„W miniony
wtorek (5.03) starsza pani upadła, uszkodziła rękę. Ze złamaniem trafiła do
skierniewickiego szpitala. Tam zmarła ”
Takie
streszczenie znalazłem w Głosie z 14 marca 2013.r.
Kiedy tydzień temu rodzice 2,5 letniej Dominiki szukali
wśród praktykujących medycynę dyspozytorów karetek, winnych jej śmierci,
prorokowałem że wkrótce będziemy mogli usłyszeć więcej podobnych historii, gdyż
są one trwale wbudowane w nasz system opieki zdrowotnej. Dziś gazety rozpisują
się o przypadku 89-letniej kobiety, która straciła życie z powodu złamania
ręki. Nie z powodu urazu czaszki, ani ciężkiego zgniecenia klatki piersiowej,
lecz złamania ręki! Czy to jeszcze komuś wydaje się dziwne? Może gdyby nie
trafiła do żadnego szpitala dożyłaby setki? Być może przyszedł na nią czas i
zmarłaby nawet bez pomocy skierniewickiego szpitala? W akcie zgonu zapewne
wpisana zostanie ciężka niewydolność sercowa (potocznie zwana kurwicą),
spowodowana wielogodzinnym oczekiwaniem w kolejkach do wszystkiego. Do karetki,
która przewiezie na drugą stronę chodnika, do sali operacyjnej, która tak wiele
kosztowała, że nie wolno jej brudzić, do pielęgniarskiej, dodatkowo prywatnie
opłaconej opieki, do oddziału intensywnej terapii w celu ratowania życia.
Ta śmierć dała okazję do ujawnienia i zaprezentowania na
łamach prasy lokalnej kilku postaci będących filarami inkryminowanego systemu,
mającego w założeniu opiekować się naszym zdrowiem. Po zapoznaniu się z nimi na
łamach ostatniego Głosu, dochodzę do wniosku, że wszystkie te filary należałoby
natychmiast wywalić z roboty. Zaczynając od marszałka województwa łódzkiego,
pana Dariusza Klimczaka, odpowiedzialnego za służbę zdrowia w regionie. Za to,
że zwolnił z pracy dyrektora skierniewickiego szpitala i Stacji Ratownictwa
Medycznego bez podania sensownego powodu.
No bo co to są za powody!?
Cytuję: „dla dobra szpitala, jego imienia, by pacjenci mogli
się czuć bezpiecznie, by pracownicy mogli spokojnie pracować”. Równie dobrze
mógł jako przyczynę swojej decyzji podać że robi to:
„Za Stalina, za rodinu, za
wielikuju aktiabrskoju riewalucjiu”.
Zrozumiałbym, gdyby pani dyrektor Grażyna Królik została
wywalona za to, że przez wszystkie lata swojego dyrektorzenia, systemowo nie
skróciła czasu transportowania chorych z oddziału ortopedii na oddział
intensywnej terapii z 1,5 godziny do 1,5 minuty, albo za brak jednoznacznego
oznakowania czynnych wejść do szpitala, za to, że na terenie podległej jej
instytucji przymusza się chorych do zakupu rożnego rodzaju voodoo-gadżetów (w
tym przypadku kamizelki zwiększającej komfort dochodzenia do siebie), albo za
to że uważa, iż Skierniewice posiadają aż nadto karetek pogotowia. Ale żeby
zwalniać ją dla dobra szpitala i jego imienia, albo żeby pracownicy mogli
spokojniej spać? Po kilkunastu latach hołubienia i nagradzania? Ten Dariusz
jest nieodpowiedzialny! A w ogóle czy potrzebujemy takiego wicemarszałka w
Łodzi utrzymywać i opłacać? Nie lepiej też go zwolnić, jego stołek trwale
zlikwidować, a zaoszczędzone fundusze przeznaczyć na zakup w Chinach
specjalnych riksz do błyskawicznego przewożenia chorych pomiędzy szpitalnymi
oddziałami, nie tylko w Skierniewicach? No, ale tak rozumując to szybko
wyszlibyśmy poza tematykę lokalną i doszli do samego ministra zdrowia i sensu
jego istnienia. To, że jest nim akurat pan Arłukowicz Bartosz, nie ma
najmniejszego znaczenia.
A tak na marginesie to
Mam nadzieję, że pani redaktor Anna Wójcik-Brzezińska jednak
dopyta panią byłą dyrektor skierniewickiego szpitala o czym to konwersowała z
panem ministrem zdrowia, tuż przed zwolnieniem z pracy. Niech się nam tu, czyli
opinii publicznej, sianem nie wykręca. Już zżera mnie ciekawość. Ciekaw też
jestem czy świętej pamięci pani Barbara w końcu zdążyła się skusić na zakup cudownej
kamizelki, i czy ten ktoś, kto nimi handluje, też jest jednym z filarów
systemu?
List otwarty do Ministra
Zdrowia
Za najgroźniejsze dla życia i zdrowia Skierniewiczan
wydarzenie minionego tygodnia uznaję jednak list otwarty autorstwa doktora
Tomasza J. Michalaka, opublikowany w Głosie przy okazji doniesień o kolejnej
ofierze zbiurokratyzowanego systemu opieki zdrowotnej. Przeczytałem go kilka
razy, chociaż już przy pierwszym kontakcie uznałem za filuterny bełkot, mający
na celu jedynie zwrócenie na siebie uwagi pana ministra. Cóż, zwolniło się
kilka ciekawych stołków w okolicy, więc trzeba się zaprezentować, pokazać że
się jest, że jest się lepszym od innych, krzepkim, tryskającym energią,
testosteronem i helikopterowymi pomysłami, oraz posiadającym wieloletnie
doświadczenie w branży, jak i cenną znajomość topografii terenu. Innymi słowy,
jest się świetnym kandydatem do obsadzenia każdego z powstałych wakatów,
dającym gwarancję, że nic się w systemie nie zmieni, a jeśli nawet to raczej w
kierunku wzmocnienia drogocennego, pierdzistołkowego, państwowo-etatystycznego
jego charakteru.
O humanitarną eutanazję
Na zakończenie życzyłbym sobie i czytelnikom, żeby lokalna
prasa nie porzucała tak ważnego tematu, do czasu kolejnej tragedii. Żeby
przypominała nam o nim. Niech systematycznie prezentuje na swych łamach filary
naszego nieuleczalnie chorego systemu opieki zdrowotnej. A przynajmniej niech
wskazuje te najważniejsze, których likwidacja da gwarancję skutecznej i
humanitarnej jego eutanazji. Prosiłbym również, żeby dziennikarze nie
upiększali wizerunku tegoż systemu wygładzaniem idiotyzmów wygłaszanych
publicznie przez jego filary. Pozwalajcie im do woli pleść bzdury, a potem, po
prostu uczciwie je publikujcie. Niech prawda nas wyzwoli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz