„Chodzi o to by panowie poznali pracę w innych oddziałach, zapoznali się
z praktykami wypracowanymi w innych placówkach”
Beata
Aszkielaniec rzecznik prasowy NFZ w Łodzi
W poprzednim felietonie apelowałem by dziennikarze za szybko
nie porzucali tematu, który wypłynął przy okazji niedawnych, śmiertelnych
skandali w skierniewickim szpitalu. Tematu tak ważnego, jak sprawność systemu
opieki zdrowotnej, za którego usługi obywatele już przecież zapłacili. By
dziennikarze pozwolili „filarom” tego systemu opowiadać dowolne bzdury, a potem
tylko je publikowali. Rzetelnie bez upiększania. I oto wypada mi podziękować
pani red. Annie Wójcik Brzezińskiej za uszanowanie mojego apelu. W Głosie z 21
marca przytacza ona wypowiedź pani Beaty Aszkielaniec - rzecznik prasowej NFZ w
Łodzi - o głębokim sensie dokonania, akurat teraz, roszady obsady na kilku
„kapitańskich mostkach” w lokalnym Systemie. Otóż kierownik NFZ Jacek
Kaniewski ze Skierniewic właśnie został oddelegowany do
pracy w Piotrkowie, a jego odpowiednika z Piotrkowa, Artura Olsińskiego,
przeflancowano do Skierniewic. Roszada ta nie ma, wg. zapewnień pani rzecznik,
żadnego związku z nagłośnionym w krajowych mediach faktem, skandalicznego
wzrostu śmiertelności wśród pacjentów skierniewickiego szpitala, ponieważ była
już wcześniej zaplanowana. Być może pani Aszkielaniec nie kłamie, być może
„wcześniejsze zaplanowanie” to dla niej wystarczająco przekonywujący dowód. Dziennikarz i tak nie
był w stanie sprawdzić, albo nie uznał tego za wystarczająco ważne. My dociekać
nie mamy potrzeby. Wiadomość o samej
roszadzie, jej okoliczności, jak i forma zakomunikowania, dość już nam mówi o
naturze opiekującego się naszym zdrowiem systemu.
Kto gra w szachy wie
Roszada to trik taktyczny polegający na podstawieniu mniej
wartościowego pionka w miejsce cennej dla gry figury, której pozycja akurat
została zagrożona, zwykle śmiertelnie. Kto z kim tu pogrywa? W szachach prawo
do skorzystania z przywileju roszady przysługuje wyłącznie królowi. Nie wiem
jakie obowiązują reguły wewnątrz struktur systemu NFZ, ale z faktu, że operacja
„roszada” zawsze wiąże się ze znacznym wysiłkiem, kosztami i ryzykiem
publicznej kompromitacji, nie jest to narzędzie dostępne dla każdego i w
każdych okolicznościach, ergo pan Kaniewski musi być kimś cennym dla systemu.
Pani rzecznik NFZ przekonuje nas, że nie ma niczego
nagannego w ewakuacji z tonącego okrętu, w pierwszej kolejności kapitana. Pal
licho kobiety dzieci i staruszki ze złamaną ręką. Mnie to nie dziwi, gdyż na
tym właśnie polega praca rzecznika prasowego. Po to systemy (mające odpowiednie
środki i coś na sumieniu) zatrudniają propagandzistów. W końcu ktoś musi
fachowo wprowadzać w błąd natrętnych dziennikarzy, a za ich pośrednictwem
opinię publiczną, czyli nas. Gdyby System nie miał nic do ukrycia nie
potrzebowałby tworzyć posady zawodowego krętacza. Po prostu mówiłby prawdę. A
prawda jest prosta i tania, jej mówienie nie wymaga specjalnych kwalifikacji.
Jak głosi Pismo Święte: „mowa wasza
będzie tak tak, nie nie, a wszystko co poza tym, kłamstwem jest”.
Witajcie w polu
Dlaczego zatrudnia się rzeczników za nasze składki? Po
pierwsze dlatego, że lepiej zatrudnić za cudze niż za swoje, po drugie innych
pieniędzy nie ma. Cóż, na pewno da się jakoś wykazać, że i te wydatki są
niezbędne dla naszego zdrowia...
Jest wysoce prawdopodobne, że inkryminowaną roszadę zrobiono
po to aby dziennikarzy, a za ich pośrednictwem nas wszystkich, w pole
wyprowadzić jeszcze skuteczniej. No bo wyobraźmy sobie, że do kierownictwa NFZ odpowiedzialnego za
finansowanie głupoty w skierniewickim szpitalu zgłosi się jakiś natrętny
członek rodziny któregoś z „przypadkowo uśmierconych”, albo dajmy na to
reporter prasowy. Wówczas zamiast zadręczać kłopotliwymi pytaniami pana Janusza
Kaniewskiego i narażać go na nieuważne chlapnięcie czegoś kompromitującego dla
siebie, lub co gorsza dla całego systemu, dowie się, że akurat tymczasowo (a
ku, ku) zastępuje go Artur Olsiński z Piotrkowa, który oczywiście nic nie wie i
za nic nie odpowiada bo właśnie przyjechał się szkolić. Wówczas naszemu
dziennikarzynie pozostanie tylko wycieczka do Piotrkowa gdzie pan Kaniewski w
pocie czoła, akurat też się szkoli i wymienia doświadczenia. Tam na pewno go
nie zastanie, albo dowie się, że bez właściwych dokumentów, które pozostały w
Skierniewicach, niewiele może on sobie przypomnieć.
Czy ktoś z nas robi durnia?
Oczywiście. Dlaczego? Bo pozwalamy na to. Czy mogę to
wyłożyć jaśniej? Proszę bardzo.
Gdyby po serii wołających o pomstę do nieba śmierci, na
terenie skierniewickiego szpitala, w prasie ukazała się informacja, że szef
skierniewickiego NFZ pan Jacek Kaniowski odwołał (przełożył na spokojniejsze
czasy) „zaplanowane wcześniej” szkolenia i wymianę doświadczeń z Piotrkowem, bo
jako kapitan tonącego okrętu, czuje się w moralnym obowiązku osobiście stawić
czoła okolicznościom, to było by w miarę normalnie i można by przypuszczać że
stanowisko, które piastuje jest do czegoś społeczeństwu potrzebne. Albo
przynajmniej że facet ma jaja. Roszada natomiast dowodzi nam niezbicie, że
stołek ten można zlikwidować bez żadnej szkody dla naszego zdrowia. A przy
okazji również odpowiadający mu stołek w Piotrkowie i wszystkie tego typu
synekury w kraju. Bez względu na to kto akurat na nich marnuje swój czas i
nasze pieniądze. Dlaczego wciąż utrzymujemy wszystkie te posadki? Dlaczego
odejmujemy od ust naszym dzieciom i pokornie płacimy haracze? Czy ktoś nas do
tego zmusza? Za zaoszczędzone na nich nasze składki można by przecież kupić
całą masę specjalistycznych riksz skracających czas transportu chorych pomiędzy
szpitalnymi oddziałami z 1,5 godziny do 1,5 minuty. Albo na przykład wesprzeć
Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz