Skierniewicka Gazeta Podziemna nie uznaje tematów tabu, nie uczestniczy w towarzystwach wzajemnej adoracji, nie uznaje zobowiązań wobec żadnych koterii i lobby. SKCGP za cel stawia sobie pracę organiczną w interesie dobra wspólnego w skali lokalnej. Gazeta opiera się na uczciwości, bezinteresowności i dążeniu do prawdy siłami obywateli zwanych dziennikarzami społecznymi. Dziennikarzem takim może zostać każdy, kto potrafi napisać rzeczowy, zwięzły artykuł na poziomie przedwojennego maturzysty. Artykuł wystarczy wysłać e-mailem na adres redakcji: skcgp małpa op.pl Tekst musi być oryginalny i podpisany co najmniej nickiem, lub adresem e-mail. Redakcja nie ingeruje w teksty, nie koryguje błędów ortograficznych, nie uznaje zaświadczeń o dysleksji ani dysortografii. Warunek publikacji jest jeden. Piszemy o konkretnych sprawach lokalnych. Inaczej mówiąc nie interesują nas dywagacje ogólnoludzkie, ogólnoświatowe, ani nawet krajowe.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Terroryści w Skierniewicach – czyli jak zarazić miasto toksokarozą


Rozsiewanie toksokarozy w odróżnieniu na przykład od HIV, czarnej ospy, czy wąglika nie jest w Polsce karalne, a skutki dla społeczeństwa są równie niszczące. Każdy psychopata może więc bezkarnie pobawić się w terrorystę. Wystarczy sobie kupić pieska lub adoptować ze schroniska. Nie odrobaczać go przez 7- 8 tygodni, pozwalać łazęgować po wstydliwych zakamarach, a potem wypróżniać go codziennie na innym chodniku lub trawniku. Chodzi o zwiększenie zasięgu rażenia. Najszybsze i najbardziej niszczące skutki można osiągnąć dokonując zrzutów psich bobków na osiedlowe place zabaw, zwłaszcza jeśli trafią wprost do piaskownicy. Dzieci łatwiej zarazić, zwłaszcza te, które mają zwyczaj jeść piasek albo oblizywać brudne ręce. Nawet jeśli niektóre czynności związane z procederem rozsiewania glistnicy psiej prawo uznaje za wykroczenie to i tak kary są symboliczne (grzywny ok 100zł) i co ciekawsze, w praktyce nie egzekwowane.


Co to jest toksokaroza?
Toksokaroza to zarażenie człowieka larwami glisty psiej. Wystarczy wdepnąć w psią minę zastawioną wcześniej przez jakiegoś terrorystę, a potem wnieść na butach do domu jej resztki, pozwolić im wyschnąć, rozkruszyć się i rozproszyć w otoczeniu. Jaja pasożytów w warunkach domowych szybciej dojrzewają, potrafią też latać w powietrzu. Nasycone larwami drobiny psiego kału wysychając wchodzą w skład domowego kurzu, który następnie osiada na naszych ubraniach, błonach śluzowych, książkach, pościeli, sztućcach, talerzach, itd. Stąd już mały krok do ludzkich ust i przewodu pokarmowego, aczkolwiek nie jest powiedziane, że to jedyna droga agresji glisty psiej. Przebieg u człowieka tzw OLM czyli zespołu Larwy Wędrującej Ocznej wskazuje, że prawdopodobnie do inwazji może dochodzić wprost przez oczy, np. kiedy wiatr zawieje nam w twarz ulicznym pyłem. Dowiedzione jest, że szczenięta zarażają się przez krew jeszcze w macicy suki, lub ssąc jej mleko. Jeśli masz dziecko wystarczy, że pozwolisz mu wytarzać się w osiedlowej piaskownicy albo na pobliskim trawniku. Jaja glisty potrafią przetrwać w glebie ponad 10 lat. Jedna glista psia produkuje 50 tysięcy jaj dziennie, a jeden przeciętny emeryt spacerujący z pieskiem potrafi w ciągu miesiąca rozproszyć 50 milionów jaj po obszarze miasta wielkości Skierniewic. Larwy glisty psiej przenikają do krwiobiegu człowieka po czym osiedlają się gdziekolwiek. Najbardziej interesuje je nasz mózg, oczy i mięśnie. W odróżnieniu od glisty ludzkiej nie wracają do przewodu pokarmowego by tam osiągnąć postać dorosłą i zająć się przemysłową produkcją jaj.
Tak zachowują się kiedy zaatakują psa, czyli żywiciela docelowego. Człowieka rozpoznają jako roślinożercę, czyli potencjalny pokarm dla mięsożercy. Ich celem jest więc zagnieżdżenie się w postaci larw w naszych tkankach i sprawienie byśmy jak najprędzej stali się obiadem dla mięsożercy. Zupełnie jak w przypadku włośni. Toksokaroza jest bardzo niebezpieczną chorobą, trudną do zdiagnozowania i leczenia. Jej objawy nie są jednakowe w poszczególnych przypadkach i stadiach. Czasem objawiają się wysoką temperaturą, a czasem wysypką, lub atakiem astmy. Mogą też pojawić się napady drgawek, skurcze mięśni, bóle w obrębie jamy brzusznej i nudności. Jak już wspomniałem w poprzednim artykule, Skierniewiccy lekarze najczęściej rozpoznają w takich przypadkach niedobór magnezu, tzw jelitówkę, lub alergię o nieznanej przyczynie i zalecają poczekać, przeczekać lub kupić sobie w aptece magnez bez recepty. Ewentualnie zapisują najdroższy, nierefundowany przez NFZ antybiotyk lub homeopatyczne czary-mary.


Nie muszę chyba dodawać, że czary-mary i antybiotyki tylko poprawiają robalom samopoczucie. Toksokaroza (toxocara canis) oficjalnie w Skierniewicach nie występuje. Podobnie zresztą jak (toxocara cati) czyli zarażenie glistą kocią, chociaż kocie odchody można odkopać z każdej skierniewickiej piaskownicy, a jaja glisty psiej znajdziecie w 80% próbek ziemi pobranej z dowolnych miejsc na terenie miasta. Na własne oczy widziałem na jednym ze Skierniewickich osiedli, dzieci używające wygrzebanych z piaskownicy, kocich odchodów jako plasteliny.
Dobrze że nie gumy do żucia... Ludziki sobie lepiły.



Owsików też nie ma
Nie ma w Skierniewicach również glisty ludzkiej, ani nawet owsików. Co prawda w porównaniu do glisty psiej to miłe i przyjazne człowiekowi zwierzątka, ale na dłuższą metę męczące. Jedne pomagają mu wyregulować układ immunologiczny, ale w zamian wyjadają co lepsze kąski; drugie zapobiegają powstawaniu hemoroidów, ale powodują też, nie zawsze seksowne swędzenie w strefach erogennych. Oczywiście nie istnieją oficjalnie. Nieoficjalnie to ich obecność daje się wydedukować z zachowania i wyglądu mieszkańców. Ziemista, sugerująca niedożywienie cera w połączeniu z otyłością, a zwłaszcza wydatnym brzuchem, wskazuje na zarażenie pasożytem. Kto zaś uczestniczył w paradzie podczas Święta Krzaków i miał okazję obserwować trybunę (scenę), z pewnością zwrócił uwagę na charakterystyczne odruchy naszych VIP-ów. Chodzi o nerwowe, aczkolwiek dyskretne, często wręcz nieuświadomione poprawianie spodni od tyłu. Zaręczam, że większości skierniewickiej elity, o plebejuszach nawet nie wspominając, przydałby się drink z „pyrantelum”. To rodzaj trucizny na robaki, ale tylko te zamieszkujące przewód pokarmowy. Larw osiedlonych w mózgu i mięśniach nie da się tak prosto pozbyć. Niestety w skierniewickich aptekach nie ma nawet tego leku, ani żadnych innych. Kto nie wierzy niech sam popyta. Trzeba go sprowadzać na specjalne zamówienie. Oczywiście żaden lekarz w Skierniewicach wam takiej recepty nie wypisze. Dlaczego? Krótko mówiąc: z powodu syndromu stołówki. Na czym dokładnie polega syndrom stołówki - pewnie kiedyś napiszę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz