Albo, alboo...
Spodziewałem się więc, że w Skierniewicach wybuchnie afera. Nie wiem... że jeżeli ludzie nie zawloką zbójów prosto do prokuratora, na taczkach ich mu nie podadzą, to może chociaż w następnym numerze Głosu redakcja opublikuje obszerne sprostowania i wyjaśnienia autorstwa czcigodnych panów Leszka Trębskiego i Mariana Sarniaka. Na przykład żądające przeprosin i dowodzące, że ich dobre imię zostało zbezczeszczone publicznie bezpodstawnymi pomówieniami. A autorka inkryminowanych insynuacji, pani Anna Wójcik-Brzezińska oczywiście będzie aresztowana. A tu nic – cisza, żadne sprostowania do redakcji nie spłynęły. W następnych numerach znów jak nie „O Parku” to „O Uzdrowisku”. A Anna Wójcik-Brzezińska chodzi sobie jak gdyby nigdy nic na wolności i pewnie zbiera informacje do dalszego ciągu tej krew mrożącej w żyłach historii. Tylko, że od tej pory szerzą się po mieście pogłoski o grasujących bezkarnie hienach cmentarnych na „skierniewickim komunalnym” i nie tylko... Wielce szkodliwe pogłoski zwłaszcza dla szykującego się na następną kadencję Leszka Trębskiego. Karmią się tymi plotami i straszą na wzajem już nie tylko emeryci na rytualnych spacerkach z pieskiem, ale nawet małe dzieci w piaskownicach.A więc to wszystko prawda?
Zaraz prawda... Chcącemu nie dzieje się przecież krzywda. Skoro dorośli, na umyśle zdrowi Skierniewiczanie przychodzą i chcą dobrowolnie oddać swoje pieniążki spółce ARS, czy tam bezpośrednio panu Sarniakowi, to przecież nie wypada ich nie przyjąć. Nawet jeśli nie wiadomo za co to i po co, bo jest burdel w papierach. Zresztą takie praktyki są normalne we wszystkich skierniewickich komunalkach. Jak to się mówi: „Biznes is biznes”. Jeśli potem któryś darczyńca na przykład się rozmyślił i zażądał zwrotu 450 złotych, czy tam ile zapłacił, jeżeli zapłacił, to oczywiście pan Sarniak na pewno nie robił problemów, na pewno pieniądze już dawno oddał co do grosika. No chyba, że darczyńca też ma burdel w papierach, czyli nie ma rachunku, ani nawet paragonu, albo nie daj Boże, zgubił umowę zawartą przed 1996 rokiem. A więc w starych dobrych czasach kiedy to jeszcze wszystkie umowy gwarantowały nieboszczykom 50 lat spokoju.Burdel to on ma na pewno, i sklerozę... - bo inaczej przecież by nie przychodził i tak gorliwie tych marnych groszy nie płacił.
Burdel is biznes a nie wieczne odpoczywanie
Wszystkim się wydaje, że jak już ktoś dorobi się burdelu to pieniążki same mu się będą pchać do kieszeni, ale to nie prawda jest - jak widać na przykładzie pani Bożeny, bohaterki artykułu Anny Wójcik-Brzezińskiej. W burdelu też trzeba się napracować żeby zarobić na przysłowiowy kieliszeczek chleba ze śledzikiem. Jedna groźna tablica przy wejściu do cmentarza, choćby najczarniejsza, sprawy przecież nie załatwi. Trzeba mieć jeszcze władzę żeby treść tablicy uwiarygodnić, albo przynajmniej władzy tej ciche poparcie. Zresztą treści czarnej tablicy nie należy brać aż tak dosłownie. Pan Sarniak też przecież jest człowiekiem i nigdy by ot tak sobie z grobu nikogo nie wykopał. Na śmietnik nie wyrzucił... Zwłaszcza jeśli nieboszczyk ma wszystko jak należy opłacone i zaklepane. Zwłaszcza przed 1996 rokiem na lat 50.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz