Tydzień po Skierniewickim Święcie Kwiatów Owoców i Warzyw, w
lokalnej prasie i na oficjalnych witrynach internetowych, pojawiły się
pozbawione jakiegokolwiek komentarza fotograficzne impresje. Nawet zdjęcia są
nieopisane. Na piśmie pojawiły się tylko sztampowe narzekania utrzymane w konwencji
dystansująco-moralizatorskiej, ograniczające się do dostrzeżenia nieporządku zastanego dnia
następnego na ulicach.
Eureka! A bo to wszędzie pełno tłuczonego szkła. Fuj!
Cuchnących odpadków żywnościowych, brudnych, plastikowych jednorazówek,
papierów, plam po rozlanych cieczach, bliżej nieokreślonych substancji stałych
pochodzenia organicznego, rozdeptanych wymiocin, dowodów nietrzymania moczu
przez niektórych uczestników itp.
Kto winowat!
Trochę mnie te naturalistyczne wyliczanki zdziwiły, trochę
rozbawiły. Nieporządek po ludowych festynach z udziałem tysięcy uczestników -
rzecz normalna. Nawet tam, gdzie władze wywiązują się na czas z umowy ze
straganiarzami i dostarczają im worków na odpadki.
Po masowych świętach wszędzie jest tak samo. Syf w Londynie,
Waszyngtonie, Berlinie i Neapolu niczym się nie różni. Różnice pojawiają się
później. Na przykład, u trzech pierwszych,
wyżej wymienionych, natychmiast po imprezie na teren wkraczają
wyspecjalizowane służby sprzątające i zanim wzejdzie słońce jest po problemie.
W Neapolu, Meksyku i Kalkucie nikt się takimi przyziemnymi sprawami nie
przejmuje, zdając się na samo-oczyszczające siły natury.
W Północnej Eurazji, do niedawna, trzeba było znaleźć
winnego i go po prostu rozstrzelać. U nas owszem, winnego się szuka, może nawet
gorliwiej niż u wschodnich sąsiadów, ale tylko w mediach i to tak, żeby broń
Boże nie złapać. No bo, jakby się złapało, to przecież trzeba by go było
ukarać. A to nie przystoi, zwłaszcza od kiedy Skierniewice weszły do Unii
Europejskiej. Zwłaszcza, jakby się okazało, że winny nie jest przysłowiowym
żulem, albo przyjezdnym chuliganem, tylko córeczką/synusiem tatusia. To by się
kłóciło z naszymi wysokimi standardami moralnymi, różniącymi nas od
prymitywnych Azjatów.
Gonić króliczka
Jejku jejku, co teraz będzie? Te plamy takie wredne i
niemożliwe do wywabienia. Normalnie zostaną nam na chodnikach i na honorze
przez cały rok, albo i dłużej! Przykładowo do następnej powodzi. A właściwie to
skąd wiadomo, że zostaną? A może jednak ktoś kompetentny sobie z nimi poradzi?
Może nie od razu przed wschodem słońca, jak na Zachodzie, ale za dzień, może
dwa...
Po co niepotrzebnie stresować mieszkańców? Zwłaszcza, że to
strachy na lachy. W końcu wszyscy oglądamy telewizję i dzięki niej dobrze
wiemy, jakie postępy poczyniła ludzkość ostatnimi czasy w dziedzinie wszelkiego
rodzaju wybielaczy i odplamiaczy. Na przykład takie „Ace”, albo „Wanish”, nie wspominając już o „Krecie”, niektórzy
mamy nawet w domu. Naprawdę potrafią one czynić cuda i to bez zamaczania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz