Kiedy w Skierniewicach panowała jeszcze sroga zima, często
widywałem tutejszych mieszczan posypujących spożywczą solą chodniki przed
sklepami, garażami, wejściami do domków, a nawet bloków. Takie solenie nie
przynosi nikomu żadnego pożytku (no może poza producentami tanich butów w
Chinach), za to wyrządza wiele szkód środowisku i infrastrukturze komunalnej.
Najbardziej zaintrygowało mnie, dlaczego tubylcy używają do tego soli
kuchennej, a więc tej dodatkowo przetworzonej? Oczyszczonej i nasyconej
związkami jodu, popaczkowanej hermetycznie w eleganckie torebki z kolorowymi
nadrukami, napisami i kodami kreskowymi. Dlaczego nie używają zwykłej soli
drogowej, która przed wprowadzeniem na rynek, takim ceregielom nie musi być
poddawana?
Czyli
że drogowa jest tańsza!?
Na tym zdroworozsądkowym założeniu opierał się sens afery
kiełbasianej, która kilka miesięcy temu wstrząsnęła krajowymi mediami.
Pamiętamy? Unijne służby sanitarne wykryły, że sprytni, polscy wędliniarze
przyprawiają kiełbasę solą drogową zamiast kuchennej i pod tym pretekstem
zamknęły rynki europejskie przed dostępem naszych wędlin. Cóż, jakoś przetrwamy
kolejne szykany z godnością. Pomyślałem
wówczas, kompensując sobie ewidentne upokorzenie, z dumą o polskich
cwaniaczkach, którzy tak inteligentnie obniżali koszty produkcji. Sól „drogowa”
to przecież normalna sól, też z Wieliczki, tylko że bez unijnego wydziwiania. I
pewnie duma z tego wydarzenia do dziś poprawiałaby mi samopoczucie, gdybym
przed paru dniami nie zauważył w Tesco wiaderka z napisem: „sól drogowa”.
Kilogram tej soli kosztuje 2 razy drożej od kuchennej!
Co jest!?
A no do tego, że
przez to cholerne Tesco nie wiem już co myśleć o naszych wędliniarzach. Albo
oni są jeszcze cwańsi niż wszyscy myślą, albo to skończeni idioci, którzy nie
dość, że trwonią zasoby na zakupy dwa razy droższej soli, to jeszcze narażają
się na radykalne pomniejszenie dochodów z eksportu, a budżet państwa na stratę
po niepowstałych obowiązkach podatkowych.
No ale jeśli nasi wędliniarze okazali się idiotami, to kim są zarządcy
„Tesco”, którzy zapychając cenną powierzchnię handlową swoich marketów
niesprzedawalnymi bublami, psują opinię o sobie i marketach w ogóle? Wygląda
więc na to, że najinteligentniejsi w całym tym zamieszaniu okazali się
Skierniewiczanie prywatnie posypujący komunalne chodniki solą spożywczą. Znów
więc miałem okazję być z czegoś dumny (kogoś). Co prawda tylko przez chwilkę,
wręcz ułamek sekundy, ale zawsze... Człowiek potrzebuje czasem poczuć się
dumnym. Zwłaszcza człowiek żyjący w mieście, w którym powodów do dumy trzeba
się mocno naszukać.
No tak. Wszystko się
kończy. Ale ta sól zimą sypana to tylko dziury wyżera w chodnikach i w
butach i w budżecie. Trzeba potem wywalać kupę kasy na nowe. Szczęście jeśli
buty przetrwają do końca sezonu. I tak są obliczone tylko na jeden. Ale o
jednosezonowych chodnikach jeszcze nie słyszałem. Poza Skierniewicami ma się
rozumieć. Tutaj chodniki podczas zimy tak klawiszują i tańczą, że należałoby je
przekładać od nowa co wiosnę. Niestety po kilku latach już nie ma co
przekładać, bo solna korozja sprawia, że betonowa kostka zamienia się w słony
żwir nadający się tylko do peklowania okolicznych drzew, krzewów ozdobnych i
kwitnących bylin. O tym gdzie chodniki nie klawiszują w ogóle i dlaczego,
będzie w którymś z następnych felietonów. Teraz już trzeba jednak nawiązać do
tytułu, a potem zakończyć z wdziękiem. Najlepiej dowcipem, albo jakąś nauką
mądrą ale interesującą, czasem smutną ale śmieszną.
I wiecie co? Powiem wam, że w Skierniewicach...
Przebiśniegi są wszędzie
Zapytałem chłopców bawiących się na osiedlowym trawniku w
wydeptywanie nowych ścieżek przez mokradła, czy widzieli pierwsze oznaki
wiosny? Oczywiście, że widzieli - przebiśniegi. Zapytałem, czy dużo ich?
Potwierdzili, że tak, pełno, że niektóre nawet białe. Zapytałem, czy daleko
stąd? Zaprzeczyli gorliwie. Poprosiłem, żeby wskazali miejsce gdzie rosną.
Wskazali... Wiecie co? Nie zgadniecie. Pod nogi, na kupy wskazali. Te niby
psie. Jeszcze całe, bo zmarznięte trochę, już cuchnące, gdzieniegdzie
rozdeptane, a nawet rozmazane na powierzchni chodników nie do przebycia czystą
stopą. „Ładne kwiatki” - pomyślałem. O naszej uzdrowiskowości najlepiej
świadczące, tudzież o stołeczności kwiaciarstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz