Czytelnik skierniewickiej prasy lokalnej zgodzi się ze mną, że panuje w niej nuda. Nuda raczej nie wynikająca z niedostatku tematów. Tematów, czasem wręcz elektryzujących, w mieście nie brakuje. Wystarczy posłuchać o czym szepczą ludzie. Tyle, że nikt nie słucha takich i nie zamieszcza na łamach tygodników.Talentów dziennikarskich też nie brakuje w mieście. Na przykład panna Chmielewska ambitnie tropiąca w „Twójkurierze” złodziei co ukradli Warszawie Pałac Namiestnikowski. Się w człowieku serce raduje widząc jej bezkopromisowość, odwagę i zdecydowanie. Aż strach pomyśleć co się stanie kiedy weźmie się Ona za jakąś aferę skierniewicką, rodzimą. Oczywiście jeśli takowa (tfu tfu) się zdarzy...
Ale wracajmy do meritum
Czyli do nudy.
Nuda w skierniewickiej prasie jest oficjalna, ogólnikowa, schematyczna, drętwa, wywodząca się z jakiejś politycznie, poprawnie kisielowatej konwencji, której siła i trwałość jest co najmniej zastanawiająca. Można by pomyśleć, że to z powodu zwykłego rozleniwienia wynikającego z braku konkurencji. No, ale jak może nie być konkurencji na rynku, o który walczą co najmniej trzy redakcje? A może taki dziwny ten rynek? Niewiele wymagający, wytresowany w parafiaństwie tak, aby bez względu na jakość kazania, każdego tygodnia wydawać posłusznie 2 do 4 zł na prasę, jak na tacę i dowiadywać się w zamian, jak to pan prezydent wziął udział w kolejnej uroczystości. Czasem wziął udział w towarzystwie wice lub wice wice. Pewnie dla urozmaicenia.
No nudno.
Nudno, kiedy jedna trzecia objętości pism lokalnych przypomina szkolną gazetkę. A gazetka przypomina laurkę na cześć pani dyrektor, lub (co gorsze) całości ciała pedagogicznego.
Przyjął się w Skierniewickiej prasie schemat, że nawet najnudniejsze wydarzenie (pstryk) należy udokumentować zdjęciami. Oczywiście nudnymi. Bo jak czasem wympsknie się jakieś mniej nudne to rozdzwaniają się telefony... Ma być jak w TVP: uścisk dłoni, najlepiej na tle kwiatów, dzieci lub kombatantów, czasem uśmiech, czasem w zależności od ciężaru gatunkowego, marsowe, pełne troski oblicze.
Panta rei
Żeby nudna informacja była pełna, zawsze musi pojawić się jakiś banalny cytacik, na dowód, że władza miała coś do powiedzenia. Czasem dziennikarz pozwala sobie na coś niby, że przytyk w nos dygnitarza (prztyczek raczej), żeby było alibi, że prasa jest niezależna, że krytyczna i czujna. Na przykład, że nasz pupil wstydliwie poprawił sobie spodnie, kiedy myślał, że nikt nie patrzy. Fajno jest, czas sobie płynie z wydania na wydanie i tylko dziw bierze, że to wszystko wciąż się kręci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz