Skierniewicka Gazeta Podziemna nie uznaje tematów tabu, nie uczestniczy w towarzystwach wzajemnej adoracji, nie uznaje zobowiązań wobec żadnych koterii i lobby. SKCGP za cel stawia sobie pracę organiczną w interesie dobra wspólnego w skali lokalnej. Gazeta opiera się na uczciwości, bezinteresowności i dążeniu do prawdy siłami obywateli zwanych dziennikarzami społecznymi. Dziennikarzem takim może zostać każdy, kto potrafi napisać rzeczowy, zwięzły artykuł na poziomie przedwojennego maturzysty. Artykuł wystarczy wysłać e-mailem na adres redakcji: skcgp małpa op.pl Tekst musi być oryginalny i podpisany co najmniej nickiem, lub adresem e-mail. Redakcja nie ingeruje w teksty, nie koryguje błędów ortograficznych, nie uznaje zaświadczeń o dysleksji ani dysortografii. Warunek publikacji jest jeden. Piszemy o konkretnych sprawach lokalnych. Inaczej mówiąc nie interesują nas dywagacje ogólnoludzkie, ogólnoświatowe, ani nawet krajowe.

sobota, 21 czerwca 2014

Eksperyment myślowy, parkowy




Pewnego pięknego dnia, spacerując po naszym prymasowskim parku miałem okazję przyjrzeć się z bliska rozwiązaniom zastosowanym przy rewitalizacji substancji parkowej. Zaciekawiło mnie zwłaszcza krawędziowanie darniowych wycinanek w tak zwanym „Ogrodzie Pseudofrancuskim”. Otóż krawędzie rozgraniczające żwirkowe alejki od trawy wykonano tam z kilkunasto centymetrowych pasów blachy stalowej grubości jakieś 3 -5 mm, która oczywiście natychmiast zaczęła korodować. Sądząc z postępów korozji za 3 lata po blasze nie zostanie żaden ślad. A jak nie korozja zwiną je złomiarze. Ciekawe ile ton stali w ten sposób utopiono w realnym, księgowym, jak i przysłowiowym błocie? I czy w ogóle liczby te się ze sobą zgadzają? Drugą ciekawostką będzie zapewne sposób w jaki administrator parku zamierza oczyszczać te żwirkowe alejki z opadłych liści, papierków, gałązek oraz szkła z potłuczonych butelek? Które niestety już się tam pojawiło i ze żwirkiem przemieszało. Nie wspominając o trawie z koszenia trawników... Pęsetą - na kolanach? Zwłaszcza, że warstwa żwirku ma jakieś 5 cm i trzecia jego część już przeskoczyła na stronę trawiastą odsłaniając starożytny czarnoziem.





A co z zawilcami?

Drugą ciekawostką jest sposób wykonania trawników w miejscu dawnego poszycia parkowego. Abstrahując już od faktu, że naturalny kobierzec parkowy, bogaty w roślinność charakterystyczną dla warunków panujących w głębokim zacienieniu starodrzewu, zmieniający się dynamicznie zgodnie z naturalnymi cyklami i rytmami rozwojowymi poszczególnych gatunków, postanowiono zastąpić monokulturą pastewnego trawnika, raczej preferującego miejsca dobrze nasłonecznione. Skutkiem będzie mordęga personelu odpowiedzialnego za utrzymanie, albo powrót do warunków pierwotnych. Między innym zdecydowano się całkowicie wytępić zawilce i krokusy z których skierniewicki park był bardzo dumny i nawet trochę znany. Na spulchniony kultywatorem ugór wysypano po prostu nasiona traw, a resztę pozostawiono naturze. Zwłaszcza ptactwu. O konieczności zagęszczenia gruntu pod trawnik wałowaniem i systematycznym tępieniu chwastów jakoś żaden specjalista od systemu „Buduj i projektuj” nie pomyślał. I dlatego więcej już jest na tych trawnikach śladów ludzkich stóp zapadających się nawet do kilkunastu centymetrów poniżej poziomu terenu, niż pypci rachitycznej trawy ścigającej się o światło słońca z chwastem wszelakim. Wątpię żeby te trawniki kiedykolwiek wyrosły jak należy i żeby w ogóle dały się kosić. Rolnik któremu podzlecono tę fuchę zapewne trochę był opóźniony w odniesieniu do postępu wiedzy w dziedzinie uprawy zbóż i pastwisk, ale w zakresie „trawnikologii” z pewnością był zupełnie zielony. Zakładanie murawy nie jest wielką sztuką, ale jednak jakiejś wiedzy wymaga. Najlepiej po taką technologię udać się do mistrzów w tej dziedzinie, Anglików - lub ewentualnie za siatkowy płot do słynącego w całym świecie Skierniewickiego Instytutu Ogrodnictwa.

Świerczki z wyprzedaży

Na obszarze parku dokonano jakichś dziwnych nasadzeń. Najzabawniejszymi z nich są koślawe świerczki, które wydają się pochodzić wprost z bożonarodzeniowej wyprzedaży i nigdy już nie będą się nadawały na świąteczną choinkę. Jest to towar przebrany, wybrakowany, najczęściej uszkodzony mechanicznie i dotknięty chorobami. Wśród nich nie ma ani jednego drzewka, które miałoby charakterystyczny dla swego gatunku pokrój. Świerczki te powtykano w ziemię bez żadnego pomysłu, gdzie popadnie. Nie można się dopatrzyć w tym dziele żadnej kompozycji architektoniczno krajobrazowej, jakiegokolwiek planu, ani nawet elementarnej wiedzy ogrodniczej. Komiczne są również darniowe łaty w miejscach, w których w sposób naturalny trawa nigdy by nie wyrosła, i oczywiście rosnąć nie będzie - na przykład wzdłuż ofaszynowania rzeki. Po co komu te zielone paski, po których nie będzie śladu już w następnym sezonie, gdy na swe naturalne siedlisko wróci wykarczowana dziś doszczętnie, roślinność brzegowa?

 

Mógłbym jeszcze długo wymieniać rozmaite usterki, ale przejdźmy do kosztów

Weźmy na przykład nowo powstałe mostki... w stylu japońskim. Wszystkie trzy wykonane są podobno z bardzo drogiego cedru syberyjskiego i pięknie pomalowane. To ile taki jeden mostek może kosztować? 10 tysięcy? 20? Niech będzie że trzydzieści! Więcej to by już był jakiś wałek...
Mamy tych mostków razem 3. Trzy razy 30 to niech będzie że 100 tysięcy owe mostki kosztowały – te nowe. Remont starych mostków, na malowaniu głównie polegający, niech będzie, że dwa tysiące kosztował, niech pięć... Trzy wiadra farby trzeba było kupić to niech nawet będzie, że dziesięć... Do tego te betonowe atrapy łuków przyklejone do żelbetowej kładki prowadzącej od pałacu w stronę gdzie był dawniej ogród francuski a teraz jest jakaś nie warta więcej niż 5 tys wycinanka z darni - niech będzie że 20 tysięcy kosztują. Namęczyli się chłopy, żeby te atrapy łuczków przykleić to niech będzie że 40 tysięcy! No to mamy około 150 tysięcy. Do tego 30 tysięcy na ofaszynowanie brzegów Łupii. Z psu na budę potrzebnym darniowaniem niech będzie, że 50 tysięcy... No to mamy dwieście i drugie dwieście niech kosztuje altana pięknie wykonana w miejscu dawnej sceny. Niech 250! Za trzysta tysięcy to już przecież przyzwoity dom można postawić... Doliczmy do tego 5, może 10 tysięcy za rozbiórkę starej sceny.... Przyjmijmy też, że za zaoranie i zmiksowanie kultywatorem poszycia parkowego, łącznie z trzebieniem zawilców znajdujących się pod ochroną i posianiem trawy, rolnik polski zmotoryzowany dostał 2 tysiące od hektara. To ile tych hektarów zaorał? 20?
Acha - jeszcze wycinka drzew była! Śmiało możemy założyć jednak, że dobry gospodarz sfinansował wycinkę drzew ze środków uzyskanych ze sprzedaży opałówki. Przyjmijmy więc, że wydaliśmy już na remont parku pół miliona. Przyjmijmy że razem z wszystkim robotami ziemnymi będzie to milion. I drugi milion na szkic koncepcyjny pełniącą w naszym zamierzeniu obowiązki projektu. Co prawda taką koncepcję można uzyskać już za 30 tysięcy złotych, a właściwie takich koncepcji od razu pięćdziesiąt (!) – jak dowodzi tego niedawno rozstrzygnięty konkurs na projekt pawilonu Polskiego na Expo 2015, ale załóżmy że nasze władze najbardziej interesowała jakość wdrażanych rozwiązań i magia znanych nazwisk. W związku z powyższym postanowiły zainwestować w markę najlepszych architektów klasy światowej, takich jak np. sir Norman Forster, czy Frank O. Gehry. Myślę że za milion dałoby się od nich kupić nie tylko koncepcję ale i porządny dobrze przemyślany projekt, oczywiście z odręcznym autografem i okolicznościową dedykacją. A tu ani nazwiska, ani autografu, ani nawet okolicznościowej dedykacji. Oczywiście da się to „naprawić” kupując w internecie stosowny certyfikat, np. pt: „Mistrz rewitalizacji parkowej”, czy tam jaki kto sobie życzy.


Wróćmy jednak do kosztów

Wydaliśmy dopiero dwa miliony. Kolejne dwa wydajmy na alejki. Nie wiem ile naprawdę one mogły kosztować ale możemy śmiało przyjąć że 1m kwadratowy nawierzchni brukowej z kostki granitowej wraz z robocizną zmieści się w granicach 100 zł. Załóżmy, że elektryka też kosztowała milion. No to mamy już pięć milionów. 12-5=7. Wychodzi na to, że ogrodzenie parku kosztowało skierniewickiego podatnika aż 7 milionów! No ale jakby rzeczywiście tyle kosztowało to by filarki musiały być rzeźbione z karraryjskiego marmuru, a nie klejone ze styropianu. Przęsła zaś powinny być kute co najmniej z czystej miedzi...

2 komentarze:

  1. http://wyborcza.pl/1,91446,16107867,Polski_pawilon_na_EXPO_2015_bedzie_wygladal_jak_jablkowy.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dość że i tu lipa to jeszcze zamiast ,,Hopek'' postawią Biedronkę. Nic tylko uciekać do Anglii

    OdpowiedzUsuń