„Nie żałujemy
pieniędzy, żeby profilaktyk, prelekcji i pogadanek dla młodzieży było jak
najwięcej”
Leszek
Trębski – prezydent SKC
W przerwach pomiędzy niezliczonymi lekcjami nienawiści do
narkomanii, prelekcjami odbywającymi się pod czujnym okiem pedagogów,
„specjalistów terapeutów”, koniecznie dyplomowanych, oraz umoralniającymi
pogadankami na temat szkodliwości zażywania narkotyków nieopodatkowanych
akcyzą, uczniowie wychodzą wspólnie odstresować się poprzez rytualne wypalenie
wolnego od podatków skręta. Normalna rzecz. Inaczej człowiek by zwariował.
Europa – można powiedzieć wolna! W miarę możliwości oczywiście. Może nawet
Ameryka, jak w serialach tzw. młodzieżowych legalnie emitowanych w mediach
abonamentowanych. Zresztą po lekcji języka polskiego poświęconej tajnikom
dramatopisarstwa Witkacego, czy Gombrowicza też ma się potrzebę spróbowania
pejotlu, albo koki. Zaraz potem karetka na sygnale odwozi jednego z drugim
światowca do szpitala w celu ratowania jego „Istnienia Poszczególnego”. Czy to
„622 upadków Bunga” się zachciewa fajansiarstwu? Tego już w serialach nie ma. A
może i było, no ale przecież wszystkiego trzeba spróbować jak się wchodzi w dorosłe
życie. Do tego na prowincji, bez perspektyw... No bo jeśli nie teraz, to kiedy?
Coś
tu nie gra
Z artykułu w Głosie z 14-ego lutego 2013.r. pt: „Naćpani maturzyści” autorstwa
dziennikarza podpisującego się inicjałem
anw dowiadujemy się, że dzieciaki w
skierniewickich szkołach głównie palą „maryśkę”. Niestety marihuana nie daje
opisywanych w artykule objawów. Znaczy się pan(i) dziennikarz nie pali?
Zwłaszcza takich objawów, które wymagałyby interwencji karetki z zespołem
reanimacyjnym na pokładzie. Zwłaszcza
kiedy się wypala jednego skręta we trzech. Chyba, że się który tym skrętem
zadławił? Nawet w przypadku typowych porcji amfetaminy byłby problem z utratą
przytomności. Mam tu na myśli prawdziwą amfetaminę, a nie tylko nazwę handlową
czegoś, co normalnie reklamowane jest w TV jako wybielacz lub odrdzewiacz.
Jednak konieczność przewiezienia do szpitala na sygnale amatorów przyćpania na
drugie śniadanie wzrasta, jeżeli przyjmiemy, że nie było żadnej maryśki tylko
zwykłe siano, czyli susz. Na przykład z bielunia, diffenbachii, albo znad
zalewu - wzmocnione środkiem owadobójczym, lub domestosem; ewentualnie Bryza albo Ace, porcjowane w kapsułki po
rapacholinie, a potem masowo sprzedawane w naszych szkołach i konsumowane przez
szczeniaków pod nazwą „ekstazy”.
Śmieszne w tym jest to, że dzisiejsza młodzież nie dość, że
płaci za to „g”ciężką forsę, to jeszcze się przechwala i przysięga na wszystkie
świętości, że ma po tym zajefajne jazdy, sprawniejszy umysł i wizje lub haluny!
Jeszcze śmieszniejszy jest poziomu współczesnego szkolnictwa usprawiedliwiający
wyżej opisane postawy młodzieży. Tragiczne jest natomiast to, że w tym kraju za
kupienie dwóch kapsułek zawierających Ace ta sama, spragniona halunów i odlotów
gówniarzeria może zaliczyć nawet 10 lat odsiadki w prawdziwym więzieniu. Takim
co to podatnika, czyli rodzica ciężko pracującego, kosztuje 4 tys zł
miesięcznie na jednego penitencjariusza.
Czy ktoś to w ogóle badał?
Narkotyki, narkotyki! Rozległo się po całych Skierniewicach
gęganie z powodu, że syn Mariusza Dziudy - przewodniczącego „lokalnego
parlamentu”- też przyćpał. Przyćpał, nie przyćpał, grunt że wierzy, że
przyćpał. A ja się pytam skąd nagle wszyscy wiedzą, że w całym tym zamieszaniu
brały udział jakiekolwiek narkotyki? Doznali iluminacji – też przyćpali?
Policja nie wie, bo podczas bezprawnego przeszukania mieszkań licealistów nic
nie znalazła. Że trzech „głęboko
wierzących” przesłuchała na tę okoliczność w charakterze świadków, a jednemu z
tych świadków nawet przedstawiła zarzuty prokuratorskie? No chyba sobie ktoś
żarty stroi! Dziennikarze lokalnych brukowców nie wiedzą, bo w swoich
artykułach nie powołali się na nic, co można by nazwać dowodem. Rodzice nie
wiedzą, bo ich nigdy nie ma, bo ciężko pracują na ZUS i więzienia. Dyrektor ZSZ
nie wie, bo sam wyznał wstydliwie red. Sławomirowi Burzyńskiemu z ITS-u, że nie
ma pieniędzy na testy wykrywające. To ile kosztują takie testy? Mimo to,
podejrzanych o spożycie moralnie zgnoił, na studniówkę nie wpuścił, zaprzągł do
roboty w charakterze niewolników, a potem jeszcze czuć skruchę rozkazał. I to
za zgodą ich rodziców! Kurde, jakbym miał takich rodziców to chyba bym zaćpał
się na śmierć. Że uczniowie sami się przyznali? A od kiedy to w cywilizowanej
Europie przyznanie się podejrzanego jest traktowane jako dowód winy? Co innego
w Związku Radzieckim, tam zawsze przyznanie się przesądzało o winie, ale
jednocześnie premiowane było nadzwyczajnym złagodzeniem wyroku i ekstra
przydziałem słoniny. Dla niewinnych była zsyłka do gułagu, albo kulka w tył głowy.
Ale My, Europejczycy, zawsze wiedzieliśmy, że te ich sowieckie „przyznania się”
co najwyżej dowodzą stosowania przez reżim tortur fizycznych i psychicznych. W
Skierniewicach nikakich tortur
oczywiście nie było. Chyba żeby... Dziennikarze zapomnieli zapytać.
Profilaktyki proweniencja
Przy okazji tego zamieszania niejaka pani Ewa Juraś
wypłakuje się redaktorom z ITS-u, że w skierniewickich szkołach państwowych
szerzy się dilerka i plaga narkomanii, obowiązkowo popijana alkoholem
oczywiście. I to pomimo faktu, że mamy wspaniałą młodzież! A wszystko dlatego,
że wciąż za mało jest profilaktyki. Skąd ona to wie? No jak to, ma przecież
córkę we właściwym wieku! A zawartość alkoholu w wypowiedzi zapewne wzięła się
stąd, że pani Juraś jest prezesem Stowarzyszenia, które zgodnie ze swym
statutem zajmuje się alkoholizmem, ale jakby co, to nie pogardzi również pozastatutowymi funduszami z profilaktyki
antynarkotykowej. Zwłaszcza, że jest to profilaktyka idąca z postępem. Jej
postępowość polega na tym, że profilaktyka będzie dla rodziców. Czyli że niby
jak i co? Po domach będzie pani Ewa
Juraś wędrować i nauczać jak świadkowie Jehowy, czy raczej administracyjnie
wezwania wysyłać wszystkim rodzicom po kolei do przymusowego stawiennictwa i
słuchownictwa? Demokratycznie wg alfabetu, czy też z listy sporządzonej na
podstawie donosów najznamienitszych obywateli miasta? Dowiemy się tego już w
następnym odcinku ITS-u zapewne, bo w tym odcinku z 15-ego lutego 2013.r. w
art. pt: „Odlot na długiej przerwie”
autor – pan red. Sławomir Burzyński nie dopytał. Albo po prostu nie
dopisał.
Jak profilaktyka to tylko
w Amsterdamie
Moim zdaniem najlepszą profilaktyką byłoby dofinansowanie
młodzieży naszej kochanej kilkudniowej wycieczki obyczajowo-krajoznawczej do
Amsterdamu, lub innego Kazachstanu, w celu legalnego, osobistego i koniecznie
organoleptycznego poznania smaku i zapachu prawdziwej maryśki. Tak, by po
powrocie nie dawała już grosza zarobić s*synom dilującym Ace, Bryzą, Suszoną
natką z marchewki, cukrem pudrem, kartoflanką lub sproszkowanym Calgonitem. No
może jeszcze zamiast wykupować kolejne pakiety jałowych prelekcji,
odczytów i pogadanek o szkodliwości
narkotyzowania się, miałoby sens zafundowanie dzieciakom kursu odróżniania oszusta
i złodzieja od uczciwego dealera. No ale z drugiej strony patrząc, mają już
przecież w szkole religię, co księdzu Mirosławowi Kurkowi z TPD pod rozwagę
polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz