Skierniewicka Gazeta Podziemna nie uznaje tematów tabu, nie uczestniczy w towarzystwach wzajemnej adoracji, nie uznaje zobowiązań wobec żadnych koterii i lobby. SKCGP za cel stawia sobie pracę organiczną w interesie dobra wspólnego w skali lokalnej. Gazeta opiera się na uczciwości, bezinteresowności i dążeniu do prawdy siłami obywateli zwanych dziennikarzami społecznymi. Dziennikarzem takim może zostać każdy, kto potrafi napisać rzeczowy, zwięzły artykuł na poziomie przedwojennego maturzysty. Artykuł wystarczy wysłać e-mailem na adres redakcji: skcgp małpa op.pl Tekst musi być oryginalny i podpisany co najmniej nickiem, lub adresem e-mail. Redakcja nie ingeruje w teksty, nie koryguje błędów ortograficznych, nie uznaje zaświadczeń o dysleksji ani dysortografii. Warunek publikacji jest jeden. Piszemy o konkretnych sprawach lokalnych. Inaczej mówiąc nie interesują nas dywagacje ogólnoludzkie, ogólnoświatowe, ani nawet krajowe.

piątek, 21 lutego 2014

Zamach na Skierniewicką Gazetę Podziemną?






Dnia 12 lutego 2014 roku, kilkanaście minut przed godziną dziewiątą rano Wasz ulubiony felietonista wyszedł z alei Pomologicznej i przekroczył jezdnię ulicy Rybickiego w celu dostania się na chodnik biegnący wzdłuż ogrodzenia Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Skierniewicach, w którym to jak powszechnie wiadomo, rozpoczął niedawno swoje reformy zwycięzca konkursu na naczelnego dyrektora - pan Jacek Sawicki. Trzeba przyznać chłop wziął się do roboty z kopyta – o czym mogą zaświadczyć choćby te równo poukładane stosy drewna pozostałe jeszcze na placu z wycinki topolowego gaju. W tym miejscu powstanie wkrótce lotnisko dla helikopterów ratownictwa medycznego i nawet park! Czy tam parking... Całe Skierniewice kibicują zamiarom doktora Jacka Sawickiego i trzymają kciuki za ich spełnienie. Zwłaszcza jeśli chodzi o zorganizowanie SOR-u  (Szpitalnego Oddziału Ratunkowego) na obraz i podobieństwo tego z kliniki „Princeton Plainsboro”, słynącej w całym świecie również z tego, że genialny doktor House już osiem sezonów prowadzi w niej swój zwariowany oddział diagnostyczny.

Wielkie Bum!

Nareszcie będzie w Skierniewicach bezpiecznie również pod względem opieki medycznej – rozmyślał sobie SKCGP - kiedy nagle ogłuszył go przerażający huk. Zupełnie jakby tuż za plecami wybuchł mu taktyczny pocisk kierowany. BUM i ŁUP i TRACH! Na szczęście nie była to bomba, a odpryski lakieru do pięt nie dorastały profesjonalnym odłamkom. Kiedy wasz ulubiony felietonista obejrzał się za siebie, ujrzał jak od najbliższego mu słupka ogrodzeniowego odbija się czerwone auto - zupełnie już pozbawione przodu. Kiedyś to chyba był opel? Zdarzeniu towarzyszył brzęk tłuczonego szkła, zgrzyt gniecionego metalu i syk rozszczelnionych wnętrzności mechanicznego potwora. Nad całością uniosła się chmura oparów. Gdyby SKCGP spóźnił się dwie sekundy byłby akurat na wysokości wspomnianego słupka i na pewno też by nie miał przodu. Ani nawet tyłu... i niestety raczej nie byłoby co z niego wozić na pobliski SOR – mimo, że pięknie się reformujący pod gospodarskim okiem dyrektora Sawickiego i jak nigdy dotąd otwarty na pacjentów.

Czyżby zamach?

Mój Boże! Dwie sekundy... i być albo nie być. Pewnie niejeden mieszkaniec Skierniewic ucieszyłby się na okoliczność, że SKCGP stał się uczestnikiem nieszczęśliwego wypadku ze skutkiem śmiertelnym... Zwłaszcza te wszystkie urażone pieski niezmiennie tkwiące w przekonaniu, że prawo do zanieczyszczania przestrzeni publicznej odchodami należy im się jak emerytowi świadczenie z ZUS-u. No chyba, żeby to nie był wypadek? Ale jak nie przypadek, to co? Znak od Pana Boga? Zamach? E tam - między bajki włożyć. Co prawda na korzyść zamachowej hipotezy przemawia zupełny brak charakterystycznego odgłosu hamowania poprzedzającego kolizję, oraz to, że kierowca trafił akurat dokładnie w solidny (co najmniej o przekroju 80x80 cm) słupek szpitalnego ogrodzenia. No i fakt że SKCGP po raz pierwszy od pół roku był bez żadnej ochrony. Właściwie to po co on celował w ten słup? Słupisko! Błąd w obliczeniach? Z pewnością można byłoby uniknąć aż tak widowiskowego zderzenia, gdyby na cel wzięło się pobliską bramę, lub choćby przestrzenie między słupkami... Wypadek, nie wypadek. Jedno jest pewne – nikomu na szczęście nic się nie stało, ale drugi raz tego numeru pan kierowca raczej nie powtórzy. SKCGP też wolałby nie... Ciekawe o czym myślał ten młody człowiek, kiedy tak siedział sobie ściśnięty pasami, cały w oparach i się kiwał na fotelu kierowcy całkiem jak plastikowy manekin z crash testów oglądanych na TV w zwolnionym tempie. Chłopak szybko się jednak ogarnął, wykazał zimną krew, odpiął pasy i wyskoczył na zewnątrz. Wówczas kamień spadł z serca SKCGP, gdyż wcale nie miał czasu, ani  ochoty na udzielanie pierwszej pomocy. Zwłaszcza swojemu niedoszłemu zabójcy. A kiedy na miejsce wypadku podjechało auto pewnej bardzo profesjonalnej firmy ochroniarskiej, Wasz ulubiony felietonista całkiem już poczuł się zwolniony z obowiązku udzielania komukolwiek pomocy i czym prędzej się ulotnił. Tak na wszelki wypadek, gdyby to nie był przypadek.

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz