„Usłyszałyśmy:
idźcie do prezydenta się awanturować. Ale do ratusza ciężko się
dostać, od miesięcy próbują bezskutecznie umówić
się na spotkanie. Nie chcą o sobie usłyszeć, że są
roszczeniowe. Tyle, że tracą cierpliwość. - Przyjdzie dzień, gdy
przestaniemy prosić - mówią. Zapowiadają: pójdziemy
do ratusza. Skoro można zamieszkać w sejmie, prosząc rządzących
o pomoc, czemu urząd miasta w Skierniewicach miałby być gorszym
miejscem, a protest kilkunastu matek mniej skuteczny?”
„Przez
ostatnie lata przygotowywani byli do podjęcia pracy, znalezienia się
na rynku. Co do tego że którykolwiek z tych absolwentów
znajdzie zatrudnienie, nikt nie ma złudzeń. Matki niepełnosprawnych
intelektualnie walczą, by ich dzieci nie pozostały na marginesie
społeczeństwa. Przypominając o istnieniu tych, o których
system pamiętać nie chce.”
„- Zdaję sobie
sprawę z tego, że to dramat tych rodzin, które muszą
walczyć o miejsce w społeczeństwie dla swoich dzieci. Staramy się
działać w każdej podobnej sytuacji – Janina Wawrzyniak, dyrektor
MOPR w Skierniewicach mówi o narastającym problemie
dorosłych, niesamodzielnych osób niepełnosprawnych, ich
opiekunów.”
„mama
bezskutecznie próbuje swoimi problemami zainteresować władze
miasta. Do dziś nie udało jej się umówić na rozmowę z
prezydentem miasta. Rozmawiała z jednym z radnych, w najbliższych
dniach naświetli swój problem”
Anna Wójcik
Brzezińska art. pt: „Od nieba, po samo piekło” (,,Głos
Skierniewic i Okolicy’’ z 18 września
2014.)
Po przeczytaniu artykułu „Od nieba,
po samo piekło”, którego fragmenty przytaczam powyżej,
jako pierwsza zaświtała mi myśl, że tym razem to już godzi się
wziąć w obronę prezydenta Leszka Trębskiego. Dość tego! Na
każdym kroku zarzuca się temu człowiekowi, że nie ma czasu dla
swoich obywateli. A skąd ma go niby brać? Gdzież jest to źródło
czasu niewyczerpane? Złośliwcy z przekąsem rozpowszechniają w
mieście legendy, że na „audiencję” u prezydenta trzeba czekać
miesiącami, że jak już petent się do niego dopcha, to może
liczyć co najwyżej na to, że jak jednym uchem wpuści to drugim
wypuści...
Do jasnej Anielki, ludzie! Przecież
prezydent jest tylko człowiekiem! Opamiętajcie się! A czas to nie
guma, wszystkim nam go brakuje... Prezydent, jak każdy obywatel,
potrzebuje czasem przerwę sobie zrobić by odpocząć, by coś
zjeść, wypić, wyskoczyć na przysłowiowe „siku”, a przede
wszystkim wyspać się! O uzdrowisku pośnić...
I nie zapominajmy też, że jego
obowiązkiem najważniejszym jest czynić honory domu. Godnie nas
mieszkańców reprezentować czyli... znamienitych VIP-ów
objazdowych obściskiwać w naszym imieniu... i takie tam.
Jak mu jeden przez drugiego będziemy
co chwila zawracać gitarę swoimi (zawsze przecież najważniejszymi
na świecie!) problemami to w końcu mózg mu się zagotuje i
dopiero będzie klops. Nie tędy droga panowie! Oraz szanowne panie z
licznych stowarzyszeń, zwłaszcza emeryckich. Oprócz Leszka
Trębskiego w urzędzie zatrudniona jest przecież cała rzesza
fachowców, nawet lepiej od niego wykwalifikowanych i
wyspecjalizowanych w swoich wąskich dziedzinach. I to właśnie oni
mają w zakresie obowiązków zajmowanie się rozwiązywaniem
większości, w końcu nie aż tak skomplikowanych spraw. Nie
oszukujmy się - całkiem banalnych jak się im dokładniej
przyjrzeć. A jak nie dają sobie rady to winni podać się do
dymisji. Uczciwemu urzędnikowi nie przystoi przecież brać od
podatników wynagrodzenia za nic.
MOPR „ zdaje sobie
sprawę „ i „stara się działać”
Każde dziecko w mieście wie, że od
pomagania rodzinom jest MOPR, czyli ośrodek pomocy rodzinie.
RODZINIE!!! POMOCY!!! Czyli pani Janina Wawrzyniak we własnej
osobie. Nie sama oczywiście, ale mająca pod sobą ok. 60 gotowych
do boju szabel (w porównaniu do efektów ich pracy, moim
zdaniem trzy razy za dużo), która w tej sytuacji winna z
uśmiechem empatii zaserwować rodzicom upośledzonych
Skierniewiczan, oraz wspierającej ich dziennikarce, całą paletę
wypraktykowanych przez lata rozwiązań. Nie koniecznie osobiście
wypraktykowanych. Podobne doświadczenia ma (miało?) przecież każde
miasto w UE i żaden problem poszukać potrzebnej wiedzy, kontakty
nawiązać, poguglać... A ona co? Zapodaje dziennikarce pustawe
formułki o „dramacie rodzin”, albo „narastającym problemie”
po czym „zdaje sobie sprawę” i znika ze szpalt naszego
ulubionego tygodnika - wicie, rozumicie... jakby się właśnie ze
snu zimowego obudziła i natychmiast z powrotem weń zapadła. A
przecież to ona, a nie styrane matki, jest od tego, żeby dobijać
się do prezydenta o audiencje, korytarze ratuszowe szlifować, a
jak potrzeba to nawet położyć się „rejtanem” w jednym z nich,
wzorem (wyżej zacytowanych) desperatów okupujących sejm.
A swoją drogą, ciekawe od kogo te
biedne matki usłyszały radę, żeby: „iść się awanturować do
prezydenta”?
Druga myśl
Jak już się głębiej w poruszony
temat wbiłem, to ze zdziwieniem sobie uświadamiam, że wcale nie ma
co aż tak żałować prezydenta Leszka Trębskiego. W końcu to jego
menadżerska głowa w tym, żeby dobrać sobie takich podwładnych,
którzy będą zmniejszać, a nie zwiększać strumień popytu
ludności tubylczej na nachodzenie prezydenckiego gabinetu z coraz to
bardziej banalnymi problemikami. Jest oczywistym, że gdyby podlegli
prezydentowi urzędnicy prawidłowo wykonywali swoje obowiązki to
mało kto by w mieście biadolił na trudnodostępność prezydenta.
A przynajmniej nikt nie skarżyłby się na „narastający problem
dorosłych, niesamodzielnych osób umysłowo
niepełnosprawnych”- bo by ten problem dawno został rozwiązany w
sposób cywilizowany. Na przykład poprzez zatrudnienie, tych
tak bardzo dotkniętych przez los, ludzi jako wolontariuszy przy
pielęgnacji miejskiego parku. W końcu nie chodzi o zapewnienie im
chleba powszedniego, bo na to dostają rentę inwalidzką, lecz o
społecznie użyteczną integrację. Myślę że świetnie by się
oni sprawdzili przy utrzymywaniu w nieskazitelnej postaci geometrii
ogrodu francuskiego, oraz przy kształtowaniu malowniczości na
przykład ogrodu japońskiego. Robota to twórcza, elastyczna,
zdrowa, prosta i satysfakcjonująca zarazem; nie nużąca, na łonie
natury się odbywająca przeważnie, a co najważniejsze dająca się
świetnie aranżować w grupach terapeutycznego wsparcia. Do tego
oczywiście potrzeba byłoby zatrudnić co najmniej jednego
wykwalifikowanego mistrza sztuki ogrodniczej, ma się rozumieć ze
zdroworozsądkowym przygotowaniem psychologiczno-pedagogicznym oraz
wyobraźnią, który przyuczałby i nadzorował zajęcia
niepełnosprawnych umysłowo Skierniewiczan.
Prawda, że o tym należało pomyśleć
już rok temu, albo jeszcze wcześniej, kiedy zapadała decyzja o
rozpoczęciu rewitalizacji parku - ale przecież nic straconego,
pomysł ten można zacząć realizować od zaraz. Projekt unijny
napisać... Że co? Że niby nie ma na to funduszy? Proszę was
bądźcie na litość boską poważni!
Zamiast hipokryzji
Może raczej zajmijmy się prawdziwymi
problemami. Czy ktoś zadał sobie w ogóle pytanie dlaczego
pani Janina Wawrzyniak nazwała poruszony tu problem „narastającym”?
Czyżby w Skierniewicach wcześniej nie rodziły się dzieci
niepełnosprawne? Czyżby się rodziły, ale nie dorastały? Bzdura.
Czyżby w dzisiejszych czasach, pomimo ujemnych wskaźników
demograficznych, rósł wśród Skierniewiczan procent
dzieci umysłowo upośledzonych? Groza! Ale jakoś nie chce mi się
wierzyć w takie banialuki. Bo niby z jakiej przyczyny? Środowisko
mamy wyjątkowo czyste, ekologiczne, wręcz uzdrowiskowe.
U-Z-D-R-O-W-I-S-K-O-W-E. Żywność a zwłaszcza warzywa i owoce
obecne na naszym rynku od lat spełniają nie tylko surowe standardy
europejskie, ale nawet wydumane wymogi rosyjskich pograniczników,
a nasze mięso i nabiał to prawdziwe światowe hity. Nie ma w
pobliżu toksycznego przemysłu, ani elektrowni atomowej, ani nawet
leja po nuklearnym wybuchu jeszcze nie ma. Wytłumaczenie więc
„narastającego problemu”,
wspomnianego przez panią Wawrzyniak, chyba najłatwiej i najprościej
można odnaleźć w naturalnie „narastającej” (zgodnie z prawami
Parkinsona) niekompetencji urzędników. A jak powszechnie
wiadomo lekarstwem na tę przypadłość wielce wstydliwą i
dokuczliwą jest skuteczna kontrola społeczna praworządności i
samorządowych finansów. Jak tego dokonać? O! To już pytanie
do kandydatów na prezydenta i radnych rady miejskiej. No i tak
się szczęśliwie akurat składa, że z okazji zbliżającego się
listopadowego terminu wyborów samorządowych, owi kandydaci
sami się do nas wyborców zgłaszają i proszą, wręcz
błagają, żeby ich porządnie przeegzaminować.
Trochę za dużo tu wykrzykników jak na mój gust.
OdpowiedzUsuńW skierniewickim parku nie ma ogrodu japońskiego, ani nawet francuskiego :)
Pani J. Wawrzyniak to ciekawa postać, można by o niej więcej napisać.
Zapomniał Pan wśród rozlicznych obowiązków Pana Prezydenta wymienić jednego z najważniejszych - OBFOTOGRAFOWYWANIE SIĘ we wszystkich miejscach tego wartych.
OdpowiedzUsuń