulwaru” mojego pomysłu (patrz felieton pt:
„Święto Kwiatów nie lubi Skierniewickiego Parku”). Nie mam żadnych wątpliwości,
że prędzej czy później „Słoneczny Bulwar” powstanie w Skierniewickim Parku. Jak
nie teraz, to później. Jak nie ten prezydent go zrealizuje, to zrobi to
następny.
Mostki - malowane ptaki
Z rozdziału na temat mostków parkowych trudno zrozumieć coś
więcej poza zapewnieniem, że będą pomalowane w jasnych kolorach. Nie wiem czy
powinienem mieć z tego powodu pretensje do autorki artykułu, czy raczej do jej
informatorów? Malowanie mostków... Cóż, to zawsze się udaje, podobnie jak
malowanie trawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz