1. „W przyszłym roku ma
ruszyć rewitalizacja skierniewickiego zalewu; już teraz w kilku miejscach
nabrzeżne skarpy grożą osunięciem”
2. „Kilka milionów złotych
to według ostrożnych, wstępnych szacunków koszt rewitalizacji zalewu Zadębie w
Skierniewicach - [...] Informuje Tomasz Przybysz, prezes OSiR „Nawa”
Skierniewice, zarządca akwenu. A inwestycja wydaje się konieczna m.in. z uwagi
na groźbę osunięcia się nabrzeżnych skarp.”
3. „Ale prace, oprócz umocnienia
brzegów, miałyby objąć również zaporę i wyczyszczenie (odmulenie) dna całego
zalewu, oraz wymianę desek pomostów na plastikowe (obecne drewniane wymagają
wymiany co rok)”
4. „W miejscu gdzie Łupia
wpada do zalewu miałby powstać specjalny próg, zatrzymujący muł nanoszony
nurtem rzeki”
5. „Sama inwestycja
miałaby ruszyć w przyszłym roku. Jednak ze względu na skalę koniecznych do
wykonania prac, nie da się jej ukończyć w rok”
Głos z 31.10.2013.r.
artykuł kogoś kto się podpisuje „mar” pt: „Zalew do remontu”
Ostatnimi czasy Skierniewice przeżywają zalew rewitalizacji.
I to przeprowadzanych systemem „Najpierw zrób potem myśl” (pisałem szerzej o
tym oryginalnym wynalazku skierniewickim w felietonie pt:
Skierniewice pięknieją dzięki
systemowi „Buduj i Projektuj”). Ratusz właśnie w tym systemie
rewitalizuje park. Wcześniej zrobił „rewitalizację” targowiska i już czyni
przygotowania do rewitalizacji uzdrowiska. Wygląda na to, że w te modne trendy
postanowił wpisać się również OSiR i też utłuc
(ad.2) parę
budżetowych groszy na jakiejś rewitalizacji - na przykład zalewu „Zadębie”.
Wszystkie te inwestycje mają charakterystyczne cechy wspólne. Po pierwsze:
oficjalnie przemawiają za nimi przesłanki demagogiczne – to znaczy takie w
które ich głosiciele raczej sami nie wierzą. Po drugie: zakres inwestycji
zazwyczaj jest mało korzystny dla interesu społecznego i zwykle ogranicza się
do prac mających charakter doraźny, koniecznie kapitało i materiałochłonny. Po
trzecie: preferuje się tzw. „przerób” i to ten najprymitywniejszy, z natury
najbardziej nadający się do zawyżania kosztów. Po czwarte: tego typu
rewitalizacje przeważnie nie rozwiązują żadnego społecznego problemu. Po piąte:
za to generują nowe, jak na przykład likwidacja ruchu rowerowego z Widoku,
przez park do centrum i likwidacja skrótu komunikacyjnego po godzinie 20-tej w
ogóle. Po szóste: preferowane są koszty, po zakończeniu robót prawie niemożliwe
do rzetelnego oszacowania, zwłaszcza dla kogoś komu na tym w ogóle nie zależy.
Na przykład tzw: „odmulanie dna”. Po siódme: nie poszukuje się nowych pomysłów,
twórczych rozwiązań tworzących nową jakość i poszerzających istniejące
możliwości. Na przykład: kładka dla pieszych i rowerów w najwęższym miejscu
zalewu, jako skrót komunikacyjny z miasta do kąpieliska i jednocześnie nowy
pomost (molo). Po ósme: unika się jak ognia udziału opinii publicznej na etapie
poszukiwania pomysłów, oceny koncepcji, porównywania kosztów poszczególnych
rozwiązań itd.
Problemy które OSiR widzi
1. Osuwające się
skarpy – Skarpy zalewu nie osuwają się aż tak bardzo żeby natychmiast bić
na alarm i wywoływać zbiorową histerię. Można ten proces szybko i radykalnie
spowolnić na przykład ograniczając prędkość motorówek. Jest dużo czasu - temat
można spokojnie przedyskutować na forum publicznym, dziesięć razy przemyśleć i
przede wszystkim zorganizować konkurs na najlepsze rozwiązania problemu.
Osuwanie się skarp ma miejsce głównie z powodu błędów w poprzednim projekcie i
od samego początku stopniowo narasta. Powinna wyniknąć z tego jakaś nauka, a
wygląda na to, że jak zwykle w Skierniewicach nie wyniknie. Takie błędy
najczęściej powstają z powodu arogancji władzy, która z jednej strony ma dostęp
do zbyt łatwych pieniędzy, a z drugiej boi się kompromitacji w publicznej
dyskusji na temat poprawy efektywności projektowanych rozwiązań i ich kosztów.
U zarania inwestycji zaprojektowano i wykonano zbyt ostre spadki skarp dla
użytego gruntu i w ogóle nie pomyślano o ich prawidłowym odwodnieniu. Ponadto
obsadzono te skarpy nieodpowiednią zielenią, która na dodatek jest niewłaściwie
pielęgnowana. Styku lustra wody ze skarpą nie ofaszynowano, a jeśli nawet
faszynowanie wykonano, to zaniedbano jego bieżącej (taniej!!!) konserwacji
dzięki czemu dziś nie ma po nim śladu. A przecież część pracowników OSiR-u w
sezonie, zamiast wałkonić się godzinami na oczach zgorszonej publiczności,
mogłaby kroczek po kroczku takie ofaszynowanie odtwarzać i to bez milionowych
nakładów – nieomal w ramach aktywnego relaksu i kosztów już ponoszonych.
Nie
wykonano wzdłuż brzegów ekologicznej opaski dla roślinności strefy pośredniej
(trzcina, pałka wodna, tatarak) która ma za zadanie buforowanie pływów,
wzmacnianie brzegów i przybrzeżnej płycizny gęstym systemem korzeni. Przez cały
letni sezon skarpy zalewu są nieustannie podmywane przez fale wzbudzane przez
motorówki, którymi pracownicy i przyjaciele OSiR-u kłują zwykłych obywateli w
oczy szpanerstwem, przywilejem „wożenia się”, ścigania i relaksowania na
nartach wodnych.
(ad.1) Na
wysokości kasyna skarpa osuwa się głównie z powodów kiepskiego obetonowania i
złego odwodnienia gruntów leżących jednak już poza terenem zalewu i poza
jurysdykcją OSiR-u.
2. Muł na dnie –
Zamulenie dna zalewu tylko w niewielkim procencie zależy od materii niesionej
przez rzekę Łupię. Rzeka Łupia jeśli niesie jakiekolwiek substancje muliste to
zostawia je trzy kilometry wyżej przed tamą w Strobowie. Specjalny próg
zatrzymujący piasek raczej, a nie muł oczywiście nie zawadzi, ale nie jest to
problem zbyt istotny. Jak znam życie wykona się go źle, brzydko (żeby nie
powiedzieć koszmarnie) i nie w miejscu w którym powinno. Zużyje się na jego
wykonanie dwa razy więcej betonu niż potrzeba, a w kosztorysie pewnie zapisze
razy dziesięć.
Największy udział procentowy w zamuleniu zalewu ma materia
pochodząca z motorowodniackiego podmywania skarp, z rozkładu glonów, opadłych
jesienią liści, oraz z koszenia traw na skarpach. Zalew jest zbiornikiem
żyznym, bogatym w substancje mineralne pochodzące z użytków rolnych i ścieków z
gospodarstw położonych wyżej wzdłuż rzeki Łupii. Przyrost roślinnej biomasy
(glony) jest więc w sezonie ogromny. W upalne dni doprowadza to do tzw
przyduchy – czyli braku tlenu – skutkującej masowym śnięciem ryb. Trwale
sytuację mogłoby poprawić zaprojektowanie przed zalewem jakiegoś filtra
ekologicznego w postaci bagniska lub bobrowiska. Inaczej tzw. „odmulanie dna”
będzie co kilka lat stanowiło pretekst do milionowych inwestycji i osuszania
budżetu... tfu, tfu zalewu – chciałem powiedzieć - akurat na sezon letni, wtedy
kiedy jest najbardziej potrzebny mieszkańcom, których nie stać na dalekie
wyjazdy i drogie urlopy zagraniczne, zwłaszcza tym z małymi dziećmi.
3. Pomosty –
Pomosty na skierniewickim zalewie to jeden wielki błąd w sztuce budowlanej.
Stalowa konstrukcja została chyba specjalnie tak zaprojektowana by zbierało się
na niej jak najwięcej wody i żeby ta woda jak najdłużej zalegała. Zapewne
chodziło o to żeby korozja stali była jak największa, a ułożone z drewna
pomosty błyskawicznie nasiąkały, długo trzymały wilgoć, za to szybko butwiały.
Pomosty te nadają się już tylko do rozbiórki. Odtwarzanie ich w dotychczasowym
kształcie z plastiku byłoby czystym marnotrawstwem. Tym niemniej zainteresowała
mnie w artykule autorstwa pana „mar-a”
wzmianka, że drewniane pomosty wymieniane są co rok! Owszem wymienia się, a
raczej uzupełnia co roku po kilka bali – zwykle tych które doszczętnie
zbutwiały, lub wykruszyły się już całkowicie. Robi się to byle jak i z byle
czego. Ale skoro władze
OSiR-u mówią, że wymieniają co rok wszystko, to z pewnością mają na
potwierdzenie tego faktu odpowiednie faktury.
Problemy których OSiR nie
widzi
O tych sprawach i innych napiszemy w następnym odcinku
zatytułowanym: Zalew pseudorewitalizacji
II
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz