Tekstem pt: „Zaklinanie
rzeczywistości” z dnia 4 września 2014.r. pani redaktor naczelna
Głosu Beata Mały-Kaczanowska dowiodła, że troska o dobro wspólne
i dobrobyt naszej lokalnej społeczności leży jej na sercu bardziej
niż większości obywateli Skierniewic, a zwłaszcza temu
najznamienitszemu obywatelowi: prezydentowi Leszkowi Trębskiemu.
A
co ważniejsze udowodniła przy tej okazji, że posiada zgrabne i
całkiem ostre pióro, oraz wystarczająco wiele odwagi
cywilnej żeby go użyć w obronie znieważonej koleżanki
dziennikarki, oraz żeby wyżej wymienionemu publicznie wygarnąć
skandaliczne zaniedbania jakie w swoim raporcie wykryli i obnażyli
przedstawiciele firmy Curulis. Aż żal za serce chwyta, że owo
mięsożerne pióro tak rzadko pojawia się na łamach naszego
ulubionego tygodnika.
Tu przypomnijmy, że wspomniany raport
polegał na porównawczym zestawieniu konkretnych osiągnięć
materialnych polskich samorządów w tym i skierniewickiego, w
perspektywie czasowej właśnie mijającej kadencji.
„Wydając
oświadczenie na antenie samorządowego radia Leszek Trębski nie
pochylił się nad pozycją Skierniewic w tym rankingu, nie
analizował tych kilometrów gazociągów, wodociągów
i kanalizacji, rosnącej sieci dróg, przybywających lawinowo
miejsc pracy, coraz krótszych kolejek po zasiłek z pomocy
społecznej i strzelających w górę wskaźników
demograficznych. Nie. Pan prezydent postanowił zaklinać
rzeczywistość.” - skarży się retorycznie pani
Beata, bo przecież doskonale rozumie dlaczego pan Trębski dokonał
właśnie takiego wyboru.
Jeśli użyjemy trochę wyobraźni i
uda się nam przyjąć punkt widzenia pana prezydenta Leszka
Trębskiego to oczywistym stanie się, że w jego położeniu wdanie
się w zaproponowaną dyskusję równałoby się samobójstwu
nie tylko politycznemu. Już i tak jego sytuacja staje się nie do
pozazdroszczenia. Hity propagandowe, którymi zamierzał
błysnąć, olśnić i uwieść wyborców; puszczają właśnie
w szwach i sypią się jak stara tapeta. Z czego wniosek, że na
następną kadencję prezydentem zostanie raczej ktoś inny, a co
gorsza może nie udać się nawet próba załapania się na
radnego miejskiego... A to przecież jedyny sposób żeby
załatwić sobie minimum immunitetu chroniącego przynajmniej przed
rozwydrzoną gawiedzią, coraz bardziej przecież łaknącą
zlinczowania jakiegoś aferzysty. Więc po co w ogóle
dyskutować o pieprzonych kilometrach nieistniejącej gazówki?
Wydaje się, że pozostała już tylko ucieczka. Ale dokąd wiać?
Wszystkie stanowiska na łonie parlamentu europejskiego zostały już
przecież obsadzone. Może na zieloną Ukrainę? Ech... hej sokoły,
o-mi-jaj-cie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz